Obroty akcjami na GPW wzrosły w zeszłym roku bardzo znacząco, bo o ponad jedną czwartą, i osiągnęły wartość 256 mld zł. Wydawać się może, że w podobnym stopniu wzrosnąć powinny także wyniki finansowe warszawskiej giełdy. Nic podobnego.
Przychody GPW wynikające z obrotu akcjami owszem zwiększyły się, ale nieznacznie, bo tylko o ok. 7 proc. Wyniosły 108,4 mln zł wobec 101 mln zł rok wcześniej. Tę dysproporcję można łatwo wytłumaczyć: wynika ona przede wszystkim z obniżenia opłat transakcyjnych na rynku akcji. Jednak wzrost łącznych przychodów grupy GPW w minionym roku był jeszcze skromniejszy, wyniósł raptem 3,6 proc. Dlaczego?
Wytłumaczeniem jest struktura przychodów. Akcje, czyli instrument najmocniej kojarzony z handlem na giełdzie, odpowiadają teraz zaledwie za ok. 38 proc. wszystkich przychodów warszawskiego parkietu. – Giełda jako miejsce, gdzie handluje się głównie akcjami, przeszła już do historii. 2013 rok dobitnie to pokazuje – mówi Mirosław Szczepański, członek zarządu GPW.
W momencie startu stołecznego parkietu, czyli prawie 23 lata temu, handlowano na nim akcjami pięciu spółek. Wtedy faktycznie można było mówić o giełdzie jako o miejscu obrotu akcjami. Jednak bardzo szybko, już w 1992 r., na GPW pojawiły się również innego rodzaju papiery: zaczęto handlować obligacjami skarbowymi i był to pierwszy instrument, którego notowania odbywały się w systemie ciągłym. W 1996 r. do obrotu trafiły świadectwa udziałowe Programu Powszechnej Prywatyzacji, a dwa lata później pierwsze instrumenty pochodne – kontrakty na WIG20. Z czasem ich paleta stawała się coraz szersza.
Reklama