Europejski bank Centralny będzie co miesiąc skupował z rynku obligacje za 60 mld euro. Program ma potrwać do września 2016 roku. Co oznacza, ze w sumie EBC dodrukuje około 1,1 bln euro, które wpompuje w europejski system finansowy. >>> Czytaj więcej o decyzji EBC
Cel numer jeden, jaki stawia sobie EBC, to poprawa płynności w sektorze bankowym i w efekcie zwiększenie akcji kredytowej przez banki komercyjne. Dzięki temu gospodarka strefy euro miałaby wyrwać się z marazmu, w jakim tkwi od wielu miesięcy. Drugi efekt, jaki chciałby osiągnąć EBC, to osłabienie euro wobec głównych walut, zwłaszcza dolara. To mogłoby poprawić konkurencyjność europejskiego eksportu i dodatkowo przełożyłoby się na przyspieszenie wzrostu gospodarczego.
>>> Czym jest luzowanie ilościowe? Zobacz w finansopedii
Teoretycznie dla polskiej gospodarki taki obrót spraw byłby bardzo dobry. Gdyby ruszył europejski eksport – a niemiecki zwłaszcza – pośrednio mogłoby to zwiększyć wartość sprzedaży z Polski na ten rynek.
>>> Czytaj także: Kredyty we frankach: Banki uwzględnią ujemny LIBOR, ale dopłacać klientom nie będą
Nie tylko dobre informacje
Ale jest jeszcze druga strona medalu, czyli kurs złotego do euro. Druga hipoteza bowiem głosi, że banki nie będą pożyczać nowo wydrukowanych euro firmom, tylko zaczną je inwestować w jakieś inne instrumenty. Jakie? Skup obligacji w strefie euro nie pozostanie bez wpływu na rentowności tych papierów. A to oznacza, że zyski z nich będą coraz mniejsze i rozpocznie się „polowanie na stopy zwrotu”, jakie obserwowaliśmy przy okazji drukowania dolara przez amerykańską Rezerwę Federalną. Skutkiem może być zwiększony napływ kapitału na polski rynek długu, który już dziś oferuje wyższą rentowność, a efektem ubocznym umocnienie złotego. To z kolei nie jest najlepszą informacją dla polskich eksporterów.
>>> Śledź aktualne notowania walut
Kolejna nie najlepsza informacja to kurs franka. Jeśli mimo ostatnich zaskakujących decyzji banku centralnego Szwajcaria znów zostanie uznana za bezpieczną przystań, to raczej skończy się to umocnieniem franka do euro. Oznacza to, że nawet jeśli złoty zyskiwałby na wartości względem waluty eurolandu, to już wobec franka niekoniecznie. Już w czwartek frank osłabił się około 1 proc. w stosunku do euro.
- Drukowanie pieniędzy w strefie euro na tak dużą skalę oznacza, że ucieczka oszczędności do Szwajcarii będzie trwała i to będzie umacniać franka. Można zakładać, że Szwajcaria pójdzie jeszcze bardziej w ujemne stopy procentowe, co może być jakimś pocieszeniem dla tych z kredytami we franku – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista Banku ING.
Ekspert zwraca uwagę na skalę programu: w pierwszym etapie ma on kosztować około 1,1 biliona euro. Ale to może nie wystarczyć, bo EBC chce podbić inflację mniej więcej do poziomu około 2 proc. Benecki wylicza, że górnym limitem dla dodruku euro jest kowta zbliżóna do ok. 2 bln euro.
- Ta skala pokazuje determinację EBC w próbach rozruszania gospodarki – mówi.
Co mówią inni? Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium wątpi w skuteczność podjętych właśnie działań. Jego zdaniem akcja kredytowa nie ruszy z kopyta, bo nastroje w głównych gospodarkach strefy euro są słabe i nikt nie myśli o inwestowaniu. Bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym złoty zacznie zyskiwać, ale - według eksperta - nie będzie to jakiś mocny impuls.
- Można mieć wątpliwości co do skuteczności działań EBC. Ale z drugiej strony bank nie miał wyjścia i musiał podjąć jakieś kroki, bo dotychczasowe próby rozruszania gospodarki nie przyniosły rezultatu – mówi Maliszewski.
>>> Czytaj też: EBC włącza drukarki. 60 mld euro miesięcznie na skup obligacji