Biznesowy partner to podstawa. David Yoffie, profesor Harvard Business School, zauważa, że gdyby nie Paul Allen, Bill Gates zapewne nie zrezygnowałby z Harvardu, by poświęcić się ich projektowi. Z kolei Steve Jobs mógłby nie poradzić sobie bez Steve’a Wozniaka.
Choć dziennikarze lubią skupiać się na samotnych geniuszach zmieniających biznes, partnerstwo jest lepsze – udowadnia z kolei Michael Eisner, były szef korporacji Disney, w niedawno wydanej książce „Working Together: Why Great Partnerships Succeed”. – Gdzie byłby Goldman bez Sachsa, Hewlett bez Packarda, zaś Home Depot bez Arthura Blanka i Berniego Marcusa? – pyta Eisner.
Nawet uchodzący za wizjonera świata finansów Warren Buffet polega na przyjacielu i pomocniku Charliem Mungerze. Obaj pochodzą z Omaha i działają razem w biznesie (Munger jest wiceprezesem Berkshire Hathaway) i na polu filantropii. Są między nimi tylko dwie zasadnicze różnice: Buffett ma więcej pieniędzy i wspiera Demokratów, Munger – Republikanów. To jedyny człowiek, którego najbardziej znany inwestor giełdowy świata nazywa swoim partnerem i kumplem. Przyznaje nawet, że jego znak słynna strategia długoterminowego inwestowania w niedowartościowane spółki o zdrowych fundamentach powstała pod wpływem starszego o sześć lat kolegi.
A jak jest w Polsce? Wystarczy spojrzeć na listę najbogatszych tygodnika „Wprost”. Zdecydowanie dominują samotni rewolwerowcy i spółki rodzinne. Na liście ledwie kilka biznesowych par ludzi niepołączonych więzami krwi: Grzegorz Dzik i Józef Biegaj z Impela, prowadzące ITI klany Walterów i Wejchertów czy właściciele Polmleku Andrzej Grabowski i Jerzy Borucki. I to na raczej odległych miejscach. Stawkę zamyka Michał Kiciński, który z Marcinem Iwińskim prowadzi CD Projekt, producenta gry komputerowej „Wiedźmin”.
Reklama

Liczba duetów biznesowych będzie jednak szybko rosnąć. Dlaczego? – Zwiększa się zaufanie między ludźmi, a więc coraz częściej decydujemy się na współpracę, niekoniecznie z bliskimi znajomymi, np. ze szkolnej ławy. I dobrze, bo brak zaufania powoduje, że stajemy się mało efektywni biznesowo – tłumaczy psycholog biznesu Joanna Heidtman. Jej zdaniem wielu liderów firm to gracze zespołowi, szukają partnera, by podtrzymać energię, potrzebują inspiracji i współgrania z drugą osobą, zdecydowanie lepiej działają w duetach.

>>> Czytaj też: 'Wiedźmin' priorytetem CD Projekt, w przyszłości może zainwestować w drugą markę

– Bez rzeczywistego partnera w spółce, z którym trzeba się liczyć, można nie zauważyć błędów i niepokojących tendencji. Podwładny nie powie wszystkiego, bo to jest zupełnie inna relacja – mówi „DGP” prezes Impela Grzegorz Dzik. – Dobrze, że jest ktoś, kto skrytykuje moją błędną decyzję, zanim zdąży to zrobić rynek. Dzięki temu można uniknąć wpadek.

Przypisane role czy zamiana miejsc

Grzegorz Dzik i Józef Biegaj, właściciele największej firmy oferującej usługi outsourcingowe w Polsce, na pozór nie przystają do siebie, potwierdzając tylko tezę o przyciąganiu się przeciwieństw. Pierwszy spokojny, zamknięty w sobie, choć czasem gwałtowny i „nadużywający języka”, drugi dyplomatyczny, energiczny, wyluzowany, na spotkania biznesowe przyjeżdża często w skórze na swoim motorze marki Harley-Davidson. Jest też bardzo towarzyski, ma dużo kontaktów i pielęgnuje je. W tym czasie Grzegorz Dzik woli spędzać czas z książkami, a ma ich 30 tys. Rozwija, jak mówi, potencjał duchowy, interesuje się buddyzmem, filozofią i psychologią.
Zaczynali w usługowej spółdzielni studenckiej Student Serwis. Grzegorz Dzik po kilku latach pracy został dyrektorem ds. usług. Józef Biegaj prowadził jeden z jej oddziałów. Dzik zaproponował mu spółkę. Teraz Impel żywi, prowadzi księgowość, trans portuje gotówkę, pilnuje biur, a nawet pilnuje naszych F16. – Pieniądz zwykle dzieli, a dla nas nie jest celem samym w sobie, tylko narzędziem. Dlatego działamy w harmonii już 21 lat. Chęć zysku by nas zniszczyła, a tak jesteśmy jak dwie połówki jabłka – przekonują Dzik i Biegaj.
– Najczęściej spotykany i trwały układ to wizjoner, zarządzający operacyjnie, oraz partner uporządkowany, nielubiący ryzyka, dbający o finanse i jakość. Sprawują różne funkcje i nie wchodzą sobie w paradę – mówi Joanna Heidtman. W Impelu Grzegorz Dzik zajmuje się zarządzaniem strategicznym i doskonaleniem organizacji. Z kolei Józef Biegaj długofalowym rozwojem.
Inaczej jest w przypadku Ireneusza Ćwirko i Krzysztofa Kulczyckiego z firmy Crist, która na terenie byłej Stoczni Gdynia buduje najbardziej zaawansowane technologicznie statki w Europie, m.in. do stawiania farm wiatrowych. 21 lat niezmiennie Ćwirko jest prezesem zarządu, zaś Kulczycki szefem rady nadzorczej. Ale to tylko formalność. Nie ma wyraźnego podziału ról. Robotą dzielą się po połowie, tak jak wynoszą udziały, i niemal wszystko robią wspólnie. To pracoholicy, od rana do wieczora w stoczni. Kulczycki jest zamknięty, konkretny, zaś Ćwirko otwarty, wręcz jowialny. Jeden zna rosyjski, drugi angielski.
Do rozkręcenia stoczniowego biznesu wykorzystali pieniądze, które zarobili za granicą w latach 80. Ćwirko pływał wówczas na wykonanym w Stoczni Gdynia radzieckim statku do połowu tuńczyków. Kulczycki pracował m.in. w Dubaju, gdzie ściągał Polaków do pracy.
Inżynierowie z Trójmiasta mają podobne pomysły, umiejętności i nie boją się ryzyka. Zawiązali właśnie konsorcjum z kilkoma lokalnymi firmami, które zamierza zbudować podmorski hotel na Malediwach. Konstrukcja stanęłaby na trzech nogach obok rafy koralowej i by każdy z gości w swym pokoju mógł ją oglądać, wykonywałaby jeden obrót wokół własnej osi na dobę.
Takie harmonijne wspólne zarządzanie jak w przypadku Crista jest rzadziej spotykane. Ma swoje plusy, bo partnerzy na bieżąco mogą się lepiej wspierać i kontrolować, a nie rozliczać dopiero na spotkaniach zarządu. Natomiast tutaj zdecydowanie częściej iskrzy. Zbyt częste przebywanie ze sobą nikomu przecież nie służy.

Dwaj przyjaciele plus komputer

Biznesowe tandemy są znakiem rozpoznawczym odnoszących największe sukcesy firm z branży nowych technologii. Tutaj potrzebne są ferment intelektualny i inspirowanie przez partnera.
Kiedy dwudziestoletni kumple ze studiów Steve Jobs i Steve Wozniak w 1976 r. zakładali Apple’a, ten pierwszy sprzedał swojego wysłużonego volkswagena, zaś drugi kalkulator naukowy. W ten sposób za zgromadzone 1350 dolarów mogli sfinansować produkcję pierwszych 25 komputerów zamówionych przez lokalny sklep z elektroniką.
Teraz gwiazdami pierwszej wielkości są Sergey Brin i Larry Page. Brin poznał Page’a na studiach doktoranckich na Uniwersytecie Stanforda. Rzucili je, by poświęcić się tworzeniu nowej wyszukiwarki internetowej. Tak powstał Google. Unikają mediów, zwykle więc widać ich na tym samym zdjęciu od lat, gdzie uśmiecha się serdecznie dwóch chłopców w szarych koszulach. Rządzą wspólnie, i to twardą ręką, choć na prezesa zatrudnili starszego od nich o 20 lat menedżera z branży IT Erica Schmidta. To serdeczni druhowie. Nawet ożenili się w tym samym roku. We dwójkę dzielą między siebie prywatnego boeinga 767.
Również od przyjaźni zaczęła się kariera szefów CD Projektu, producenta głośnej gry komputerowej „Wiedźmin”. Michał Kiciński i Marcin Iwiński poznali się w warszawskim liceum im. Józefa Czackiego. Wolny czas spędzali wspólnie na testowaniu zapisanych na dyskietkach gier.
Zaczęli sami je sprowadzać, najpierw sprzedając znajomym. Kiedy w 1994 r. zakładali CD Projekt, mieli po 19 lat. Jak wspominają, pracowali do wieczora, a po nocach grali. Kolejnym etapem rozwoju firm było wypuszczenie własnych produkcji. W 2007 r. hitem, nie tylko w Polsce, stał się „Wiedźmin”.
Przyjaźń, która zaowocuje biznesem, nie musi się zaczynać w szkole. Taki związek można nawet stworzyć przez internet. Tak właśnie poznali się Wojciech Czernecki i Michał Jaskólski, którzy pięć lat temu stworzyli internetową porównywarkę cen Nokaut.pl. Czernecki, jeszcze zanim skończył liceum, założył pierwszą witrynę: Twoja-Firma.pl. Rozwijała się całkiem dobrze, ale potrzebował wspólnika, który miałby większe rozeznanie w programowaniu. Wyszukiwarka podpowiedziała firmę A1 z Gdańska należącą do Michała Jaskólskiego. Wojciech i Michał szybko znaleźli wspólny język. – Przez pierwszy rok ani razu się nie spotkaliśmy, nawet nie wiedzieliśmy, jak wyglądamy – wspomina Jaskólski. Domena Wojtka to kwestie biznesowe i wizja rozwoju. Michał zaś zajmuje się programowaniem i praktyką przekładania pomysłów na konkret internetowy.

Rycerze króla Jagiełły

Najlepiej, gdy biznesowi partnerzy mają wspólną, cementującą przyjaźń pasję. Właścicieli Polmleku z Pułtuska oprócz planów stworzenia największej grupy mleczarskiej w Polsce łączy historia. Andrzej Grabowski i Jerzy Bogucki co roku jeżdżą pod Grunwald i występują w tamtejszej rekonstrukcji bitwy. Bogucki jest rycerzem Jagiełły, zaś Grabowski piechurem. W ubiegłym roku kupili za 15 mln zł średniowieczny zamek w Gniewie i chcą tam urządzać turnieje rycerskie. Sam obiekt kosztem 100 mln zł ma zostać zaadaptowany na olbrzymi hotel i centrum konferencyjne. Bo pasja pasją, ale biznes to biznes. Skupując upadające mleczarnie, zbudowali już koncern z 1,5 mld zł rocznych obrotów. Andrzej Grabowski szuka okazji do przejęć, a Jerzy Borucki administruje spółką. Pierwszy zaczynał przygodę z biznesem od eksportu mleka w proszku do krajów dawnego ZSRR. W połowie lat 90. zaproponował spółkę Boruckiemu, sąsiadowi i synowi lokalnego producenta mleka.
Grzegorza Dzika i Józefa Biegaja fascynuje sport. Spędzają razem 3 – 4 tygodnie w roku, szusując na stokach. Czasem grają też w piłkę. Z kolei Ćwirko i Kulczycki grali za młodu w drużynach piłkarskich Trójmiasta. Teraz też lubią wysiłek fizyczny, choć ich zainteresowania nieco się rozeszły. Pierwszy gra w golfa, drugi jeździ konno.
Z kolei najsłynniejszy polski duet ostatnich 20 lat – Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego –łączyła pasja muzyczna. Obaj byli muzykami i zaczynali od grania w zespołach przykościelnych. Poznali się w Warszawie w 1985 r. na koncercie Cliffa Richarda. Trzy lata później założyli Art. B. Zasłynęli stworzeniem oscylatora, który umożliwiał wielokrotne zarabianie na odsetkach od tych samych pieniędzy w różnych bankach. Mimo że obaj byli abstynentami, organizowali wystawne przyjęcia w kupionym wspólnie pałacu w podwarszawskich Pęcicach. Ich karierę i znajomość przerwało aresztowanie Bagsika w Szwajcarii.

Szybko zapomnieć o kłótni

Przyjaźń, która owocuje wspólnie prowadzonym biznesem, nie zawsze musi być harmonijna. Zdaniem Leszka Mellibrudy na ogół lepiej dla przedsięwzięcia, gdy jeden z partnerów dominuje. W takich relacjach obowiązuje dynamiczny poziom zaufania. Można partnera skarcić, zarzucić mu niekompetencję, a druga osoba się nie obrazi. Tak właśnie było w przypadku duetu Steve Jobs i Steve Wozniak, zdominowanego przez tego pierwszego. – Steve bywa irytujący i bardzo przykry – jeszcze przed jego śmiercią mówił o Jobsie „Financial Timesowi” Steve Wozniak, jeden z założycieli Apple’a. – Potrafi przyjść na zebranie, warknąć: „Mowy nie ma. To funta kłaków niewarte. Nie będziecie tego robić”, i wyjść, a od drzwi rzucić: „Banda idiotów!”.
– Ale zawsze był wobec mnie w porządku, był po prostu dobrym przyjacielem – Wozniak wspominał przyjaciela, gdy niedawno zmarł. Podczas wywiadu telewizyjnego nie mógł powstrzymać łez.
Leszek Mellibruda zwraca uwagę, że zwykle nawet lider – tyran i samotnik podświadomie poszukuje kogoś do duetu. Nierzadko drugą jego częścią są szare eminencje. Formalni lub nieformalni doradcy, często bezimienne zwierciadła, w których odbija się wielkość albo małość takiego szefa. Inna sprawa, że nie wszyscy na najwyższych szczeblach uwielbiają dominować. W pewnych sprawach marzą, by się podporządkować.
Czy w układzie partnerskim mogą funkcjonować nawet dwa samce alfa? Tylko jeśli traktują drugiego jako brata, a nie rywala. – I tak będą obnażać kły wobec siebie. Bo samiec alfa musi pokazywać siłę, wściekać się, warczeć. To są odruchy. Kluczowa jest umiejętność wycofania się z konfliktu w odpowiednim momencie – dodaje Mellibruda.
Właściciele Crista kłócą się rzadko. – Musimy zawsze znaleźć kompromis. Krzysztof jest młodszy, więc musi się dostosować – żartuje Ćwirko. – Gdy mamy inne zdanie, siadamy i dyskutujemy. Zwykle spotykamy się gdzieś pośrodku – dodaje Kulczycki. Gdy mają wątpliwości, zapraszają grupę kierowników działów. W większości znają się jeszcze z lat 80., z pracy w Stoczni Gdynia. Ćwirko i Kulczycki ściągnęli ich, gdy rozkręcali interes. – Najważniejsze, by decyzje zapadały szybko – mówi Ćwirko.
Grzegorz Dzik i Józef Biegaj spierają się np. o wielkość dywidendy. Pierwszy patrzy na bieżący interes firmy i chciałby mniejszej wypłaty, pozostawiając więcej z zysku w firmie. Partner reprezentuje bardziej interes właścicielski, akcjonariuszy i naciska na wyższą dywidendę.
Innym razem Dzik odwołał Biegaja ze stanowiska prezesa spółki Impel Security Polska wbrew jego woli, uznając, że potrzebna jest obecność obu głównych akcjonariuszy w zarządzie spółki matki. – W razie sporu długo rozmawiamy i przekonujemy się wzajemnie. Ostatnie słowo należy jednak do mnie, jako prezesa i największego akcjonariusza. Ale bardzo liczę się ze stanowiskiem pana Biegaja – zastrzega Grzegorza Dzik. – Po kłótni nie chowamy urazy. Zawsze dajemy sobie pozwolenie na popełnianie błędów, tolerujemy je wzajemnie, ponieważ one uczą – dodaje Biegaj.
Nawet w uchodzącym za bardzo zgrany i oparty na głębokiej przyjaźni tandemie Mariusz Walter i Jan Wejchert zatrzęsło się, gdy Wejchert, dysponujący największą liczbą akcji ITI, odwołał syna partnera, Piotra Waltera, ze stanowiska szefa TVN-u. Zastąpił go Szwajcarem Markusem Tellenbachem. To była sytuacja wyjątkowa. – Jesteśmy już za starzy na to, by się poróżnić. Nigdy nie było głosowania, w którym postawiłem na swoim, dlatego że mam większość. Wszyscy mamy równy głos. Bardzo często siadamy do stołu i każdy ma zupełnie inny pogląd na dany temat. Ale na koniec wypracowujemy rozwiązanie, którego nie było na początku, a które okazuje się najlepsze – tłumaczył „DGP” Wejchert.
Najbardziej znany tandem biznesowy w Polsce – Mariusza Waltera i nieżyjącego już Jana Wejcherta – połączył tenis. Poznali się w 1976 r. podczas transmitowanego przez telewizję pokazowego meczu Wojciecha Fibaka. W tym czasie Walter był producentem najpopularniejszego programu Studio 2, za to Wejchert polonijnym producentem ketchupu. W 1984 r. utworzyli holding ITI (International Trading and Investment). Firma dostała koncesję od władz PRL na sprowadzanie sprzętu elektronicznego Hitachi i dystrybucję filmów na kasetach wideo. Biznesem życia okazała się stacja telewizyjna TVN, choć szybko musieli porzucić zbyt ambitne plany, np. przesuwając godzinę emisji „Faktów” z 19.30 na 19.00 i oferując tasiemcowe telenowele. Po śmierci Wejcherta różnice dotyczące dalszego rozwoju TVN i sięgające 3 mld zł zadłużenie ITI skłoniły właścicieli do wystawienia stacji pod młotek.
Przykładów lojalności i współdziałania w trudnej branży mediów jest więcej. Zygmunt Solorz–Żak uchodzi za bezwzględnego wobec wrogów, ale hojnego wobec przyjaciół. W 2008 r. zszokował wszystkich, nagradzając swego przyjaciela i partnera biznesowego Heronima Rutę. Umożliwił mu zakup po cenie nominalnej 9,2 proc. akcji telewizji Polsat. Pakiet wart pół miliarda złotych Ruta nabył za... 7,2 mln zł. W ten sposób wdarł się przebojem do pierwszej czterdziestki najbogatszych osób w Polsce. – To mój wieloletni współpracownik, którego postanowiłem wynagrodzić – wyjaśniał wówczas Solorz–Żak, nie podając za co konkretnie.
Ruta towarzyszy Solorzowi–Żakowi od lat, ma udziały w Polsacie Cyfrowym oraz innych spółkach kontrolowanych przez telewizyjnego magnata. Negocjował dla Polsatu wiele transakcji, w tym zagranicznych. Po zakupie Polkomtelu, operatora sieci komórkowej Plus, wszedł do jego rady nadzorczej. To postać mało znana. Podobnie jak Solorz –Żak wywodzi się z Radomia. Na początku lat 90. handlowali wspólnie trabantami i wartburgami z NRD. Do dziś kocha samochody. W Radomiu prowadzi salon Volkswagena, jeździ, podobnie jak Józef Biegaj z Impela, motorem Harley-Davidson.

Sukces albo przyjaźń

Najtrudniejszym testem dla biznesowego tandemu jest –paradoksalnie – sukces wspólnego przedsięwzięcia.
Paul Allen, współwłaściciel Microsoftu, twierdzi w niedawno wydanej autobiografii „Idea Man: A Memoir by the Co-founder of Microsoft”, że gdy zachorował na raka, Bill Gates próbował go wykluczyć z prowadzenia biznesu i ograniczyć udziały w spółce z powodu spadku produktywności. Allen miał podsłuchać jego rozmowę z obecnym prezesem Stevem Ballmerem. Udało mu się storpedować te zakusy. Jednak, jak napisał, już w latach 70. Gates zmniejszył liczbę jego udziałów, uznając, że Allen odegrał mniejszą rolę w rozwoju Microsoftu, najpierw do 60/40, a potem do 64/36. To szokujące wyznania jak na dwóch przyjaciół jeszcze ze szkoły podstawowej. Obecnie byłych przyjaciół. Allen zrezygnował z udziału w zarządzaniu firmą jeszcze w latach 80. i skupił się na rozwijaniu własnych biznesów, inwestując głównie w firmy technologiczne.
Mark Zuckerberg, właściciel Facebooka, zachował się podobnie względem Eduardo Saverina. Przynajmniej tak wynika z fabuły popularnego filmu „The Social Network”. Poznali się na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Harvarda. Na drugim założyli spółkę. Zuckerberg miał w niej 70 proc., zaś Saverin 30 proc. udziałów. Ten ostatni był dyrektorem finansowym i menedżerem firmy.
Żądza sławy i pieniędzy zniszczyła przyjaźń tych 20-latków. Zuckerberg uległ czarowi Seana Parkera, twórcy legendarnego programu do ściągania darmowej muzyki Napster. To jego chciał mieć za partnera. Za plecami Saverina obniżył jego udziały w spółce do 0,03 proc. Dało to początek wojnie sądowej, która zakończyła się ugodą, ale nie pogodziła dawnych przyjaciół.
Władza i pieniądze zmieniają ludzi. Tandemy wystawiane są na ciężką próbę. – Mija pierwsza biznesowa euforia, jeden chce dalszej ekspansji, drugi postawienia na stabilność i odcinania kuponów. Dopiero z tej perspektywy widać, że mają inne wizje – mówi Joanna Heidtman. – Często pojawia się chęć przywłaszczenia sobie całej chwały i niechęć do dzielenia się sukcesem. Umniejsza się rolę partnera, traktuje go jako przeszkodę w drodze na szczyt, przestaje doceniać wspólną pracę – dodaje.
Czy zyskują na tym więcej niż ci, którzy dalej współdziałają na rzecz sukcesu firmy? Niekoniecznie. Biznesowe tandemy znają z pewnością powiedzenie „Mówiły jaskółki, że niedobre są spółki”, ale najwidoczniej bardziej biorą sobie do serca inne: „Co dwie głowy to nie jedna”.