– Na początek będziemy latać dwoma, być może trzema samolotami – mówi Marek Sidor, prezes Bingo Airways. Spółka należy do niego i Andrzeja Moździerza, ale na rynku aż huczy, że niedługo dołączy do nich inwestor strategiczny. Sidor milczy w tej sprawie. Jednak potwierdza, że prowadzone są rozmowy. Ich efekt być może poznamy już za tydzień. Jedno jest pewne – nie będzie to żaden fundusz czy osoba fizyczna, lecz inwestor branżowy z prawdziwego zdarzenia.
– W pierwszym roku działalności chcemy przewieźć 200 – 250 tys. pasażerów przy założeniu, że krajowy rynek czarterowy będzie rósł w dwucyfrowym tempie – mówi Sidor.
Linia chce obstawić połączenia z Polski do krajów nad Morzem Śródziemnym, dlatego raczej na pewno wybierze boeingi 737 lub airbusy 320.
Plany przewozowe lokują Bingo w gronie czołowych przewoźników obsługujących trasy do Polski, takich jak Travel Service, Eurocypria, AMC Airline czy Air Poland, a nawet LOT. Na pewno firma nie ma co liczyć na rywalizację z Enter Air, linią założoną przed niespełna dwoma laty także przez Polaków. W zeszłym roku Enter przewiózł bowiem ponad milion osób, tym samym bijąc na głowę pozostałych graczy.
Reklama
– Wejście z ofertą czarterową na polski rynek wciąż może się okazać sukcesem – uważa Tomasz Kułakowski z Tok Consulting. Jak twierdzi, odsetek Polaków wybierających czartery jako sposób dotarcia na wakacje jest w Polsce wciąż dużo mniejszy niż w innych krajach Unii. Warunek jest jeden: oferta musi być atrakcyjna cenowo.