20 lutego w nocy zażegano kryzys grecki na maksymalnie tydzień. 27 lutego niemiecki parlament będzie bowiem głosował nad drugim pakietem pomocowym dla Aten i zgodą na wykorzystanie EFSF dla ochrony nowych greckich obligacji. Angela Merkel powinna to głosowanie wygrać, chociaż sprzeciwia się jej własny minister finansów - Wolfgang Schäuble i coraz liczniejsza grupa polityków.

>>> czytaj też: Merkel: Grecji należy się wielki szacunek za plan reform

Potem mamy 10 i 11 marca – kiedy nastąpi zamiana obligacji i należy mieć nadzieję, że wszystkie formalności będą już dopełnione. W kwietniu Grecję i Francję czekają wybory. Jeśli nowy grecki rząd będzie dalej ciął wydatki, protestujący się zmęczą, a 6 maja drugą turę wyborów we Francji wygra Nicolas Sarkozy, dopiero wówczas będzie można powiedzieć, że wszystko zostało po staremu.

>>> Polecamy: Grecja zdegradowana do jeszcze bardziej śmieciowego poziomu

Nawet ta pobieżna wyliczanka wskazuje, że utrzymywanie Grecji w strefie euro za wszelką cenę skończy się prędzej czy później. Szczególnie, że nie jest to tanie przedsięwzięcie.

Jak podaje Bruegel Institute dług publiczny Grecji we wrześniu 2011 roku wynosił 347 miliardów euro, z czego Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz państwa strefy euro pożyczyły 80 miliardów euro. Resztę wyłożył Europejski Bank Centralny oraz sektor prywatny. Do tego należy dodać świeże 130 miliardów drugiego pakietu pomocowego.

Czytaj cały artykuł na: