Z Michałem Olszewskim rozmawiają Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Współpraca Anna Ochremiak
Reklama
Wiadomo już, ile przeciętny warszawiak zapłaci od kwietnia za wywóz śmieci?
Jednoosobowe gospodarstwo zapewne mniej, niż wynosi dzisiejszy ryczałt – 65 zł. Mniej zapłaci też wiele gospodarstw dwuosobowych. Natomiast te 3-, 4-osobowe lub większe mogą zapłacić więcej, jeśli zużywają więcej wody, bo od tego będzie naliczona opłata. Izba Wodociągi Polskie wyliczyła, że mieszkaniec polskiego miasta zużywa średnio 2,5 m sześc. Z kolei GUS, którego danymi musieliśmy się posiłkować przy kalkulowaniu ryczałtu dla gospodarstw domowych niemających liczników, podaje 4 m sześc. na osobę. Ale w Warszawie to dotyczy 1,5–2 proc. gospodarstw.
A nie można było przyjąć np. 60 proc. z tych 4 m sześć.?
Dlaczego 60 proc., a nie 70 proc.? Orzecznictwo idzie w poprzek legislacji – samorząd nie ma pełnej swobody ustalania zasad, czego przykładem jest rozstrzygnięcie sądu administracyjnego z końca stycznia właśnie w sprawie Warszawy. Mimo wyraźnego zapisu w ustawie sąd zakwestionował swobodę samorządu różnicowania stawek w zależności od rodzaju zabudowy – jednorodzinnej lub wielorodzinnej.
To znaczy, że czteroosobowa rodzina mieszkająca w domu jednorodzinnym zapłaci teraz ponad 100 proc. więcej niż w zeszłym roku?
Jeśli nie ma licznika na wodę – tak. To jedyna możliwość, żeby naliczyć opłatę.
Ma pan dokładne wyliczenia, o ile średnio wzrośnie opłata w Warszawie?
Przy założeniu zużycia 2,5 m sześć. wody na mieszkańca, wynosiłaby około 32 zł.
Czyli trzykrotny wzrost w stosunku do 2016 r., gdy było 10 zł?
Tak. I dokładnie o tyle skoczył nam koszt gospodarki odpadami. W Łodzi wzrósł ponad trzykrotnie – z 7 zł do 34 zł, podobnie w Rzeszowie – z 10 zł na 32 zł. We Wrocławiu o 10 zł, czyli 30 proc. W Poznaniu, Lublinie i Krakowie ponad dwa razy.
A może dziś płacimy cenę za rewolucję śmieciową z 2013 r., kiedy mnóstwo firm zaproponowało dumpingowe ceny, nałapało kontraktów, a efekt jest taki, że mamy teraz lokalne oligopole wyrównujące rachunki?
Nie sądzę. Analizując koszty gospodarki odpadami w polskich gminach od 2012 r., widać, że ceny nie ulegały znaczącym zmianom do 2017 r. W 2015 r. kosztowała nas ona w skali kraju 4,2 mld zł, a w 2017 r. 4,9 mld zł. Na 2,5 tys. gmin taka różnica to jest nic. I nagle w 2018 r. zrobiło się 5,3 mld zł, w 2019 r. – 6,8 mld zł, a w 2020 r. – 9,3 mld.
Co się stało?
W Warszawie jak w soczewce skupiają się wszystkie problemy, które dotknęły gospodarkę odpadami w Polsce. To jest śrubowanie w ustawie warunków, jakie gminy muszą spełnić w zakresie selektywnej zbiórki i odzysku. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, gdzie za poziomy odzysku odpowiadają gminy. Zasadniczo w Unii to obowiązek państw, a nie samorządów. W większości krajów członkowskich spada on na przedsiębiorców, którzy produkują odpady. Natomiast polski legislator pozbył się problemu, zrzucając wszystko na gminy.

CAŁY TEKST W ŚWIĄTECZNYM WYDANIU DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ ORAZ NA E-DGP

fot. mat. prasowe
Michał Olszewski wiceprezydent Warszawy, odpowiada m.in. za gospodarowanie odpadami komunalnymi, architekturę i urbanistykę, fundusze europejskie, politykę mobilności i transportu