Oficjalnie spotkanie ma być poświęcone nowelizacji ustawy o NIK, a faktycznie – zatarciu złego wrażenia po wspólnej konferencji prasowej prezesa NIK z liderem Konfederacji Sławomirem Mentzenem. Możliwe, że do spotkania nie dojdzie, więc trudno to wrażenie będzie zatrzeć. Jak usłyszeliśmy wczoraj w klubach opozycyjnych, nikt do NIK się nie wybiera. – Nie będziemy uwiarygodniać Mentzena, nie idziemy tam. Zaprosiliśmy prezesa NIK na spotkanie z kolegium klubu – usłyszeliśmy w Koalicji Obywatelskiej. Z lewicy także poszedł komunikat, że nikt do NIK nie idzie. Ludowcy wczoraj zastanawiali się, a w grę wchodziły dwa warianty: nie wysyłać nikogo, a jeśli już, to nikogo z szefostwa partii, raczej jednego z posłów. Z naszych informacji wynika także, że nie wybierają się tam politycy PiS, ale chyba akurat na tym prezesowi NIK aż tak bardzo nie zależało. Natomiast widać, że nawet bez ich obecności wydaje się, że plan spalił na panewce.
„Jedyną troską i motywem działań Prezesa Najwyższej Izby Kontroli jest wzmocnienie niezależności NIK oraz jej uprawnień.( …..) Pan Prezes Marian Banaś liczy na wsparcie niezależności NIK wszystkich sił politycznych bez wyjątku” – pisał jeszcze niedawno ówczesny rzecznik prasowy izby Łukasz Pawelski. Niechętne podejście do planowanego spotkania pokazuje, że Marian Banaś płaci cenę za flirt z Konfederacją. Bo tak można nazwać sytuację, w której jego syn, pełniąc nadal funkcję doradcy społecznego prezesa, startuje z nr. 2 na liście Konfederacji w Warszawie. Konferencja, na której jest to ogłaszane, odbywa się przed siedzibą NIK, a wkrótce potem prezes instytucji razem z liderem Konfederacji organizują na dziedzińcu siedziby NIK konferencję w sprawie poparcia Konfederacji dla projektu ustawy przyznającej NIK uprawnienia prokuratorskie. Do tego, gdy zapytaliśmy NIK, czy Jakub Banaś przestanie być doradcą w związku ze swoim startem, otrzymaliśmy odpowiedź, że nie.
Cały artykuł przeczytasz w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.