Premier Valls oświadczył, że jeszcze nigdy Francja nie stała przed tak poważnym i realnym zagrożeniem ze strony terrorystów. Oficjalnie nikt nie łączy ze sobą trzech ataków, do jakich doszło na posterunku policji w Joue-les-Tours, gdzie napastnik rzucił się z nożem na funkcjonariuszy oraz w Dijon i Nantes, gdzie kierowcy wjechali w przechodniów. Co więcej, twierdzi się, że czyny te były spowodowane przez niezrównoważonych psychicznie osobników. Jednak nieoficjalnie wiadomo, że policja stara się dociec, czy sprawcy nie kierowali się apelem dżihadystów z Państwa Islamskiego, wzywającym do aktów agresji wobec obywateli krajów walczących z ich organizacją w Syrii i w Iraku.

Szef francuskiego rządu podkreślił, że wiadomo, iż co najmniej tysiąc francuskich obywateli jest zaangażowanych w walkę u boku islamskich terrorystów na Bliskim Wschodzie, a ponad pięćdziesięciu z nich poległo. Manuel Valls zaznaczył, że kolejne setki ochotników chcą się udać do Syrii i Iraku. Problemem dla społeczeństwa są także ci, którzy wracają stamtąd do Francji.

>>> Polecamy: Europa odrodzi się na kształt Ligii Hanzeatyckiej? Oto zaskakująca wizja dla UE