Wartość walorów spółek z GPW znajdujących się w portfelach OFE to obecnie nieco ponad 100 mld zł. Do ZUS-u mogłyby – w zależności od liczby ubezpieczonych rezygnujących z usług OFE – trafić akcje warte 60–90 mld zł.

Dla porównania: największy obecnie akcjonariusz na GPW, jest nim Skarb Państwa, ma akcje warte łącznie blisko 86 mld zł. W przypadku niektórych, szczególnie tych mniejszych przedsiębiorstw, ZUS może się stać właścicielem ponad połowy wszystkich papierów.

– Zakładam, że nie będzie takiej sytuacji, że to urzędnicy będą mieli znaczący wpływ na te spółki – mówi Adam Ruciński, prezes firmy doradczej BTFG i były członek rady giełdy. Podkreśla, że dzisiaj OFE mają łącznie spore pakiety akcji poszczególnych spółek, ale każdy z nich prowadzi własną politykę. – Bardzo niebezpieczne byłoby przekazywanie kompetencji nadzorczych i dużego wpływu na spółki osobom, które nie są do tego przygotowane i nie mają takich kompetencji zawodowych – ostrzega Ruciński.

>>> Czytaj też: Zmiany w OFE przygniotą warszawską giełdę

Reklama

To niejedyny problem. – Jak przekonać kolejnych przedsiębiorców do wprowadzania spółek na giełdę, jeśli może się tak zdarzyć, że państwowy ZUS może się stać znaczącym akcjonariuszem takiej spółki? Jestem przekonany, że gdyby szefowie spółek, które debiutowały na GPW kilka lat temu, wiedzieli, że może do tego dojść, nie zdecydowaliby się na wprowadzenie ich na rynek – dodaje były członek rady giełdy.

Ministerstwo Finansów zakłada, że ZUS byłby pasywnym akcjonariuszem. Podobnie zresztą jak należący do tej instytucji Fundusz Rezerwy Demograficznej, który ma w portfelu papiery notowane na GPW i zarządza obecnie aktywami wartymi ok. 17 mld zł.

Eksperci zastanawiają się jednak, czy można być pasywnym inwestorem, posiadając kilkakrotnie większy portfel aktywów. Jacek Tyszko, ekspert rynku emerytalnego, uważa, że sytuacja, w której ZUS lub podległy mu fundusz nie jest aktywnym akcjonariuszem w spółkach giełdowych, byłaby do przyjęcia. Problem w tym, że w niektórych spółkach (szczególnie tych małych i średnich) ZUS może być największym, a nawet dominującym udziałowcem. Jeśli wszelkie decyzje pozostawi pozostałym posiadaczom akcji, faktyczną kontrolę nad przedsiębiorstwem może zyskać ten z nich, który ma zaledwie kilkunastoprocentowy pakiet. Zaproponowaną przez Ministerstwo Finansów na to receptą ma być oddanie prawa do głosu z części należących do ZUS-u akcji firm giełdowych podmiotom wynajętym do zarządzania tymi spółkami. Tu jednak pojawia się kwestia opłat za zarządzanie.

– Być może warto byłoby pomyśleć o powrocie do niegdysiejszego pomysłu stworzenia państwowego OFE, który prowadziłby aktywną politykę i na równych zasadach konkurowałby z prywatnymi funduszami – proponuje Tyszko. Według niego to mogłoby być wyjście z patowej sytuacji.

>>> Czytaj też: Reforma OFE: kto zostanie w otwartych funduszach?