Mimo tej negatywnej atmosfery, udało się jednak nie powiększyć zeszłotygodniowych zniżek. Trudno jednak tę sesję nazwać przełomową.

Słabe nastroje na giełdach zagranicznych są od pewnego czasu główną bolączką krajowych inwestorów, którzy niejako zmuszeni są do reakcji na znaczny wzrost zmienności oraz południowy kierunek najważniejszych indeksów w otoczeniu. Głównie z uwagi na tą zależność, wydawało się, że początek dzisiejszej sesji przyniesie zniżki. Tak się jednak nie stało i mimo faktu spadków rzędu 1% w Europie Zachodniej, na GPW otwarcie było neutralne. To była oznaka siły lokalnego rynku i pewnej niewiary w dalsze spadki gdzie indziej. Pierwsze takty wydawały się zresztą potwierdzać obroną strategię i wraz z odbijaniem indeksów europejskich, podobną poprawę można było zaobserwować w Warszawie.

Pewną pomocą ku temu były wcześniej nieco ignorowane dane z Chin. Chodzi o wrześniową wymianę handlową, która zaskoczyła pozytywnie zarówno na poziomie eksportu jak i importu. Mowa szczególnie o tej drugiej mierze, która zwyżką o 7% wyraźnie kontrastowała ze spodziewanym spadkiem. W przypadku eksportu wzrost o 15,3% również był lepszy od prognoz. Ta pierwsza publikacja starała się przeczyć sugestiom o możliwości twardego lądowania za Wielkim Murem, a druga była uspokajającym sygnałem co do wrześniowej kondycji globalnej gospodarki.

Po południu nastroje jednak nieco się pogorszyły i winowajcami byli Amerykanie, którzy rozpoczęli sesję w mieszanych nastrojach i niespecjalnie chcieli iść śladem Europejczyków coraz bardziej akceptujących możliwość odreagowania po czarnej spadkowej serii. Ostatecznie sesja przy Książęcej skończyła się względnie neutralnie. Jeżeli dodamy, że obroty były niewielkie, to wydźwięk notowań z pewnością nie można nazwać przełomowym. Sygnały sprzedaży bowiem wciąż obowiązują i przekreślone dzisiaj nie zostały.

Reklama