Po dwóch dniach euforii napędzanej nadziejami na zwiększenie do 2 bln euro potencjału Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej, dokapitalizowanie banków oraz rozwiązanie problemów Grecji, zakładające redukcję jej długów o połowę, we wtorek wieczorem do głosu zaczęły dochodzić wątpliwości. Wczoraj dosięgły jedynie inwestorów za oceanem. Dziś mogą dopaść ich europejskich kolegów. Już we wtorek słychać było wypowiedzi świadczące o tym, że przyjęcie planu może napotkać spore trudności. Minister finansów Niemiec nazwał pomysł powiększenia EFSF głupim, a kanclerz Angela Merkel zadeklarowała brak poparcia dla jakichkolwiek programów stymulacyjnych zakładających zwiększenie zadłużenia. Obie te dość stanowcze wypowiedzi nie zrobiły wczoraj na inwestorach żadnego wrażenia, ale nie znaczy to, że rynki ich nie zauważą. Być może nastąpi to już dziś. Wskazuje na to wtorkowe zachowanie się graczy za oceanem.

Wall Street zaczęła wczorajszą sesję z umiarkowanym optymizmem. Indeksy zyskiwały na otwarciu po około 1,5 proc. Po kilkudziesięciu minutach zwyżka przekraczała już 2 proc., zaś w najlepszym momencie S&P500 szedł w górę o 2,8 proc., docierając do 1195 punktów. Ostateczne zyskał jednak tylko 1,1 proc., bowiem w końcówce notowań bardzo wyraźnie widoczna była przewaga sprzedających. Można ją tłumaczyć chęcią realizacji zysków, ale przede wszystkim informacjom o prawdopodobnych kłopotach planu wychodzenia Europy z kłopotów finansowych, z których dopiero wieczorem zaczęto sobie zdawać sprawę. W internetowym wydaniu Financial Times poinformował, że część państw europejskich ma opory w przyjęciu uzgodnionych już w lipcu rozwiązań drugiego pakietu pomocy dla Grecji i chce większego udziału w nim inwestorów prywatnych. To zaś źle rokuje także obecnym planom powiększenia funduszu stabilizacyjnego.

Dziś na giełdach azjatyckich nastroje dalekie były od euforii. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei rósł o 0,2 proc. Mocniejsze zwyżki notowano na parkietach o mniejszym znaczeniu. Na Filipinach wzrost przekraczał 4 proc. Wskaźnik na Tajwanie szedł w górę o 0,8 proc., ale w Hong Kongu mieliśmy spadek o ponad 1 proc. Shanghai B-Share rósł o 0,3 proc., jednak o tyle samo zniżkował Shanghai Composite.

Kontrakty na amerykańskie indeksy rano traciły po 0,5 proc. Wszystkie te czynniki powodują, że można spodziewać się kiepskiego początku handlu na europejskich giełdach. Podstawowe pytanie dotyczy skali ewentualnego rozczarowania po dwóch dniach ekscytacji planem powiększenia stabilności. Prawdopodobnie do końca tygodnia i zarazem miesiąca oraz kwartału poważniejsze załamanie nam nie grozi, jednak początek października może być dla posiadaczy akcji stresujący. Wówczas ważyć się będą nie tylko losy najnowszych pomysłów na ratowanie strefy euro, ale i pomocy dla Grecji.

Reklama