Negocjacje w sprawie kolejnego siedmioletniego budżetu UE na lata 2014-20 wkraczają w decydującą fazę, w której padają już konkretne propozycje cięć. Z wtorkowego, otwartego dla dziennikarzy posiedzenia ministrów ds. europejskich w Luksemburgu wynika, że najbardziej zagrożona jest polityka spójności, znacznie bardziej niż wspólna polityka rolna i dopłaty bezpośrednie dla rolników.

"Dla Niemców maksimum, jakie możemy zaakceptować, to globalne wydatki UE w wys. 1 proc. PKB" - mówił niemieckiego minister stanu ds. europejskich Michael Link. To oznacza cięcia w stosunku do wyjściowej propozycji Komisji Europejskiej z czerwca (1,05 proc. PKB) o ponad 100 mld euro. Link nie ukrywał, że głównych oszczędności trzeba szukać w polityce spójności, bo propozycja KE (376 mld euro) jest "za duża i trzeba się tak dużemu wzrostowi sprzeciwić". Za cięciami tych funduszy opowiedzieli się także inni ministrowie z państw - płatników netto, w tym najbardziej stanowczo Francuz i Fin. Francuski minister ds. europejskich Jean Leonetti bronił natomiast polityki rolnej jako polityki wzrostu i bezpieczeństwa żywnościowego.

Dla Polski, największego w UE beneficjenta funduszy strukturalnych, jest to nie do przyjęcia. "Spójność i rozwój obszarów wiejskich są dla Polski najważniejsze. To sposób na wyjście z kryzysu i promocję wzrostu - mówił w Luksemburgu minister Mikołaj Dowgielewicz. - Jak mają być cięcia, to muszą być we wszystkich politykach, a nie tylko spójności".

Ale największe kontrowersje wywołała propozycja Niemiec oraz kilku innych krajów-płatników netto w sprawie specjalnego mechanizmu, by wyznaczyć górny pułap dostępnych funduszy dla krajów nawet do poziomu, jaki im przyznano na lata 2007-2013. W przypadku Polski to 67 mld euro, czyli znacznie mniej niż wynika z czerwcowej propozycji KE, zgodnie z którą nasz kraj mógłby dostać przynajmniej 80 mld euro w latach 2014-20. Straciłyby też Słowenia, Bułgaria i Rumunia, a także Belgia.

Reklama

Część uzyskanych w ten sposób oszczędności, jak proponują płatnicy netto, miałaby trafić m.in. na Węgry i do krajów bałtyckich, które od miesięcy skarżą się, że są pokrzywdzone w czerwcowej propozycji KE. Z propozycji tej wynika, że mogą dostać mniej funduszy niż dotychczas. Polscy dyplomaci nie ukrywają, że to próba skłócenia "przyjaciół polityki spójności".

"To logika płatników netto, którą odrzucamy" - powiedział Dowgielewicz. By się jej sprzeciwić, aż 13 państw-beneficjentów z tzw. grupy przyjaciół polityki spójności przyjęło we wtorek rano, przed oficjalnymi obradami całej "27", wspólną deklarację, w której sprzeciwiły się nowemu mechanizmowi. Mimo to znalazł się on w opracowywanym przez duńską prezydencję dokumencie, tzw. bloku negocjacyjnym, co duński minister ds. europejskich Nicolai Wammen uzasadniał poparciem sporej grupy państw. Zastrzegł jednak, że ta propozycja może ulec zmianie w dalszej fazie negocjacji.

"To oczywiste, że będą stałe próby podziału przyjaciół polityki spójności. Dla Polski to absolutnie kluczowe, by ta grupa skutecznie funkcjonowała do końca, co się udaje do tej pory" - powiedział Dowgielewicz, podkreślając, że wtorkową deklarację podpisały także Węgry i kraje bałtyckie.

KE proponowała w czerwcu 376 mld euro na politykę spójności w budżecie 2014-20. Głównym kryterium ubiegania się o fundusze ma pozostać poziom zamożności - liczony w PKB na mieszkańca. Ale żeby zapobiec nadmiernie wielkiemu budżetowi, KE zaproponowała wyznaczenie limitu absorpcji funduszy przez dany kraj na 2,5 proc. jego PKB.

W obecnym budżecie 2014-20 ten górny limit absorpcji funduszy to 4 proc. PKB. Mimo propozycji jego obniżenia Polska, która się rozwija, i tak w nominalnych wartościach dostałaby więcej funduszy niż dotychczas i nadal byłaby głównym beneficjentem budżetu UE. Węgry i kraje bałtyckie, których PKB na skutek kryzysu znacznie zmalał, mogą stracić w porównaniu z budżetem 2007-14. Zwłaszcza że w obecnej perspektywie zawyżono im wartość dostępnych funduszy strukturalnych, bo - jak przyznaje sama KE - w ich obliczeniu oparła się w 2005 roku (kiedy osiągnięto porozumienie budżetowe) na zawyżonych statystykach dotyczących PKB.

Komisarz Lewandowski określił nowy mechanizm zaproponowany przez płatników netto słowami "nie więcej niż dotychczas". "KE nie zgadza się na tę propozycję" - powiedział. "Gdyby było nie więcej niż dotychczas, to oczywiście, że w przypadku Polski i tak są to potężne kwoty i Polska i tak pozostaje rekordzistą. Ale to nie nagradza krajów, które miały wzrost gospodarczy i mądrze wydają fundusze" - wyjaśnił dziennikarzom. Cieszył się, że na razie udaje się utrzymać "front solidarności najbiedniejszych".

Ten wspólny front najbiedniejszych nowych państw UE trudno będzie jednak utrzymać zwłaszcza w ostatniej fazie negocjacji budżetowych, jeśli płatnicy netto będą obstawać przy dużych cięciach w spójności. Nie można wykluczyć, że podczas szczytu UE w grudniu, kiedy spodziewany jest finisz negocjacji, ten czy inny kraj nie wyłamie się i przejdzie na stronę płatników netto.

Dlatego - przyznają źródła polskie - do tego czasu trzeba znaleźć inną metodę rekompensacyjną specjalnie dla Węgier i trzech krajów bałtyckich.

We wtorek po Luksemburgu krążyła też inna deklaracja budżetowa. Z inicjatywy Niemiec grupa siedmiu krajów-płatników netto (Niemcy, Austria, Francja, Finlandia, Szwecja, Holandia i Włochy) w deklaracji pod nazwą "Przyjaciele lepszego wydawania" domagają się uwzględnienia w razie koniczności ograniczania wydatków publicznych przez kraje UE. Domagają się też wprowadzenia zasady tzw. warunkowości makroekonomicznej. Chodzi o propozycję KE, by krajom, które uporczywie łamią dyscyplinę finansów publicznych, blokować dostęp do funduszy strukturalnych z budżetu UE. Polska oraz inne kraje-beneficjenci tej polityki sprzeciwiają się, argumentując, że ta kara zagrażałaby w największym stopniu państwom, które są głównymi odbiorcami funduszy strukturalnych.