Postęp technologiczny, zwłaszcza w dziedzinie szczelinowania hydraulicznego, prowadzi do rekordowego wydobycia, które w ciągu 18 miesięcy do trzech lat może znacznie przewyższyć potencjał amerykańskich rafinerii – uważa Benjamin Salisbury, starszy analityk polityki energetycznej w FBR Capital Markets z Arlington, w stanie Wirginia. Import netto ropy odpowiada obecnie 40 proc. zapotrzebowania, co oznacza spadek o 60 proc. w porównaniu z rokiem 2005 – wynika z szacunków agencji EIA, jednostki badawczej Departamentu Energii.

Kongres ograniczył eksport ropy naftowej, gdy embargo wprowadzone przez kraje arabskie w latach 1973-74 spowodowało deficyt paliwa, ceny poszybowały w grę, a przed stacjami benzynowymi pojawiły się ogromne kolejki. Wzrost krajowej produkcji w zeszłym roku do rekordowego poziomu 766 tys. baryłek dziennie podważa tezę, że Amerykanie potrzebują ropy naftowej z zagranicy. Równocześnie otwiera się pole do debaty, której politycy nie za bardzo chcą inicjować.

- Amerykanie są bardzo uwrażliwieni politycznie na ropę, a szczególnie na ceny benzyny – podkreśla Salisbury w rozmowie z agencją Bloomberg. – Aby politycy chcieli działać, najpierw muszą pojawić się problemy. Toteż gdy zacznie spadać liczba szybów, wtedy i tylko wtedy będziemy mieli decyzje w sprawie eksportu ropy naftowej.

>>> Czytaj również: Wielcy gracze na rynkach manipulują benchmarkami na potęgę

Reklama

Ameryka wysyła około 120 tys. baryłek ropy dziennie do Kanady na podstawie licencji Departamentu Handlu. Kongres zezwala na eksport ze złóż Cook Inlet na Alasce do Kanady. Do tego dochodzi sprzedaż na polecenie prezydenta ze względu na interesy narodowe.

Eksport musi się zwiększyć, żeby podtrzymać boom, dzięki któremu produkcja w USA w zeszłym roku wzrosła w największym stopniu od czasu wywiercenia pierwszego szybu komercyjnego w 1859 roku – twierdzi Robin West, prezes firmy konsultingowej PFC Energy. Wydobycie w takim tempie sprawia, że USA są na najlepszej drodze do wyprzedzenia Arabii Saudyjskiej, największego producenta na świecie, jeszcze przed rokiem 2020.

Amerykanie mogą się sprzeciwić idei wysyłania ropy za granicę ponieważ obawiają się, że może to doprowadzić do wzrostu cen benzyny – podkreśla David Goldwyn, prezydent Goldwyn Global Strategies w Waszyngtonie.

Ale Philip Verleger, były doradca ds. energetycznych prezydenta Jimmy'ego Cartera i założyciel firmy konsultingowej PK Verleger z Kolorado, jest innego zdania: - Ceny na produkty naftowe w USA nie będą się różnić w zależności od tego, czy eksportujemy ropę czy jej nie sprzedajmy za granicę. Natomiast limity eksportu surowca pozwolą rafineriom na zredukowanie produkcji, dzięki czemu wzrośnie ich marża od rafinacji.

>>> Polecamy: PIG podał szacunki złóż surowców. Zobacz, ile Polska ma ropy i gazu