Wszystko przez nieprzygotowanie samorządów do komunikacyjnej rewolucji.

Od stycznia 2017 r. w całym kraju zacznie obowiązywać nowy system organizacji publicznej komunikacji zbiorowej. Za jego organizację odpowiadać będą samorządy – gminy powyżej 50 tys. mieszkańców, porozumienia gminne (min. 80 tys. mieszkańców), powiaty (min. 80 tys. mieszkańców) lub ich porozumienie (min. 120 tys.) oraz województwa.

Ich zadaniem jest przygotować plan transportowy, w którym urzędnicy określą linie użyteczności publicznej, po których będzie poruszać się komunikacja wioząca np. dzieci do szkół i innych pasażerów. Do obsługi tych linii samorząd wybierze operatora, czyli np. przedsiębiorstwo typu PKS. Firmie wykonującej taką usługę przysługiwać będzie prawo do uzyskania rekompensaty za obsługę linii, które są nierentowne (jednak ważne z punktu widzenia użyteczności publicznej) oraz prawo do dopłaty środków w związku z honorowaniem ulg ustawowych przy sprzedaży biletów. Taki system ma uporządkować obecną sytuację w przewozach drogowych, opartą głównie na zezwoleniach wydawanych przez samorząd. Wiele połączeń, zwłaszcza tych między gminami, jest słabo kontrolowanych pod kątem liczby wykonanych kursów czy przewiezionych pasażerów.

>>> Czytaj też: Letni rozkład jazdy kolei: łatwiejsza podróż nad morze i w góry

Reklama

Problem w tym, że wiele samorządów do tej pory nie przygotowało żadnych planów na kolejne lata, nie mówiąc już o wyborze operatora. Sytuacja robi się coraz groźniejsza, bo choć zmiany wejdą w życie dopiero za półtora roku, to czasu jest i tak mało na przygotowanie tak dużych zmian. Starostowie z woj. kujawsko-pomorskiego już apelują, by termin wejścia w życie nowych przepisów przesunąć o dwa lata. „Na poziomie powiatów nie ma na razie wdrożonych procedur przyjmujących plany transportowe. Oznaczać to może, że umowy z operatorami na rok 2017 nie zostaną zawarte. Zagrożenie jest tym większe, że zawarcie takiej umowy wymaga ogłoszenia z rocznym wyprzedzeniem” – twierdzą starostowie. Obawiają się, że w związku z nieprzygotowaniem samorządów do zmian nie będą mogły być stosowane ulgi ustawowe, ponieważ te będą przysługiwać tylko u przewoźników wybranych przez lokalną władzę. Jeśli firmy przewozowe nie zostaną wybrane na czas, pasażerowie nie będą mieli gdzie realizować prawa do ulg.

Podobne obawy mają przedstawiciele Polskiej Izby Gospodarczej Transportu Samochodowego i Spedycji (PIGTSiS), organizacji zrzeszającej przedsiębiorstw realizujących ok. 65 proc. wszystkich przewozów osób w kraju. Ich zdaniem brak aktywności samorządów doprowadzi do wzrostu cen biletów. Przed takim scenariuszem przewoźnicy przestrzegali już w grudniu 2014 r. „Setki tysięcy uczniów szkół podstawowych i średnich będzie musiało uiszczać 100 proc. ceny biletów za dojazdy do szkół. Czasu na przeprowadzenie całej operacji w zasadzie już nie ma. Najdalej w II kw. 2015 roku powinna zostać uruchomiona procedura ogłaszania zamiaru udzielenia zamówienia na tego typu usługi” – wskazuje PIGTSiS.

O stan przygotowań samorządów zapytaliśmy Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. – Prace nad opracowaniem planu transportowego podjęły wszystkie urzędy marszałkowskie. Pod koniec 2014 r. plan uchwaliło 14 województw. W połowie 2014 r. na poziomie powiatów plany transportowe posiadało ok. 16,7 proc. jednostek samorządowych, a ok. 18,6 proc. powiatów prowadziło prace lub zamierzało opracować dokument. W grupie powiatów plan posiadało 59,6 proc. powiatów grodzkich [miast na prawach powiatów – red.] – wylicza Piotr Popa, rzecznik resortu. Na przesunięcie terminu obowiązywania nowych regulacji samorządy nie powinny liczyć. Jak podkreśla Popa, lokalne władze miały czas na dostosowanie się do zmian (przepisy ustawy o publicznym transporcie zbiorowym weszły w życie 1 marca 2011 r.).

>>> Czytaj też: Ofensywa Solarisa. Polski producent chce podbić tramwajem rodzinne miasto Siemensa

Gdzie w takim razie mieszkańcy powinni spodziewać się kłopotów z komunikacją? Jak twierdzi prezes PKS Łosice Franciszek Kowaluk, duże miasta powinny poradzić sobie z przygotowaniem planów i wskazaniem operatorów, zwłaszcza że mają na to pieniądze. Problem dotyczy głównie połączeń międzymiastowych i części przewozów szkolnych.
Samorządy nie palą się do organizowania transportu pasażerskiego na nowych zasadach, gdyż ich zdaniem cały system nie będzie się bilansował. Jak tłumaczy Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich, Polska jako jedno z nielicznych państw UE nie wprowadziła prawa wyłącznego w transporcie publicznym. – Oznacza to, że na trasach, po których jeździć będzie wyznaczony przez samorząd operator, mogą jeździć jego konkurenci. Oczywiście jeździć będą wyłącznie po liniach rentownych – mówi. Co prawda tylko wybranemu przez samorząd operatorowi przysługiwać będą rekompensaty (przewoźnicy komercyjni też będą mogli honorować ulgi ustawowe, ale nikt już im za to nie dopłaci), jednak jego strata liczona będzie w odniesieniu do całości obsługiwanej przez niego sieci. Gdyby więc Polska wprowadziła prawo wyłączne, samorząd w planie transportowym mógłby tak skonstruować sieć, by dochód z linii rentownych pokrywał większość kosztów funkcjonowania linii nierentownych. Ale, zdaniem Grzegorza Kubalskiego, istniejący stan prawny to uniemożliwia. – Konkurencja na liniach rentownych pogarsza wynik finansowy operatora, a tym samym znacząco zwiększa wysokość rekompensaty, jaką musiałaby zapłacić jednostka samorządu terytorialnego. W efekcie wiele jednostek zastanawia się, na ile jest w stanie sfinansować, przy obecnym poziomie swoich dochodów, funkcjonowanie przewozów o charakterze użyteczności publicznej. Pojawiają się też pokusy, czy nie pozostawić całej sprawy wolnemu rynkowi – przyznaje Kubalski.

Przewoźnicy wskazują z kolei, że jeśli nie będą mogli stosować ulg na bilety i korzystać z rekompensat, spowoduje to odpływ klientów, pogorszenie sytuacji wielu przedsiębiorstw transportowych i w konsekwencji likwidację wielu połączeń. Tak więc wskutek urzędniczych przepychanek na górze kolejny raz najbardziej mogą stracić obywatele.