Główne podejrzenia padają na chiński wywiad.

Do włamania do wewnętrznego systemu komputerowego rządu miało dojść kilka miesięcy temu. Sprawa wyszła na jaw podczas rutynowej kontroli sieci. Jak poinformował rzecznik rządu "problem został rozwiązany, a środki bezpieczeństwa zaostrzone". Według belgijskiej prasy za atakiem mogły stać Chiny. Gabinet premiera nie złożył w tej sprawie skargi do sądu tak, jak zrobiło to ministerstwo spraw zagranicznych i Belgacom.

Dziennik "L'Echo" donosi ponadto, że szpiegowanie głównej firmy telekomunikacyjnej w kraju, mogło być jedną z wielu podobnych operacji w Europie, dokonanych przez tego samego hakera. W wyniku współpracy belgijskiego i brytyjskiego wywiadu udało się ustalić, że podobne problemy miał jeden z operatorów telekomunikacyjnych na Wyspach. W obu przypadkach wykorzystano ten sam adres IP, który zdaniem ekspertów, pochodzi z Malezji lub Indonezji. Prawdziwym źródłem operacji miały być jednak Chiny. Z kolei zdaniem niemieckiego dziennika "Der Spiegiel" za cyberatakiem na Belgacom stoi sam wywiad brytyjski. Tak ma wynikać z doniesień Edwarda Snowdena, na temat szpiegowania Europejczyków przez Stany Zjednoczone i Wielka Brytanię.

>>> Czytaj też: “The Guardian": Microsoft mógł ułatwiać szpiegostwo

Reklama