25 listopada w kopalni Listwiażnaja w Gramotieinie w obwodzie kemerowskim doszło do wybuchu, w wyniku którego zginęło 51 osób. To kolejna tak ogromna tragedia na długiej liście wypadków w rosyjskim górnictwie węglowym. Jakie są warunki wydobycia w Kuzbasie?
Cały biznes węglowy jest w prywatnych rękach. Beneficjentami jest niewielka grupa ludzi z otoczenia naszego prezydenta. Dlatego żaden sąd, prokuratura czy ktokolwiek inny nie może w żaden sposób kontrolować tego biznesu, w tym jeśli chodzi o bhp. Rosyjscy oligarchowie są chciwi i pozbawieni sumienia. Nie mają duszy. Nie troszczą się o pracowników, a jeśli cokolwiek już robią, to dla PR, z myślą o odbiorcach zagranicznych, którzy nie zawsze chcą się kojarzyć z tak krwawym i szkodliwym biznesem. Praktycznie wszyscy duzi rosyjscy wydobywcy są stowarzyszeni w inicjatywie Bettercoal, tymczasem żaden nie przestrzega przepisów dotyczących ochrony przyrody, nie myśli o bhp ani pracownikach. A przecież Bettercoal przedstawia się jako stowarzyszenie zrzeszające odpowiedzialnych producentów. Ktoś mógłby powiedzieć, że Bettercoal nie wie, jak się u nas wydobywa węgiel. Ale to nieprawda, bo w 2018 r. przedstawicielka inicjatywy przyjeżdżała do Kuz basu i widziała, jak to działa.
Przecież takie tragedie, jak ta w Listwiażnej, to cios dla wizerunku właścicieli.
Mają wypracowane sposoby reagowania. Przyznają, że może i były nieprawidłowości, ale nieznaczące, zaś żadne laboratorium nie pójdzie na wojnę z wielkim wydobywcą. Teraz mówią, że to był zbieg okoliczności, że natrafiono na jakąś szczelinę z dużym nagromadzeniem metanu, a wcześniej metanometry nie alarmowały o przekroczeniu bezpiecznego poziomu. To nieprawda, ale ludzie, którzy mówią o tym wprost, zostaną kupieni odszkodowaniami. 6-7 mln rubli (330-380 tys. zł) to ogromne pieniądze dla naszego regionu. Górnik musiałby na nie pracować ponad 10 lat. Wdowy z dziećmi będą musiały zamilknąć, bo inaczej ich nie dostaną. Ta tragedia nie odbije się więc na reputacji producenta. Śledztwo do niczego nie doprowadzi i zostanie zakończone, tak jak to było z tragedią w kopalni Raspadskaja. W 2010 r. zginęło tam 91 górników. Postępowanie umorzono po latach ze względu na przedawnienie.
Tymczasem żony górników tuż po tragedii w Listwiażnej opowiadały, że metanometry są wyłączane lub zakrywane, by nie wykazywały przekroczeń.
Firma SDS-Ugol, do której należy kopalnia, jest powiązana z byłym funkcjonariuszem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Walerijem Dogadowem, który obecnie jest wicegubernatorem obwodu kemerowskiego ds. związków z organami porządkowymi. Czyli jest faktycznym nadzorcą wszystkich struktur siłowych. W SDS-Ugol pracuje jego córka Irina. Żeby zmusić ludzi do milczenia, są w stanie korzystać nie tylko z narzędzi finansowych, lecz także siłowych. Generalnie uważam, że wypłacanie takich wielkich odszkodowań za śmierć w kopalni to fatalna praktyka. Kuzbas to strasznie depresyjne miejsce. Wskaźnik samobójstw jest u nas dwukrotnie wyższy niż średni rosyjski. To samo dotyczy odsetka zgonów wywołanych alkoholizmem. Ludzie w takich miejscach dochodzą do wniosku, że odszkodowanie może rozwiązać wiele problemów. Jednym każe to podejmować większe ryzyko w pracy, innym milczeć. Mężowie opowiadali żonom o metanie, a jednak codziennie wracali do pracy, a żony musiały się na to godzić. Nie rozumiem, dlaczego świadomie szli na śmierć. To tylko pomaga oligarchom trzymać ludzi w szachu, by o niczym nie opowiadali i nie próbowali walczyć o bezpieczne warunki pracy.
W jaki sposób te kopalnie trafiły w ręce ludzi z otoczenia Władimira Putina?
W latach 90. przeprowadzono prywatyzację. Tworzono spółki akcyjne, rozdawano pracownikom vouchery. Potem stopniowo akcje zaczęli kupować od robotników konkretni ludzie, zwykle dotychczasowi kierownicy kopalń. Były przypadki, gdy kryminaliści siłą odbierali własność. W Rosji węgiel to bardzo skryminalizowany rodzaj działalności. Podam przykład kopalni Koksowaja-2 w Prokopjewsku. Zakład zbankrutował i wydobywał węgiel już tylko po to, by sfinansować spłatę zadłużenia wobec pracowników. Najpierw OMON wywiózł surowiec w nieznanym kierunku, potem zaginął dyrektor - okazało się, że został zamordowany. Ostatecznie kopalnia trafiła w ręce dwóch osób: Aleksandra Szczukina, który niedawno zmarł na COVID-19, i Timura Franka, który leży w śpiączce po wypadku śmigłowca. W historii większości dużych firm wydobywczych są podobne epizody.