Zagłębie Donieckie pogrąża się w chaosie, a inicjatorzy buntu usiłują naśladować w tym celu technologie stosowane dwa miesiące temu na kijowskim Majdanie Nezałeżnosti. Ukraińskie media porównują jednak te działania do kultu cargo, a między Euromajdanem a tzw. rosyjską wiosną jest więcej różnic niż podobieństw.
Kultem cargo nazywano zjawisko, w którym słabiej rozwinięte cywilizacje naśladowały lepiej rozwiniętą bez zrozumienia jej istoty. Klasycznym przykładem jest kult Johna Fruma z lat 40. XX w. z dzisiejszego Vanuatu. Amerykanie podczas wojny z Japonią wykorzystywali tamtejsze wyspy do własnych celów. Gdy wojna się skończyła, wyspiarze usiłowali z powrotem przywołać lotników z USA, budując słomiane samoloty i infrastrukturę lotniskową.
Nawiązanie do kultu cargo pojawiło się po tym, jak pod zajętym przez separatystów budynkiem administracji w Charkowie zapłonęły opony. Buntownicy traktowali je jako atrybut rewolucji, tymczasem w Kijowie płonące opony służyły konkretnemu celowi – stworzeniu zasłony dymnej chroniącej Majdan przed snajperami. Na wschodzie Ukrainy snajperzy nie są wykorzystywani do walki, więc płonące opony palą się dla podobieństwa.
Separatyzm
Majdan demonstracyjnie podkreślał jedność Ukrainy. „Schid i Zachid razom” było jednym z najszerzej rozpowszechnionych haseł zimowych protestów. W styczniu zapytaliśmy mera Lwowa Andrija Sadowego, czy z punktu widzenia Galicji nie lepiej byłoby odłączyć się od reszty Ukrainy i odciąć się w ten sposób od terenów, w których ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz wciąż cieszył się znacznym poparciem. – Nie, Ukraina jest państwem unitarnym i wszyscy Ukraińcy powinni zrobić wszystko, by nasz kraj był silny. Za to nasi przodkowie przelewali krew – odpowiedział. „Russkaja wiesna” jest inna: w Charkowie i Doniecku buntownicy już proklamowali samodzielne państwa, nie kryjąc się też przed zamiarem ich włączenia w skład Rosji. Kilka samozwańczych organów „władzy” zdążyło już wezwać Moskwę do wysłania wojsk. Wczoraj uczynili to buntownicy, którzy zajęli ratusz w 120-tysięcznym Słowiańsku (obwód doniecki).
Otwarte wsparcie z zagranicy
Majdan nigdy nie otrzymał wsparcia z zagranicy na taką skalę, na jaką liczono. Do Kijowa przyjeżdżały ciężarówki z żywnością, lekarstwami, a nawet kamizelkami kuloodpornymi, ale nie było mowy o poważniejszej pomocy z Zachodu, na co zresztą skarżyli się sami demonstranci. Płynące z Rosji oskarżenia o działanie na polecenie USA lub/i Niemiec nigdy nie zostały udowodnione. Tym razem bunt w Donbasie jest wręcz rozpalany przez obywateli obcych państw. W Donbasie pojawiły się już znane z Krymu „zielone ludziki” – wojskowi w anonimowych mundurach udający miejscową samoobronę. Ich pochodzenie trudno jednak ukryć – są wyposażeni w jednakowe buty produkcji rosyjskiej, rosyjską broń, niektórzy noszą karabiny zgodnie ze zwyczajami rosyjskiego specnazu (na ramionach skrzyżowanych na piersiach zamiast na plecach). Wszystko zgodnie z zasadami wojny chaosu, sformułowanymi przez carskiego oficera Jewgienija Messnera, o których pisaliśmy we wczorajszym numerze DGP.
Niejasna hierarchia
Majdan miał jasną hierarchię, która ukształtowała się po kilku tygodniach wystąpień. Po stronie politycznej było trzech liderów partyjnych. Po stronie obywatelskiej – Rada Majdanu oraz komendant Samoobrony Andrij Parubij, któremu podporządkowały się wszystkie siły protestów. „Russkaja wiesna” początkowo również próbowała kreować liderów protestów – zwłaszcza w Doniecku, Ługańsku i Odessie – jednak w marcu wszyscy trzej zostali aresztowani przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Teraz separatyści naprawili swój błąd; hierarchia prorosyjskich protestów jest niejasna. Nie znamy nazwisk liderów samozwańczej Charkowskiej Republiki Ludowej, a z jej odpowiednika z Doniecka znamy jedynie „premiera” Denysa Puszylina. Nie jest do końca jasne, kto należy do kijowskiego zaplecza politycznego separatystów. Analitycy wskazują, że w grę wchodzą niektórzy politycy Partii Regionów z szefem klubu parlamentarnego Ołeksandrem Jefremowem i kandydatem na prezydenta Ołehem Cariowem na czele.
Bieżąca relacja z wydarzeń na Ukrainie na Dziennik.pl