Kraje Afryki stają się niebezpieczne - korupcja, wysokie ceny żywności i paliw oraz fundamentalizm zagrażają stabilności Tunezji, Egiptu, Maroka i Jordanii. Może się to negatywnie przełożyć na zyski z turystyki.
Tunezja, Egipt, Jordania i Maroko – kraje, których jednym z głównych źródeł dochodów jest turystyka – tracą wizerunek stabilnych politycznie. W pierwszym dokonał się właśnie przewrót. Drugi graniczy z Sudanem, w którym referendum niepodległościowe na południu grozi wybuchem wojny domowej, a niedawno w Aleksandrii doszło do spektakularnego zamachu na chrześcijan. Trzeci „gości” na swoim terytorium fundamentalistów z Al-Kaidy Maghrebu. W czwartym dochodzi do protestów w związku z wysokimi cenami żywności i paliwa. Prognozy dla Afryki Płn. i Bliskiego Wschodu nie są optymistyczne, co może się przełożyć na zyski biur turystycznych.

Rewolta przeciw biedzie

Wydarzenia w Tunezji błyskawicznie przyspieszyły w piątek. Właśnie wtedy z kraju uciekł rządzący od 1987 r. prezydent Zin Al-Abidin Ben Ali. W sobotę władzę po niepopularnym autokracie oficjalnie objął tymczasowy prezydent – do niedawna szef niższej izby parlamentu – Fuad Mebaza.

>>> Zobacz też: Biura podróży sprzedały już 30-40 proc. wakacyjnej oferty

Reklama
W tym samym dniu w wystąpieniu telewizyjnym zwrócił się do premiera Mohammeda Ghannusziego o utworzenie koalicyjnego rządu jedności narodowej. Opozycja na czele z Mustafą Ben Dżafarem przystąpiła do rozmów. Mniej więcej w tym samym czasie chęć partycypowania we władzy zgłosił lider islamskich fundamentalistów Raszid Ghannuszi, który od ponad 20 lat przebywał na emigracji, a którego organizacja Ennahda (odrodzenie) za rządów Ben Aliego była na celowniku tunezyjskiej bezpieki. Wybory prezydenckie mają zostać przeprowadzone nie później niż za 60 dni, licząc od soboty 15 stycznia. Już dziś widać, że chętnych do udziału w nich jest wielu, co może oznaczać przedłużającą się niestabilność.

Perspektywa niestabilności

Jak pisze we wczorajszym wydaniu brytyjski „Times”, armia tunezyjska pozostaje w pogotowiu na wypadek, gdyby kraj zaczął pogrążać się w anarchii. Gazeta przewiduje, że scenariusz tunezyjski jest realny również dla innych krajów Afryki Płn. Dziennik ocenia, że mimo pozorów stabilności zagrożony jest przede wszystkim Egipt. „We wszystkich państwach Afryki Płn. starzejący się politycy sprawujący władzę zbyt długo stosują różne zabiegi, by utrzymać się u rządów, mimo rosnącego niezadowolenia społecznego. Najwyraźniej widać to w Egipcie, kraju będącym klamrą świata arabskiego” – czytamy w „Timesie”.

>>> Polecamy: Tu Polacy wypoczywają najchętniej

Jakby na potwierdzenie tej tezy w sobotę dziesiątki egipskich aktywistów sprzeciwiających się trwającym od niemal trzech dekad rządom prezydenta tego kraju Hosniego Mubaraka tańczyło przed ambasadą Tunezji w Kairze, skandując „Ben Ali, powiedz Mubarakowi, że na niego też czeka samolot”.
Wizerunek Egiptu jako destynacji turystycznej rujnuje też zamach na chrześcijan, którego dokonano 1 stycznia w położonej na północy kraju Aleksandrii. Zginęło 21 osób, 97 osób odniosło rany. Po zamachu doszło w mieście do gwałtownych zamieszek między muzułmanami a chrześcijanami.
Ze ściganiem fundamentalistów borykają się też Maroko i Jordania. 5 stycznia media w Maroko poinformowały o operacji policji przeciw komórce islamistów i aresztowaniu 27 osób. Na czele grupy stał człowiek Al-Kaidy Islamskiego Maghrebu (AQIM), która ma swoją bazę w Algierii i specjalizuje się m.in. w porwaniach dla okupu. W przypadku Jordanii nie bez znaczenia jest również narastający opór społeczny przeciw rządom króla Abdullaha II. W piątek doszło w tym kraju do protestów spowodowanych rosnącymi cenami paliwa i żywności, mimo że kilka dni temu król nakazał obniżenie niektórych cen i podatków.