"Ludzie mówili: to znak, że musimy przejść na elektryczność" – opowiadał Martin Miller, cytowany przez brytyjski serwis, sprzedawca samochodów elektrycznych. Miniony piątek był dla niego najbardziej pracowitym dniem.

Wszystko za sprawą problemów, jakie pojawiły się na stacjach paliw w Wielkiej Brytanii. Ich przyczyną są braki w sektorze transportu. Konkretnie chodzi o brak kierowców cystern, którzy dostarczali paliwa na stacje z rafinerii.

Po brexicie z Wielkiej Brytanii wyjechało ok. 25 tys. kierowców. Braki w dostawach przyniosły krytyczne skutki i utrudnienia w codziennym życiu mieszkańców Wysp.

Wzrost zainteresowania autami elektrycznymi w trakcie kryzysu paliwowego odnotowała EVA England – organizacja zrzeszająca kierowców pojazdów elektrycznych. Boom na tego typu samochody jest też widoczny ze strony dealerów – co potwierdza organizacja National Franchised Dealers Association, która również dostaje coraz więcej zapytań.

Reklama

Właściciel Electric Cars UK w Leyland w hrabstwie Lancashire Ben Strzalko przyznał, że był dumny ze swojej Tesli, kiedy przejeżdżał nią w weekend w pobliżu stacji benzynowej, gdzie w kolejce czekało 20 kierowców.

Zwiększenie popytu na pojazdy elektryczne odnotował także sprzedawca używanych aut tego typu. Matt Cleevely liczy na to, że zainteresowanie będzie rosło. Jak przyznał, w posiadaniu pojazdu elektrycznego fakt, że "można zatankować na podjeździe” jest "bardzo wygodny”.

Brytyjski rząd uspokaja i podkreśla, że nie ma powodów do paniki. Zapasy benzyny są wystarczające, problem jednak leży w transporcie paliwa.

W październiku rządzący mają zamiar wydać ponad 10 tys. wiz dla kierowców ciężarówek. Z kolei przedstawiciele branży transportowej zaznaczają, że w Wielkiej Brytanii brakuje około 100 tys. pracowników tego sektora.