W ostatnim numerze „Magazynu DGP” Robert Gwiazdowski, przedstawiając swój tekst dotyczący rozliczeń kredytów frankowych („Co się komu należy”), sugeruje, że idzie tu o polemikę z moimi tekstami dotyczącymi tych kwestii (DGP nr 145/2020 oraz większy materiał analityczny opracowany dla Forum Konsumenckiego przy RPO „Kwalifikacje prawne w sprawach o sanację kredytów frankowych – da mihi factum dabo tibi ius”). Autor, opatrzywszy moje dokonania pochlebną wzmianką („wyśmienita analiza problemów prawnych” – dziękuję, dziękuję), stwierdza zarazem z żalem, że mają one jedną (dziękuję, dziękuję) „wadę – tę samą, co większość komentarzy do różnych aktów prawnych. Kończy się tam, gdzie zaczyna się rzeczywisty problem…”, i że widzę wszystko oddzielnie, ponieważ „dobrze byłoby spojrzeć na prawo z punktu widzenia ekonomii, której prawnicy boją się jak diabeł święconej wody, bo to jakieś funkcje, równania… Nie po to szliśmy na prawo, żeby się matematyki uczyć, nieprawdaż? Gdy jednak chcemy faktów, to je poznajmy. Te ekonomiczne”. No i dalej mamy na dwóch bitych kolumnach prezentację doskonale znanego mi stanowiska środowisk ekonomiczno-bankowych, sprowadzającego się do poglądu, że ryzykiem walutowym związanym z nieprzewidzianą skalą aprecjacji franków kredytodawca i konsumenci muszą się co najmniej podzielić.

Według trybunału

Daruję sobie uwagi o tępocie ekonomicznej prawników w ogólności i supozycję, jakoby to niechęć do matematyki skłoniła mnie akurat do studiów prawniczych. To taniocha (nieprawdaż?), na którą po prostu szkoda czasu. Problem leży gdzie indziej. Tekst p. Gwiazdowskiego nie jest polemiką z moimi tekstami. Jest wyrazem żalu, że ekonomiczny background moich analiz jest inny niż jego. Bo wbrew temu, co przypuszcza i napisał, za moimi poglądami kryje się założenie ekonomiczne. Tyle że lekcje ekonomii za mnie odrobił, i to wiele razy, Trybunał Sprawiedliwości UE, wydając dziesiątki orzeczeń, szczegółowo zresztą w moich tekstach przywoływanych. I ja nie pisałam „komentarza”, jak się wydaje p. Gwiazdowskiemu. Przedstawiłam analizę dotyczącą konstrukcji prawnej. Pokazywałam, jakie konstrukcje prawne polskiego prawa mogą (i powinny) zostać zastosowane, jeżeli chcemy osiągnąć kompatybilność z wymaganiami TSUE w zakresie ochrony konsumenta. Do tego zaś zobowiązują nas zasady prawa Unii Europejskiej. TSUE odrzuca wizję „dzielenia się ryzykiem” w tej postaci, jak to przedstawia polemista.
Reklama

Pełną wersję polemiki przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP