Wpływ zmian w transporcie na rynek polis komunikacyjnych jest tylko kwestią czasu. Elektryczne hulajnogi już zmieniają myślenie o ubezpieczeniach, natomiast autonomiczne auta wymuszą nowe podejście do oceny ryzyka.

Już za dziesięć lat autonomiczne samochody mogą być zauważalnymi uczestnikami ruchu drogowego. Jak podaje Deloitte w raporcie z 2018 r., pojazdy wyposażone w szereg czujników bezpieczeństwa mogą zmniejszyć liczbę wypadków nawet o 90 proc. Mniej wypadków to także mniej szkód, więc teoretycznie ceny polis komunikacyjnych powinny spaść. Powinny, gdyby nie druga strona medalu. Zaawansowane systemy technologiczne wprawdzie podnoszą poziom bezpieczeństwa, ale wpływają na wzrost kosztów naprawy. Dlatego przyszłe ceny polis będą uzależnione od kosztów szkód, które obecnie trudno przewidzieć.

Przyczyny szkód też będą inne niż teraz. Nie będzie to nieuwaga kierowcy czy wymuszenie pierwszeństwa, ale np. źle działające oprogramowanie albo atak hakerski. Kto wtedy będzie odpowiadał za poniesione straty: właściciel auta, jego użytkownik czy producent lub dostawca oprogramowania? W przypadku tradycyjnych samochodów odpowiada posiadacz, ale w autonomicznym pojeździe właściciel będzie bardziej pasażerem niż kierowcą – więc to nie od niego będzie zależało to, jak auto zachowuje się na drodze. Wina po stronie właściciela będzie jednak klarowna, jeśli przyczyną wypadku będzie usterka pojazdu wynikająca z nieodpowiedniej eksploatacji czy serwisowania.

A kto będzie odpowiadał, gdy do wypadku dojdzie z powodu złego stanu nawierzchni czy czynników atmosferycznych?

„Czy odpowiedzialnością powinno się obarczyć zarządcę drogi, czy dostawcę oprogramowania, które nie zablokowało samochodu z powodu podwyższonego ryzyka związanego z warunkami drogowymi? W tym przypadku winnym na pewno nie będzie właściciel, bo nie miał wpływu na poruszanie się pojazdu. Może również dojść do skrajnej sytuacji, kiedy w pojeździe w ogóle nie będzie znajdował się żaden człowiek, np. w samochodzie dostawczym. Kto wtedy powinien ponieść koszty szkody?” – pyta Łukasz Zoń, prezes Stowarzyszenia Polskich Brokerów Ubezpieczeniowych i Reasekuracyjnych.

Reklama

Konieczne będzie więc wypracowanie nowych modeli biznesowych i zmiany w szacowaniu ryzyka. Dzisiaj ubezpieczyciele kalkulują wysokość składki w zależności od wieku i stażu kierowcy, wieku pojazdu oraz jego parametrów technicznych. Nie wiadomo, jakie kryteria będą brane pod uwagę w przyszłości: częstotliwość aktualizacji oprogramowania sterującego bądź renoma dostawcy oprogramowania czy producenta pojazdu?

Pierwsza jaskółka pojawiła się w Wielkiej Brytanii, gdzie ubezpieczyciel Adrian Flux zaoferował polisę dla kierowców pojazdów autonomicznych. Zabezpiecza ona przed finansowymi konsekwencjami szkód wynikających z takich zdarzeń, jak brak aktualizacji oprogramowania dostarczanego przez producenta auta czy włamanie do systemu informatycznego samochodu.

Zmiany rozciągnięte w czasie

Trudne decyzje czekają też producentów – ustalanie kryteriów, którymi operator będzie się kierował przy programowaniu – co ma zrobić samochód w określonych sytuacjach, np. kogo ratować najpierw, osoby w samochodzie czy poza nim? Kto w ogóle powinien podejmować decyzje? To także będzie miało konsekwencje ubezpieczeniowe, gdyż będzie się wiązać z odszkodowaniami dla ofiar.

Na razie to prawnicy zmagają się z pytaniami o odpowiedzialność za zdarzenia spowodowane przez autonomiczne samochody. Dominuje pogląd, że – podobnie jak w konwencjonalnych autach – to posiadacz pojazdu będzie odpowiadał, na zasadzie ryzyka. Sytuację komplikuje możliwy model użytkowania autonomicznych samochodów polegający na ich udostępnianiu klientom przez podmioty prowadzące działalność gospodarczą. Będzie to usługa łącząca cechy przejazdu taksówką i wynajmu samochodu. Trzeba będzie zatem zdecydować, kim jest osoba korzystająca z takich usług: kierowcą czy pasażerem?

Pojawia się też problem odpowiedzialności za wypadek w sytuacji, gdy przyczyną będzie błąd oprogramowania albo atak hakerski, do którego dojdzie z powodu niewłaściwych zabezpieczeń. Można sobie wyobrazić ryzyko wykorzystania zhakowanego samochodu do ataku terrorystycznego – w takich przypadkach kwestia odpowiedzialności finansowej wiąże się z wypłatą milionowych odszkodowań.

Zmiana podmiotu odpowiedzialnego za szkodę może doprowadzić do kompleksowej zmiany modelu biznesowego i dystrybucji polis OC. Logiczne byłoby, gdyby ubezpieczenie OC kupował producent, a cena polisy była wliczona w cenę pojazdu.

Na tym nie koniec zmian związanych z nową mobilnością. Zanim na ulice wyjadą autonomiczne pojazdy należy się spodziewać gwałtownego wzrostu liczby samochodów elektrycznych, co także nie pozostanie bez wpływu na rynek ubezpieczeń komunikacyjnych. Damian Andruszkiewicz, dyrektor Departamentu Ubezpieczeń Komunikacyjnych Klienta Indywidualnego w Compensie, podkreśla konieczność aktualizacji systemów sprzedażowych ubezpieczeń o kategorię aut elektrycznych. Wycena polisy musi odnosić się do faktycznego modelu samochodu zasilanego prądem, a nie do jego tradycyjnego – benzynowego czy dieslowego – odpowiednika. Ryzyko w ubezpieczeniach szacowane jest na podstawie bardzo precyzyjnie ustalanych kryteriów, w tym parametrów pojazdu. Jednym z często stosowanych jest pojemność silnika, która z oczywistych względów nie występuje w silnikach elektrycznych. Będzie można ją zastąpić np. ich mocą.

Z punktu widzenia ubezpieczyciela elektromobilność wcale nie oznacza niższych kosztów. Samochody elektryczne, ze względu na swoją konstrukcję, mogą charakteryzować się większymi kosztami napraw.

Prawdopodobnie wraz z rozwojem elektromobilności w Polsce pojawią się również inne obszary wzrostu zagrożeń, które przy obecnej skali rynku nie są brane pod uwagę. Jednym z nich może być większa liczba kolizji z pieszymi z prozaicznej przyczyny – auta elektryczne są bardzo ciche, łatwo ich nie zauważyć np. korzystając z telefonu.

Wyzwanie jednego śladu

Hulajnogi czy deskorolki elektryczne, e-skutery czy segwaye to kolejny obszar, w którym pojawiają się nowe wyzwania przed rynkiem ubezpieczeniowym. Powstaje pytanie, jak traktować te pojazdy: jak motorowery, rowery czy może samochody? O ile autonomiczne samochody to ciągle przyszłość, to wraz z upowszechnieniem się wypożyczalni hulajnóg elektrycznych w Polsce pojawił się problem odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez takie pojazdy. U nas spektakularnych wypadków jeszcze nie było, ale za granicą dochodziło już nawet do śmiertelnych wypadków. Na razie nie wiadomo nawet, czym hulajnoga elektryczna tak naprawdę jest. Jak ją zatem należy traktować z ubezpieczeniowego punktu widzenia?

Jak wskazuje Renata Orzechowska, ekspert Polskiej Izby Ubezpieczeń, wobec braku definicji hulajnogi elektrycznej oraz ich przeróżnych konstrukcji nie można wykluczyć, że takie urządzenie zostanie zakwalifikowane np. jako motorower lub pojazd wolnobieżny. Przepisy mówią, że motorower to pojazd dwu- lub trójkołowy zaopatrzony w silnik spalinowy o pojemności skokowej nieprzekraczającej 50 cm3 lub w silnik elektryczny o mocy nie większej niż 4 kW, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 45 km/h. Pojazd wolnobieżny to pojazd silnikowy, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h, z wyłączeniem ciągnika rolniczego. W polskim prawie nie ma żadnych regulacji dotyczących przemieszczania się z użyciem hulajnogi. Zatem kwestia podlegania pod obowiązkowe ubezpieczenie zależy od budowy i prędkości osiąganej przez hulajnogę. Jeśli pojazd powinien być ubezpieczony, wówczas jego posiadacz musi mieć obowiązkowe ubezpieczenie w momencie wprowadzenia go do ruchu drogowego. Segwaye czy hulajnogi elektryczne przeważnie nie mogą przekraczać prędkości 25 km/h, ale zdarzają się wyjątki, czyli teoretycznie ich posiadacz powinien wykupić OC. Obecnie ubezpieczyciele przeważnie deklarują pokrywanie szkód wyrządzonych przez osoby poruszające się hulajnogami z polisy OC w życiu prywatnym, ale problem wciąż czeka na systemowe rozwiązanie.

Dodatkowym utrudnieniem dla ubezpieczycieli będzie to, że zmiana nie odbędzie się skokowo, ale przebiegać będzie stopniowo i w różnym tempie zależnym od wieku, zamożności czy regionu zamieszkania użytkowników pojazdów, co będą musieli uwzględniać ubezpieczyciele.

Konkurencją dla tradycyjnych ubezpieczycieli będą też z pewnością start-upy szybciej podążające za zmianami i wkraczające w obszar ubezpieczeń z ofertami dostosowanymi do mobilnego ekosystemu.

Autor: Regina Skibińska