W efekcie mniej więcej raz do roku CASS, oczywiście pracująca na potrzeby władz w Pekinie, publikuje tom złożony z tekstów najlepszych chińskich ekspertów – ekonomistów, finansistów, strategów, socjologów, nawet filozofów – których analizy w ostatnim czasie ukazały się w najbardziej prestiżowych chińskojęzycznych czasopismach naukowych. Wyboru tekstów, jak dotąd, dokonywała pani Shao Binhong, jednak ostatnio została mianowana na stanowisko dyrektora (jedynego takiego na świecie) think tanku CASS w Budapeszcie (co stawia pod znakiem zapytania jej dalsze prace redaktorsko-wydawnicze).
Globalizacja 4.0
Najnowszy, ósmy już tom w tej serii ukazał się pod koniec maja br. Już w samym tytule widoczne są podstawowe treści: Wpływ innowacji na globalizację. Tytuł jednoznacznie wskazuje na to, że przedmiotem szczególnego zainteresowania chińskich ekspertów jest obecnie globalizacja oraz rewolucja naukowo-techniczna (innowacyjna) w ramach globalizacji.
Jak rozumieć obecną fazę globalizacji, tłumaczy w wydanym właśnie tomie wiceprezes CASS, znany ekonomista (również z łamów serwisu Obserwator Finansowy) Cai Fang. Jego zdaniem, mamy obecnie do czynienia z czwartą odsłoną procesów globalizacyjnych. Pierwsza z nich (globalizacja 1.0) była związana z wielkimi odkryciami geograficznymi, druga (2.0) z rewolucją przemysłową, a trzecia (3.0) z połączeniem rynków w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) i oczywiście rewolucją naukowo-techniczną czy informatyczną. W dwóch pierwszych Chiny nie wzięły udziału (choć w przypadku pierwszej miały taki potencjał), natomiast z trzeciej już w dużym stopniu skorzystały.
A jeszcze bardziej chcą skorzystać z rozpoczynającej się właśnie czwartej odsłony procesów globalizacyjnych (globalizacji 4.0), której istotą ma być „przełom innowacyjny”. To właśnie udział w tej „czwartej rewolucji globalizacyjnej” ma być – zdaniem tego autora – podstawowym nośnikiem dalszego chińskiego wzrostu, w porównaniu z poprzednią fazą globalizacji, opartej przede wszystkim na handlu i wykorzystaniu „wielkiej dywidendy demograficznej”. Do tej pory w centrum zainteresowania chińskich władz był wysoki wzrost, obecnie kluczowy stał się nowy termin, mówiący o „wzroście wysokiej jakości” (high quality growth – gao zhiliang zengzhang).
Co konkretnie miałoby stanowić treść tej rewolucji innowacyjnej, tłumaczy czterech autorów (Long Guoqiang, Zhang Qi, Wang Jinzhao i Zhao Fujun) z nie mniej niż CASS renomowanego Centrum Badań Rozwoju przy Radzie Państwowej (chińskim rządzie); czyli tego, który wspólnie z ekspertami Banku Światowego przygotował dwa głośne i ważne raporty nt. przyszłości Chin.
W tekście najdłuższym i bodaj najważniejszym w tym tomie (bo opinie co do ich wartości mogą się różnić) autorzy dowodzą, że „następne 15 lat będzie kluczowe dla Chin, jeśli chcą one wykorzystać komparatywne korzyści płynące z wewnętrznej transformacji, a sprowadzające się do nowej rewolucji technologicznej”. Rewolucja ta ma objąć dziedziny, takie jak: oparta na sztucznej inteligencji robotyzacja i rewolucja na rynku pracy; stopniowe przechodzenie na alternatywne źródła energii; „zielony rozwój”, w tym przechodzenie na samochody elektryczne i autonomiczne; internet rzeczy (a więc m.in. działający jak nowy supermarket); czy „całkowita zmiana rynku energetycznego”, opartego na innych źródłach i technologiach cyfrowych.
Poniekąd jest to więc obraz Chin najbliższej przyszłości, które najwyraźniej zamierzają być mocarstwem innowacyjnym i do 2035 r. „dokonać rewolucji technologicznej, energetycznej i zielonej”. Dzięki nim będą miały, jak zakładają, możliwość przejścia przez zakręt, na którym się znalazły w kontekście wyczerpywania się dotychczasowych źródeł szybkiego wzrostu (wspomnianej wyżej dywidendy demograficznej, starzenia się ludności czy skracania łańcuchów dostaw w wyniku pandemii COVID-19).
Dlatego to właśnie w te dziedziny mają być kierowane największe środki na badania i rozwój, dzięki czemu ma nastąpić kolejna, istotna zmiana w ocenie wizerunku i zachowań Chin: ze statusu „ucznia” i „dościgającego”, czy też „idącego w ślad za rozwiniętym Zachodem łeb w łeb”, mają zyskać status „innowatora” oraz „lidera drużyny” (jakkolwiek ją rozumiemy).
Ambitne cele, trudne wyzwania
Nie są to ani mrzonki, ani czcze zamiary, bowiem – jak podkreśla inny autor tego tomu Guo Shuqing, znany finansista, a zarazem wiceprezes Banku Centralnego – „przez dziesięć stuleci to Chiny były jednym z państw odgrywających główną rolę w dziedzinie nauki i technologii”. Powrót do statusu lidera innowacji to teraz nadrzędne zadanie, które zresztą potwierdziły najważniejsze gremia decyzyjne w państwie: 4 maja 2020 r. Stały Komitet Biura Politycznego KC KPCh (czyli główny organ decyzyjny), a w ślad za tym – posiedzenie plenarne Komitetu Centralnego partii pod koniec października ubiegłego roku.
To one zatwierdziły przyjęcie nowego modelu rozwoju „podwójnej cyrkulacji”, a zarazem sięgnięcie – do 2035 r. – po status „społeczeństwa innowacyjnego”. Oba cele są nader ambitne, ale zarazem niezbyt łatwe do osiągnięcia. Pierwszy cel dlatego, o czym tratują dwa odrębne teksty tego tomu, że w wyniku polityki administracji Donalda Trumpa (Joe Biden poprzednią, konfrontacyjną politykę względem Chin kontynuuje) zachodzą głębokie zmiany na światowych rynkach, a przede wszystkim skracają się łańcuchy dostaw, na początku których tak często stały dotąd Chiny.
Guo Shuqing przyznaje, że stan taki, jak w chwili, gdy wygłosił on swój tekst w chińskim oryginale na posiedzeniu bankowców w maju 2019 r., tzn. fakt, że „ponad 80 proc. struktury ekonomicznej USA jest ulokowane w usługach, a w produkcji przemysłowej zaledwie 13,5 proc.”, jest na długą metę nie do utrzymania. Dowodzi jednak, że ani wojna handlowa, zainaugurowana przez Trumpa w marcu 2018 r., ani skracania łańcuchów dostaw (przyspieszone dopiero po wspomnianym przemówieniu, w wyniku pandemii koronawirusa) nie będą w stanie ograniczyć ani zahamować rozwoju Chin, bowiem – to podstawowy jego argument – „Chiny sprzedają ponad 70 proc. wyprodukowanych własnych towarów u siebie, a tylko pozostałe 30 proc. trafia na rynki zagraniczne do Europy czy Stanów Zjednoczonych”.
Innymi słowy, chińscy eksperci są przekonani, że przejdą burzliwe fale suchą stopą właśnie dzięki temu, że kraj posiada tak ogromny i chłonny rynek własny. A podstawowe zagrożenia, które – co podkreśla ten autor – mają zupełnie inny i niestety strukturalny, a więc trwały charakter, to szybko starzejące się społeczeństwo, degradacja i zanieczyszczenie środowiska naturalnego, wielce nierówny poziom podziału dochodów (nie tylko między grupami zawodowymi, lecz także branżami produkcji, regionami czy społecznościami) czy słabe zdolności innowacyjne (niektórzy eksperci, także w tym tomie, dodają ogromne zadłużenie w przypadku wielu władz regionalnych oraz konieczność zwiększania dochodów na cele socjalne). To one, a nie wojna handlowa, są prawdziwymi barierami dalszego rozwoju.
„Podwójna cyrkulacja”, czyli postawienie na rynek wewnętrzny, jest więc koniecznością, chociaż nie oznacza izolacji Chin na światowych rynkach. Problem w tym, że kilku autorów w tym tomie, szczególnie tych o geostrategicznym zacięciu, piszących o wyłaniającym się „nowym ładzie światowym” (Tang Shiping, Li Xiangyang) podkreśla, że Stany Zjednoczone od przełomu lat 2017/2018 postawiły na „strategiczna konfrontację” z Chinami, a ta w istocie rzeczy sprowadza się do dwóch nowych zjawisk o potencjalnie poważnych konsekwencjach, a mianowicie „sprzeciwu wobec globalizacji” (de-globalizacji), a potencjalnie nawet decouplingu, a więc „rozwodu” dwóch największych organizmów na rynkach światowych – USA i Chin. Autorzy ci zdecydowanie opowiadają się przeciwko takiemu scenariuszowi podkreślając, że „wszyscy na tym stracą”. Spodziewają się jednak okresu „zgrzytów i nieporozumień” w stosunkach z USA i całym Zachodem. Również w ich opinii czeka nas raczej „czas turbulencji, zawirowań i niepokojów”, a nie dalszy stabilny i harmonijny rozwój.
Odrobina sceptycyzmu
Czytając tomy w serii Przeglądu chińskich perspektyw dotyczących współczesnej polityki międzynarodowej i gospodarki, w tym także omawianego tu wydania, odnosi się nieodparte wrażenie, że mamy do czynienia z racjonalnymi, pragmatycznymi fachowcami, trzeźwo stąpającymi po ziemi i formułującymi swe stanowiska niezależnie, na podstawie posiadanej wiedzy.
Niestety w „erze Xi Jinpinga” (czyli od końca 2012 r.) nie do końca tak jest, o czym akurat z tych tomów, starannie przygotowanych pod kątem zainteresowań zachodniego czytelnika, można dowiedzieć się stosunkowo niewiele. Kiedy więc wspomniani eksperci z Centrum Badań Rozwoju przy rządzie ChRL postulują, zresztą całkiem słusznie, by w stosunkach z USA „unikać nieporozumień i kształtować dobrą atmosferę”, to akurat ten postulat stoi w dokładnej sprzeczności z forsowaną przez wiele kręgów wewnątrz KPCh (głównie resorty siłowe i ideologów) tzw. wilczą dyplomacją, postępującą na znanej zasadzie „oko za oko, ząb za ząb” (o czym w tomie wydawnictwa Brill oczywiście ani słowa). Nie jest bowiem tak, jak piszą, że „Chiny będą odpowiadać w racjonalny, efektywny i wyważony sposób”. Praktyka dowodzi, że potrafią odpowiadać także zdecydowanie i ostro.
Tomy wydawnictwa Brill, w tym ten tutaj omawiany, mają swoją wagę, bowiem dostarczają zachodniemu odbiorcy, nawet fachowcowi, przynajmniej część argumentacji, jaka jest dostępna tylko w języku chińskim. A ponieważ siła i znaczenie Państwa Środka bezustannie rosną, a jego ambicje – jak widać też z tego tomu – są naprawdę poważne, tym bardziej warto wsłuchiwać się w głosy stamtąd płynące.
Chiny chcą bowiem być liderem „globalizacji 4.0”, czyli społeczeństwem innowacyjnym, o czym mówią już otwarcie i wprost. Czy im się uda? Dotychczas się wiodło, czego dowodzą statystyki i praktyka. Teraz jednak weszliśmy w okres „strategicznej konkurencji”, a ona niesie ze sobą wiele znaków zapytania – i niepewności.
Najnowszy tom w chińskiej serii wydawnictwa Brill, choć utrzymany w rzeczowej, naukowej tonacji, też do końca nas nie uspokaja. Po prostu nie wiemy, jak szybko rosnące, ambitne i coraz bardziej pewne siebie Chiny wkomponują się w nowy ład, który dopiero się – być może – ukształtuje. Pewne jest, jak dotąd, jedynie to, że nie będzie to już tylko zdominowany przez Amerykanów „ład oparty na wartościach” (value-based order), lecz jakaś formuła porządku wielobiegunowego, z ważną rolą Chin w jego ramach.
O ile tylko po drodze nie pojawi się scenariusz gorszy, mówiący o „rozwodzie” (decoupling) dwóch największych gospodarek świata lub nawet „nowej zimnej wojnie”, o znacznie odmiennym (bo cyfrowym) obliczu od poprzedniej. Nie musi się tak stać, ale niestety – może. O tym właśnie należy pamiętać, zapoznając się z argumentami najlepszych chińskich ekspertów z CASS i innych tamtejszych ośrodków naukowych oraz opiniotwórczych. Odrobina sceptycyzmu nie zaszkodzi. Chiny mają swoje racje, Zachód (USA) swoje. Dobrze byłoby je połączyć, ale czy to się uda w świecie „strategicznej rywalizacji”?