To dzięki systemowi handlu emisjami UE znajduje się w awangardzie globalnych działań na rzecz ograniczenia emisji CO2. Państwa Europy wytwarzają w istocie jedynie połowę ilości dwutlenku węgla emitowaną obecnie przez same Stany Zjednoczone, które mimo wielu zapowiedzianych inicjatyw oraz eksploatacji na skalę przemysłową gazu ze złóż łupkowych nie będą w stanie dorównać na tym polu Unii Europejskiej, przynajmniej w perspektywie do 2030 r. Z kolei Chiny w szybkim tempie zwiększają zużycie węgla, dążąc do pozyskania coraz tańszej energii, aby jeszcze bardziej powiększyć swoją przewagę nad Europą w zakresie kosztów produkcji.
Nie należy przy tym zapominać o zróżnicowaniu tempa wzrostu PKB wewnątrz samej UE, szczególnie pomiędzy krajami Europy Środkowej a resztą kontynentu. Niezbędnym warunkiem wyrównywania różnic rozwojowych jest dynamiczny rozwój przemysłu, tymczasem panuje dość powszechny, choć mylny pogląd, że większa skala działalności przemysłowej oznacza przyrost szkodliwych emisji.
Na scenę wkracza postęp technologiczny, który dowodzi, że nawet w ramach obecnie funkcjonującego systemu ETS, którego zasady są z roku na rok zaostrzane, ceny uprawnień do emisji zanieczyszczeń są niższe, niż chcieliby tego niektórzy zwolennicy likwidowania zakładów przemysłowych, a tym samym zwiększania bezrobocia.
Jednocześnie kwitnie rynek odnawialnych źródeł energii (OZE), a kraje członkowskie UE nie mają problemu z ich wykorzystaniem, choć borykają się z pytaniem, w jaki sposób dostosować swoje gospodarki do gwałtownego tempa rozwoju OZE.
Reklama
Optymizmem napawa to, że eurodeputowani rozumieją procesy zachodzące w otaczającym ich świecie. Oddając swoje głosy przeciwko zmianom w systemie ETS, opowiedzieli się za czystszą Europą. Dało to przemysłowi szansę na szybszy rozwój z użyciem najlepszych dostępnych technologii (BAT), a osobom bezrobotnym – szansę na znalezienie zatrudnienia, umożliwiając wykorzystanie najtańszych rodzimych źródeł energii oraz broniąc przewagi konkurencyjnej Europy na arenie międzynarodowej. 16 kwietnia 2013 r. byliśmy świadkami zwycięstwa wolnego rynku nad zakusami unijnej biurokracji.