Ich krytycy nazywają to korumpowaniem elektoratu albo polityką klientelistyczną, gdyż wyborcy mają się tak uzależnić się od transferów państwowej gotówki, że utrzymanie standardu życia staje się zależne od utrzymania się populistów u władzy.

Dziwnym trafem w debacie publicznej niezmiernie rzadko – a w liberalnych mediach głównego nurtu praktycznie nigdy – rozdawnictwem nazywa się obniżki podatków. Wręcz przeciwnie, wprowadzające je reformy z definicji są tam uznawane za przynajmniej interesujące, a ich autorzy uchodzą za głos rozsądku. Mało kto domaga się też od nich dokładnych wyliczeń. Od zwolenników transferów pieniężnych oczekuje się przedstawienia solidnego uzasadnienia, znalezienia źródła finansowania i odpowiedzi na zarzuty o potencjalne skutki uboczne, często bardzo mało prawdopodobne w praktyce. Gdy pojawia się pomysł obniżenia podatków, standard analizy krytycznej nagle się obniża, wystarcza co najwyżej ogólny koszt budżetowy.

Cały tekst przeczytasz w weekendowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" i na eGDP.