Jak podkreślał dyrektor generalny prowadzącej prace likwidacyjne firmy Ignalinos Atomine Elektrine (IAE) Zilvinas Jurksus, rozebranie dwóch nieczynnych reaktorów elektrowni będzie zadaniem bez precedensu. Nikt dotychczas nie likwidował reaktorów radzieckiego typu RBMK, dlatego zebrane przy tym doświadczenia będą unikalne w skali światowej - podkreślił.

Jurksus zaznaczył, że IAE będzie chciało te doświadczenia wykorzystać i zaoferować usługi, dotyczące likwidacji elektrowni jądrowych. Podkreślał, że IAE mogło skorzystać z dostępnych na rynku podobnych usług, jednak firma zdecydowała się prowadzić rozbiórkę własnymi siłami i swoim personelem.

>>> Czytaj też: Zamknięcie elektrowni atomowej na Litwie wpłynie znacząco na PKB kraju

Jak tłumaczył Jurksus, jednym z najpoważniejszych problemów, na jaki natknięto się przy projekcie rozbiórki, jest los prawie czterech tysięcy ton grafitu, używanego w reaktorze typu RBMK jako moderator neutronów. Napromieniowany grafit ma objętość prawie 3 tys. metrów sześciennych - w trakcie działania reaktora powstawał w nim tzw. długożyciowy izotop węgla C-14. "W zasadzie nie wiadomo, co z nim zrobić" - powiedział Jurksus.

Reklama

Kierownik projektu rozbiórki Siergiej Dudajew dodał, że problem grafitu ze starych elektrowni dotyczy całego świata. Zaznaczył, że IAE ściśle współpracuje w tej kwestii z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej i różnymi instytutami naukowymi, powołała też specjalną jednostkę badawczą.

Jurksus poinformował też, że budżet firmy w 2010 r. zamknął się kwotą 109,5 mln euro, w 2011 r. ma sięgnąć 190 mln euro, z czego prawie 90 proc. będzie pochodziło z funduszy UE. Koszt całkowitej rozbiórki elektrowni ma sięgnąć 2,5 mld euro i potrwa ona do 2029 r. Jurksus zaznaczył, że celem jest całkowita likwidacja siłowni i doprowadzenie terenu do stanu "zielonej łąki". W przyszłości, tuż obok starej siłowni, nad brzegiem jeziora Druksiai (Dryświaty) ma stanąć elektrownia Visaginas o mocy do 3400 MW. Ma to być wspólne przedsięwzięcie Łitwy, Łotwy, Estonii i Polski.

Zamknięcie elektrowni w Ignalinie było jednym z warunków zgody Unii Europejskiej na przyjęcie Litwy. Pierwszy reaktor wyłączono w 2004 r., drugi z końcem 2009 r. i wtedy też siłownia przestała produkować energię elektryczną. W zamian UE współfinansuje likwidację elektrowni.

Pierwszy wyłączony reaktor, który jest już całkowicie opróżniony z paliwa, mogła obejrzeć grupa dziennikarzy z Polski. Mimo że siłownia już nie działa, obowiązują w niej bardzo surowe środki bezpieczeństwa. Wejścia do siłowni strzegą uzbrojeni policjanci, kontrolujący dokumenty oraz sprzęt elektroniczny - kamery, aparaty fotograficzne itd., które wcześniej należało zgłosić, z podaniem numerów seryjnych włącznie.

>>> Czytaj też: Polsko-litewska współpraca energetyczna nabiera rozpędu

Potem należy się rozebrać, założyć dwie warstwy odzieży ochronnej, specjalne buty i przechodząc kolejne kontrole można wejść do budynku nieczynnego od siedmiu lat reaktora. Wejście znajduje się kilkanaście metrów nad ziemią, należy się wspiąć dziewięć pięter schodami, by dotrzeć na poziom tzw. górnej osłony biologicznej, liczącej siedem metrów grubości.

Hala nad pokrywą reaktora ma około 30 m. wysokości, znajduje się w niej m.in. ruchoma maszyna do wymiany liczących kilkanaście metrów elementów paliwowych. Zużyte paliwo przechowywane jest początkowo w basenie za ścianą hali reaktora, potem trafia na leżące ok. kilometra od elektrowni składowisko. Obecnie jest ono już całkowicie wypełnione. Paliwo będzie tam składowane przez co najmniej 50 lat. W okolicy trwa budowa kolejnego składowiska.

Hala turbin, w której znajdują się dwa turbozespoły i liczne urządzenia pomocnicze, ma 600 metrów długości i kilkadziesiąt wysokości. W całej elektrowni poziom promieniowania radioaktywnego jest bardzo niski, w ciągu dwugodzinnego pobytu dozymetr wykazał dawkę jednego mikrosiwerta. Przeciętne dawki na Ziemi są rzędu kilku milisiwertów na rok. W czasie awarii w Fukushimie notowano chwilami poziom promieniowania rzędu kilkuset milisiwertów na godzinę. Za poważnie zagrażające zdrowiu uważa się dawki rzędu kilku siwertów w krótkim czasie.

Kontrola przy wyjściu z elektrowni jest tak samo skrupulatna, jak przy wchodzeniu do niej. Sprzęt elektroniczny jest bardzo dokładnie sprawdzany do kątem ewentualnego skażenia. Ścisłą kontrolę w specjalnej bramce muszą też przejść wszyscy ludzie.