Zapewne czekają je też zwiększone wydatki przed zbliżającymi się wyborami. Jakby tego było mało, spowolnienie gospodarcze doprowadziło do spadku wpływów podatkowych, w których miasta i gminy partycypują. Każde dodatkowe przychody są więc dla nich na wagę złota.

Nie tłumaczy to jednak wszystkich pomysłów, które samorządowcy zgłaszają w trosce o gminną kasę. O ile można zrozumieć, że chcą np. doprecyzowania przepisów, na podstawie których rozmaite budowle mogłyby być lub nawet są, ale tylko z pomocą sądów, opodatkowane (nie wyłączając słynnych kabli światłowodowych w studzienkach kanalizacyjnych), o tyle proponowany podatek od pojazdów specjalnych i aut zarejestrowanych jako ciężarowe o masie całkowitej mniejszej niż 3,5 tony to przejaw jaskrawego, znanego nam skądinąd, fiskalizmu. Podobnie jak zresztą niedawna propozycja odpowiadająca na potrzeby samorządów, by wszystkie garaże objąć podatkiem od nieruchomości według stawki za budynki pozostałe, wielokrotnie wyższej niż za budynki mieszkalne.

Marne jest tłumaczenie, że zmiany w zasadach odliczania VAT płaconego przy nabyciu aut oraz w cenie paliwa i w ramach kosztów eksploatacyjnych są korzystne dla właścicieli takich pojazdów, a zatem powinni oni się podzielić tymi korzyściami ze swoim miastem czy gminą. Za chwilę, zapewne od marca, homologacja ciężarowa w przypadku samochodów o masie poniżej 3,5 tony przestanie dawać prawo do pełnego potrącenia VAT, jeśli auto będzie wykorzystywane do działalności gospodarczej i na prywatny użytek. Pojawi się znowu limit procentowy i to niższy niż w przeszłości (50 proc. zamiast 60 proc.), zniknie wprawdzie kwotowy, ale to interesuje tylko nabywców drogich samochodów. Będzie wprawdzie można odliczyć 50 proc. VAT zapłaconego w cenie paliwa, ale też 50 proc. zamiast 100 proc. ujętego w wydatkach eksploatacyjnych. Mniejsza zresztą o szczegóły. Problemem jest, jak wspomniałem, rosnący fiskalizm. Źle jest zarządzana ta gmina czy to miasto, które w nim widzi rozwiązanie finansowych problemów.