Jak pisze gazeta, filar przychodów Poczty Polskiej (PP) właśnie runął. "Przez gigantyczne spadki na rynku listów wyniki wypracowywane przez spółkę w 2020 r. nie mogą napawać optymizmem. Tradycyjna korespondencja stanowi ponad 60 proc. wpływów PP. Tymczasem to źródło wysycha i to szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać" - podkreśla "Rzeczpospolita".

Gazeta zwraca uwagę, że jeszcze przed pandemią eksperci przewidywali w br. 10-proc. spadki, jednak przez epidemię koronawirusa i lockdown popyt skurczył się o ponad jedną czwartą. "Taki rekord odnotowano w marcu (26 proc.). W maju ujemna dynamika spowolniła, ale i tak sięgnęła 18 proc. Biorąc pod uwagę, że od 2007 r. rynek ten w naszym kraju zmalał już o ponad 30 proc., można mówić o kryzysie" - pisze "Rzeczpospolita".

Gazeta przytacza statystyki, które pokazują, że w latach 2013–2016 rynek listów w Polsce zmniejszał się w tempie 7 proc. rocznie (podczas gdy na innych europejskich rynkach o 4 proc.), a w okresie 201–2018 – o ok. 9 proc. (7 proc. za granicą).

Reklama

W artykule podkreślono, że pandemia uderzyła w pocztowców we wszystkich krajach, ale nad Wisłą cios okazał się szczególnie bolesny. Jak wskazano, Poczta Polska od kilku lat należała bowiem do operatorów o najwyższym poziomie tzw. e-substytucji (proces zastępowania listów e-mailami).

"PP tłumaczy, że spadek w listach jest m.in. skutkiem +zmian technologicznych, z których dobrodziejstw korzystają zarówno klienci biznesowi, jak i klienci indywidualni+, a ów trend dodatkowo przyspieszył stan epidemii. Ale problem w tym, że to niejedyny kłopot firmy w tym kluczowym segmencie działalności. Wiele do życzenia pozostawiają bowiem wskaźniki efektywności rodzimych listonoszy. Wystarczy powiedzieć, że ich koszty pracy są najwyższe w Europie i – wbrew unijnym trendom – od lat się nie zmniejszają" - pisze "Rz".