Japoński premier Shinzo Abe przedstawił wczoraj plan powrotu na ścieżkę wzrostu. Problem jednak w tym, że sporo mówił o wyznaczonych celach, a mniej o metodach, jakimi je osiągnąć.

Zagraniczni inwestorzy i turyści na ratunek

Najważniejszym z nich jest to, by przez najbliższe 10 lat realny dochód narodowy na mieszkańca wzrastał średnio o 2 proc. rocznie – lub 3 proc. w wartościach nominalnych. To oznaczałoby, że dochód statystycznego Japończyka zwiększy się przez ten czas o 1,5 mln jenów (równowartość 49 tys. zł). Zadanie jest ambitne, biorąc pod uwagę, że przez ostatnią dekadę realny wzrost wynosił 0,89 proc.

Aby to zrealizować, rząd Abe zamierza stworzyć specjalne strefy ekonomiczne mające przyciągać zagranicznych inwestorów i być może obniżyć CIT (Japonia ma drugi najwyższy podatek od przedsiębiorstw wśród państw OECD – wynosi on 37 proc.). A także trzykrotnie zwiększyć wartość inwestycji infrastrukturalnych finansowanych ze środków prywatnych i publiczno-prywatnych, dwukrotnie zwiększyć poziom inwestycji zagranicznych, zwiększyć liczbę umów o wolnym handlu, tak aby do 2018 r. do krajów objętych nimi trafiało 70 proc. japońskiego eksportu (obecnie ten poziom wynosi 19 proc.) czy podwoić eksport produktów rolnych i ryb. W planach jest nawet zwiększenie liczby turystów odwiedzających Japonię z obecnych 8 mln rocznie do 20 mln w 2023 r. i zmniejszenie kosztów produkcji ryżu o 40 proc.

Reklama

– Rząd przedstawił optymistyczne cele liczbowe, ale mam wątpliwości, czy zostaną one spełnione i czy taka polityka wyznaczonych celów może działać. W końcu rząd nie może kontrolować całości aktywności gospodarczej kraju. Abenomika nie powinna zmierzać w kierunku gospodarki planowej – mówi Reutersowi Hideo Kumano, główny ekonomista Dai-ichi Life Research Institute.

Jego wątpliwości podzielają inwestorzy. Po wystąpieniu Abe główny indeks tokijskiej giełdy – Nikkei 225 – spadł aż o 3,83 proc. Według analityków japoński premier zbyt mało mówił, w jaki sposób osiągnąć niektóre z celów oraz o takich sprawach jak deregulacja, uelastycznienie prawa pracy czy obniżki podatków. – Od reformy rynku pracy do inwestycji i deregulacji strategia wzrostu idzie w dobrą stronę, ale brakuje w niej odważnych działań jak ułatwienia w dziedzinie mobilności pracowników, imigracji czy obniżek podatków – uważa Masayuki Kichikawa, główny ekonomista od rynku japońskiego w Bank of America Merrill Lynch. Szczegóły i bardziej odważne działania zostaną przedstawione prawdopodobnie po lipcowych wyborach do wyższej izby parlamentu.

Luźna polityka monetarna i inwestycje

Spadki na giełdzie nie zmieniają tego, że Abe, który w grudniu powrócił do władzy po ponad pięcioletniej przerwie, cieszy się na razie sporym kredytem zaufania zarówno inwestorów, jak i wyborców. Wczorajsza strategia wzrostu to trzeci element jego programu gospodarczego, nazywanego Abenomiką. W poprzednich dwóch – zresztą bardzo dobrze przyjętych przez rynki – zapowiedział prowadzenie ultraluźnej polityki monetarnej, co ma przełamać deflację będącą jedną z głównych bolączek japońskiej gospodarki, oraz duże inwestycje publiczne, które mają napędzać wzrost. Na to, że Japonia odzyska pozycję drugiej co do wielkości gospodarki świata, którą kilka lat temu utraciła na rzecz Chin, nikt oczywiście nie liczy, ale przełamanie stagnacji jest celem jak najbardziej realnym.