Szybko rosnąć mają też wydatki Rosji na zbrojenia, zaś w Chinach tanieją nieruchomości, więc rząd w Pekinie zastanawia się, czy nie rozpocząć interwencji polegającej na skupie mieszkań z rynku.

Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

PKBPolski rośnie szybciej

Polska gospodarka rozwija się szybciej, chociaż nadal niezbyt szybko. PKB w pierwszym kwartale tego roku w stosunku do poprzedniego kwartału urósł o 0,4 proc. i jednocześnie był realnie o 1,9 proc. większy niż rok wcześniej.

To dane wstępne, więc jeszcze bez szczegółów o tym, co konkretnie stoi za tym wzrostem. Ekonomiści jednak podejrzewają, że kluczowa jest tu nasza własna konsumpcja, która rośnie wraz ze wzrostem płac.

Na tle europejskim nasze dane są w środku stawki, chociaż powyżej średniej. PKB w strefie euro i w całej Unii Europejskiej urósł w pierwszym kwartale o 0,4 proc. rok do roku i o 0,3 proc. kwartał do kwartału. W naszym regionie jeśli chodzi o tempo wzrostu za ostatnie pięć lat, jesteśmy na drugim miejscu, zaraz za Chorwacją.

W kolejnych kwartałach z naszym tempem wzrostu ma być coraz lepiej.

Według Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju nasz PKB w całym roku urośnie o 2,9 proc. Z kolei Komisja Europejska przewiduje dla nas wzrost o 2,8 proc. W obydwu przypadkach chodzi o nowe prognozy, opublikowane w środę.

Deficyt budżetowy za ostatnie dwanaście miesięcy przekroczył 100 mld zł

Polski budżet miał w kwietniu kolejne 15,4 mld zł deficytu, co sprawia, że licząc od początku roku, wynosi on już 39,9 mld zł, a za ostatnie dwanaście miesięcy pierwszy raz przekroczył 100 mld zł i sięgnął ponad 115 mld zł

ikona lupy />
Deficyt budżetu państwa za ostatnie 12 miesięcy / Media

Wszystko to nie wynika wcale ze słabości dochodów podatkowych. Po prostu wydatki rosną w piorunującym tempie. W kwietniu były aż o 76 proc. większe niż rok wcześniej. Przesądziły o tym znacząco większe przelewy z budżetu do ZUS-u w związku z podniesieniem od stycznia 500 plus do 800 zł i do samorządów w związku z podwyżkami dla nauczycieli.

Z drugiej strony dochody budżetu w kwietniu były rekordowo duże, przekraczając 67 mld zł. To w dużym stopniu to zasługa większych niż zwykle wpływów z podatków dochodowych, zarówno PIT, jak i CIT. Ten pierwszy dostał dodatkowe wsparcie od ludzi, który w rozliczeniu rocznym musieli fiskusowi coś dopłacić i robili to pod koniec kwietnia. Wzrost w przypadku tego drugiego to kwestia rozliczenia rocznego dla firm, którego termin w tym roku przypadał na 2 kwietnia, a rok temu dopiero na czerwiec. W efekcie dwunastomiesięczne wpływy z podatków PIT i CIT pobiły swoje rekordy wszech czasów, a w przypadku PIT przekroczona została też bariera 100 mld złotych, chociaż oczywiście robi to wrażenie tylko w kategoriach nominalnych. W relacji do PKB nie ma tutaj żadnych fajerwerków i rekordów.

Rekordy na giełdach w USA, bo inflacja przestała rosnąć

Dla inwestorów na rynkach finansowych kluczowe w środę były dane ze Stanów Zjednoczonych: te o inflacji i te o sprzedaży detalicznej. Inflacja spadła do 3,4 proc. zgodnie z oczekiwaniami, a miesiąc do miesiąca urosła tylko o 0,3 proc. czyli nieco poniżej oczekiwań, co oczywiście rynek natychmiast zinterpretował jako okoliczność, która powinna wspierać Fed w dochodzeniu do decyzji o obniżkach stóp procentowych.

Sprzedaż detaliczna z kolei w ogóle nie urosła, tylko stanęła w miejscu, a analitycy wcześniej oczekiwali wzrostu o 0,4 proc. Licząc bez paliw i samochodów, sprzedaż nawet spadła o 0,1 proc. To ucieszyło rynki jeszcze bardziej: gospodarka amerykańska wcale nie jest taka mocna, jak się wydawało. Sygnał ten może przybliżać nas do obniżek stóp procentowych. Prawdopodobieństwo scenariusza, w którym pierwsza pojawia się we wrześniu, urosło na rynku kontraktów terminowych na stopę procentową do 75 proc. z 65 proc. przed publikacją danych.

Indeks giełdowy S&P 500 zakończył wczoraj dzień na najwyższym poziomie w historii, po wzroście o 1,2 proc. Nasdaq urósł o 1,4 proc. i też pobił nowy rekord. To pierwsze rekordy na amerykańskich giełdach od początku kwietnia (w przypadku S&P 500), albo od połowy marca (Nasdaq). Australia, Nowa Zelandia, Indonezja, Korea, Hongkong – to wszystko miejsca, w których dziś w nocy indeksy poszły w górę o ponad 1 proc., mamy więc zdecydowanie świetne nastroje na rynkach i perspektywę kontynuacji wzrostów także w Europie.

Perspektywa obniżek stóp osłabia też dolara, który potaniał u nas wczoraj o ponad 3 grosze i kosztuje już tylko 3,91 zł. Kurs euro jest w okolicach 4,26 zł, a franka szwajcarskiego poniżej 4,35 zł. We wszystkich przypadkach są to notowania najniższe od miesiąca.

Wydatki Rosji na wojsko mają urosnąć aż do 8,7 proc. PKB

Rosja zamierza wydać w tym roku na cele związane z wojskiem i obronnością aż 8,7 proc. swojego PKB – zapowiedział prezydent tego kraju Władimir Putin. Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego PKB Rosji w tym roku ma przekroczyć 2 biliony dolarów, tak więc 8,7 proc. tej kwoty daje prawie 180 miliardów dolarów. To odpowiednik około 700 mld złotych, czyli około 20 proc. polskiego PKB.

Taka zapowiedź oznacza też ogromny skok rosyjskich wydatków militarnych, bo w ubiegłym roku według Sztokholmskiego Instytutu Badań Pokojowych sięgały one 5,9 proc. PKB, czyli około 109 mld dolarów. Dotychczasowe prognozy analityków mówiły o tym, że w tym roku Rosja wyda na te cele mniej więcej taką samą kwotę, a nie o kilkadziesiąt procent większą. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że takie wydatki zostaną faktycznie zrealizowane, nie można wykluczyć, że to tylko blef mający zrobić odpowiednie wrażenie na Ukrainie i jej sojusznikach.

Putin wiąże zmiany w kwestiach wydatków na wojsko ze zmianą ministra obrony – nowym całkiem niedawno został Andriej Biełousow.

W ubiegłym roku według wspomnianego Instytutu ze Sztokholmu Ukraina wydała na zbrojenia blisko 65 mld dolarów, Polska prawie 32 mld dolarów, a Stany Zjednoczone, uwaga: 916 mld dolarów.

Chiński rząd rozważa skup interwencyjny mieszkań

Przyzwyczailiśmy się już chyba do tego, że kiedy w gospodarce jakieś ważne dobra przestają się z jakiegoś powodu sprzedawać, albo ich cena spada zbyt mocno, wtedy wkracza państwo ze skupem interwencyjnym. Znamy to przede wszystkim z rolnictwa, ale zdarzają się takie historie także na rynkach finansowych, na których banki centralne czasami skupują obligacje, albo waluty, aby nie dopuścić do spadku ich ceny. W Chinach być może nadchodzi czas, w którym rząd będzie interweniować, skupując z rynku mieszkania.

Na razie to tylko pomysł, który jest konsultowany. Lokalne samorządy, a dokładniej ich spółki miałyby zostać zobligowane do skupowania niesprzedanych lokali, aby powstrzymać spadki cen na rynkach nieruchomości. W programie chodzi też o uratowanie będących w coraz gorszej kondycji deweloperów, którzy zadłużyli się, aby zbudować mieszkania, a teraz nie mają jak spłacać kredytów, bo mają za małe przychody ze sprzedaży tych mieszkań. W Chinach jest ich na tyle dużo, że ich upadek mógłby wywołać zauważalny wzrost bezrobocia.

Plan jest taki, aby mieszkania kupiły lokalne państwowe firmy za tanie kredyty z państwowych banków. Zachętą ma być to, że kupno odbywałoby się po niskiej cenie – tak, aby uratować dewelopera, ale też, aby firma kupująca miała okazję na tym zarobić w przyszłości. Następnie większość tych mieszkań zostałaby przekształcona w lokale komunalne przeznaczone na wynajem.

Zdaniem ekspertów cytowanych przez Bloomberga taki program, aby faktycznie wpłynąć na sytuację na rynku, musiałby mieć skalę około 2 bilionów juanów, czyli ponad 250 mld dolarów. Możliwe więc, że jeśli zapadnie odpowiednia decyzja, to Chiny wydadzą w tym roku na naprawę swojego rynku nieruchomości więcej pieniędzy niż Rosjanie na zbrojenia.