Indeksy w USA wczoraj, a w Azji dziś rano, źle przyjęły opóźnienia w planie ratowania Grecji. Europejscy liderzy obawiają się, że wola Aten do reform rozpłynie się jak kamfora po kwietniowych wyborach do parlamentu.

Nie ufaj Grekom - pisał George Orwell w swojej pierwszej książce ("Na dnie w Paryżu i Londynie"). Europa raz jeszcze uczy się tego zdania. Mimo przyjęcia pakietu reform przez grecki parlament w poniedziałek, europejscy przywódcy wahają się przed definitywnym przyznaniem drugiej rundy pomocy finansowej zadłużonym Grekom. Obawy wydają się zasadne (wspominałem o nich we wcześniejszym komentarzu na początku tygodnia) - za dwa miesiące w Atenach zbierze się nowy parlament, którzy wybierze nowy rząd. Dzisiejsza koalicja rządząca nie może liczyć na poparcie obywateli demonstrujących na ulicach przeciwko cięciom wydatków i opowiadając się za bankructwem kraju. W ostatnich dniach przeciwko narzucaniu zbyt ostrych warunków przez rząd Niemiec, Finlandii czy Holandii opowiedział się prezydent Grecji, który w proteście zrezygnował ze swojej pensji (300 tys. EUR rocznie).

Sytuacja jest więc coraz bardziej skomplikowana, być może Europa wypłaci tylko taką część pomocy, która pozwoli Grecji uniknąć bankructwa do wyborów, a później ponownie rozpoczną się żmudne negocjacje. Rynkom taka perspektywa nie odpowiada, bo oznacza to przedłużenie okresu niepewności. Co prawda sama Grecja już międzynarodowym inwestorom nie zaszkodzi, ale utrzymuje się ryzyko, że ewentualne bankructwo okaże się wstępem do rozłamu całej UE. Europa obiecuje odpowiedź w poniedziałek i do tego czasu rynki muszą sobie jakoś radzić.

W Azji inwestorzy postanowili nie czekać na kaprysy polityków. Kospi stracił 1,4 proc., Hang Seng spadał o 1,6 proc., a Shanghai Composite o 1 proc. na trzy kwadranse przed końcem notowań. Jedynie inwestorzy w Japonii zachowali zimną krew - Nikkei stracił zaledwie 0,2 proc.

Reklama

W Europie - i na GPW - mamy ciekawą sytuację. Od początku ubiegłego tygodnia trwa konsolidacja nieznacznie poniżej szczytu trendu wzrostowego. Takie zachowanie rynku wzbudza podejrzenie o dystrybucję akcji, ale równie dobrze może się okazać tylko formą korekty, schłodzenia rynku po intensywnych zwyżkach w styczniu. Im dłużej trwa ten stan, tym silniejsze będzie późniejsze wybicie i siłą rzeczy tym boleśniejsze okaże się dla inwestorów, którzy nie zdążyli na czas kupić bądź sprzedać akcji. W tym kontekście interesujące wskazania daje ankieta internetowa na stronie Stooq.pl, gdzie większość głosujących spodziewa się zwyżek do końca roku. Jak wiadomo, większość nie może mieć racji.