Raport o PKB w drugim kwartale był nieco lepszy od oczekiwań. Został zweryfikowany z 2,4 proc. annualizowanego wzrostu do 1,6 proc. Oczekiwano wzrostu o 1,4 procent. Przypominam, że w pierwszym kwartale było to 3,7 proc. Przed publikacją straszono, że PKB może nawet spaść, więc przez porównanie takie dane wydawały się być wręcz wspaniałe. Weryfikacja indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan zdecydowanie nie mogła pomóc bykom – co prawda w porównaniu do lipca nastroje poprawiły się, ale mniej niż szacowano dwa tygodnie wcześniej.

Wystąpienie szefa Fed zawierało to, na co byki liczyły. Co prawda Bernanke przyznał, że gospodarka rozwija się wolniej niż oczekiwano, ale zapewnił, że w 2011 roku przyśpieszy (nie bardzo wiadomo, na czym opiera to twierdzenie). Gdyby jednak przyśpieszać nie chciała, a szczególnie wtedy, gdyby istniało realne zagrożenie spowolnieniem to Fed ma wiele środków, którymi może jej pomóc. Powiedział też, że ryzyko pojawienia się deflacji nie jest duże, ale gdyby się mylił to Fed da sobie z tym radę. Z wystąpienia wynikało, że szef Fed myśli przede wszystkim o poluzowaniu ilościowym, czyli skupie rządowych obligacji (pospolicie nazywanym drukowaniem pieniędzy).

Pierwszą reakcją rynków po tym wystąpieniu była wyprzedaż akcji. Wydaje mi się jednak, ze nie był to wynik samego wystąpienia, a tego, że w tym samym momencie Intel ostrzegł, że w trzecim kwartale jego przychody będą mniejsze o 1 mld USD od wcześniejszych prognoz, bo popyt konsumencki jest zbyt słaby. Potem włączyła się do gry technika. Indeks S&P 500 przetestował wsparcie na poziomie 1.040 pkt. i ruszył na północ. Wtedy byki naprawdę zaatakowały. Słowa szefa Fed zostały wykorzystane i gracze posiadający krótkie pozycje zaczęli je w pośpiechu zamykać, a indeksy szybko rosły.

Duże wzrosty indeksów niewiele jednak zmieniają w obrazie rynku. Owszem, jeszcze bardziej umocniło się wsparcie na indeksie S&P 500 między 1.040 a 1.045 pkt. Pojawiły się jednak dwa niebezpieczeństwa. Po pierwsze, gdyby doszło do przebicia mocnego wsparcia to zaowocowałoby to potężnymi spadkami. Po drugie gdyby tak mocne zapewnienia szefa Fed zostały w przyszłym tygodniu uznane za niewystarczające to nic nie uratowałoby rynku przed przeceną. Ratunek jest w danych makro. Jeśli będą niezłe to indeksy będą rosły. Jeśli będą nadal słabe to jedynie bardzo mocna wiara w wystarczającą pomoc Fed uchroni rynek przed poważną przeceną.

Reklama

GPW rozpoczęła piątkową sesję neutralnie, potem WIG20 nawet trochę wzrósł. Gracze spodziewali się tego, że czekanie na wystąpienie Bena Bernanke umożliwi przeprowadzenia wzrostowej sesji. Bardzo słabe zachowanie innych giełd europejskich popsuło jednak ten plan i indeks szybko wrócił do poziomu z czwartku, gdzie utknął na bardzo długo. Po publikacji raportu o amerykańskim PKB indeksy natychmiast, bardzo szybko ruszyły na północ. Reakcja nie była logiczna, bo wzrost był mizerny i do tego historyczny, ale wszystkie giełdy tak właśnie zareagowały.

Potem indeksy zaczęły się osuwać, ale od czego jest fixing? Kolejny cudo-fixing (już nawet nie będę pytał organów kontrolnych, czy coś maja zamiar z tym zrobić) podniósł indeks o 20 punktów, dzięki czemu WIG20 wzrósł o 1,25 proc. Jak się jednak okazało zakończenie piątkowej sesji było absolutnie zgodne z trendem obowiązującym na świecie (nasi manipulatorzy mają najwyraźniej zdolności profetyczne ;-). Dlatego też dzisiaj na rozpoczęcie sesji wzrosty mogą być kontynuowane, chociaż ich skala nie będzie duża.