Od „drona” do „rakiety”. Co naprawdę wiemy

Według ustaleń dziennika „Rzeczpospolita” w dach domu w Wyrykach nie uderzył rosyjski dron, lecz rakieta AIM-120 AMRAAM wystrzelona z polskiego F-16. Pocisk nie eksplodował, bo zadziałały zabezpieczenia, jednak sam impet wystarczył, by uszkodzić budynek. Prokuratura Okręgowa w Lublinie jeszcze 11 września mówiła o „niezidentyfikowanym obiekcie” i wykluczała uderzenie drona w budynek. Kluczowe pytanie brzmi więc nie „co spadło”, lecz dlaczego rząd uparcie forsował inną wersję wydarzeń.

ikona lupy />
Pocisk powietrze-powietrze AIM-120 AMRAAM podczas wystrzelenia z F-15EX Eagle II. / U.S. Air Force

Oś czasu: kto, co i kiedy mówił

11 września prokuratura poinformowała o „niezidentyfikowanym obiekcie”. Mimo to 12 września wiceszef MSZ Marcin Bosacki na forum ONZ mówił wprost o rosyjskim dronie. Kilka dni później „Rzeczpospolita” opublikowała materiał wskazujący na polską rakietę.

Reakcje polityków po tej publikacji rozjechały się błyskawicznie. Premier Donald Tusk ogłosił w mediach społecznościowych: „Cała odpowiedzialność spada na autorów dronowej prowokacji, czyli Rosję… Łapy precz od polskich żołnierzy”. Tymczasem Prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego oświadczyło, że do czasu publikacji artykułu nie otrzymało pełnego meldunku o przyczynach zniszczeń. Zaprzeczył temu szef MON Kosiniak-Kamysz.

ikona lupy />
Donald Tusk po publikacji Rzeczpospolitej / Forsal.pl

ONZ i wizerunek: dwa komunikaty, dwie prawdy

Najbardziej kontrowersyjnym momentem ostatnich dni było wystąpienie Marcina Bosackiego w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Świat usłyszał wtedy, że dom w Wyrykach zniszczył rosyjski dron. Tymczasem w Polsce coraz głośniej mówiono o wersji z rakietą. Wizerunkowy efekt jest opłakany: na forum międzynarodowym Polska prezentowała wersję, której już nikt w kraju nie traktował jako pewnej. To nie tylko kłopotliwa sytuacja dla dyplomacji, ale też cenny argument dla rosyjskiej propagandy.

Mentzen i opozycja: nie atakujemy żołnierzy, pytamy o rząd

Opozycja po publikacji "Rzeczpospolitej" i odpowiedzi Tuska gdzie była mowa "Łapy precz od polskich żołnierzy" zareagowała szybko. We wtorek lider Konfederacji Sławomir Mentzen pisał na x.com: „Nikt nie ma pretensji do żołnierzy… Pretensje mamy do waszego rządu, który dezinformował w tej sprawie i kompromitował Polskę w ONZ. Chowanie się przez premiera za żołnierzami jest tu bardzo słabe”.

ikona lupy />
Wpis Sławomir Mentzena na X / X.com / Sławomir Mentzen

Podobne głosy padały ze strony polityków PiS i komentatorów, którzy zwracali uwagę, że zarzut „atakowania wojska” jest chybiony — krytyka dotyczyła polityków i ich sposobu komunikacji. Stąd słowa premiera o „łapach precz od polskiego munduru” wielu uznało za próbę emocjonalnej manipulacji, a nie realną obronę wojska.

Czy BBN zostało wprowadzone w błąd?

Dodatkowy wątek to spór między MON a Biurem Bezpieczeństwa Narodowego. Ten spór unaocznił poważny problem w komunikacji wewnątrz państwa. BBN twierdzi, że nie miało pełnego meldunku przed publikacją „Rzeczpospolitej”, MON zapewnia, że przekazywał wszystkie informacje. W tle pojawia się pytanie: jeśli prezydent i BBN naprawdę nie wiedzieli wszystkiego, to kto podjął decyzję, by publicznie obstawać przy wersji „rosyjskiego drona”?

ikona lupy />
Czy Prezydent wiedział co uderzyło w dom w Wyrykach? / PAP / Paweł Supernak

Dla obywateli to sytuacja alarmująca. Jeśli instytucje bezpieczeństwa wysyłają sprzeczne sygnały, zaufanie do państwa spada, a jego zdolność do reagowania w kryzysie staje pod znakiem zapytania.

(Nie)bezpieczna retoryka: krytyka ≠ „ruskie wpływy”

Szczególnie groźnym zjawiskiem stały się po 10 września wezwania ze strony części polityków i komentatorów, by „słuchać wyłącznie oficjalnych komunikatów” i odrzucać każdą inną analizę jako „putinowską narrację”. Premier w swoich wystąpieniach przestrzegał też przed prorosyjskimi nastrojami. Problem w tym, że w praktyce krytyka rządu zaczęła być utożsamiana z prorosyjskością.

A przecież można być przeciwnikiem rządu, można mieć postawę propokojową i jednocześnie nie wspierać Kremla. Obywatele mają prawo do wątpliwości i pytań, a rząd powinien odpowiadać argumentami, a nie stygmatyzować krytyków. W przeciwnym razie wolna debata staje się ofiarą wojny informacyjnej.

Co należało powiedzieć od początku

Paradoks całej sytuacji polega na tym, że sprawę można było przedstawić prosto i uczciwie! Drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną, polskie wojsko zareagowało, jedna z rakiet zawiodła i przypadkowo uszkodziła dom, a państwo weźmie odpowiedzialność i naprawi szkody.

Gdyby taką jasną narrację przedstawiono od początku, nie byłoby międzynarodowego wstydu ani poczucia, że obywatele są wprowadzani w błąd. Tymczasem to dopiero we wtorek MON ostatecznie zapowiedział odbudowę domu w Wyrykach na koszt państwa.

Wojna o narrację wymaga chłodnej głowy

Na wojnie pierwszą ofiarą bywa prawda, ale od demokratycznego państwa oczekuje się, że będzie ją chronić. Wymagany jest pewien stopień transparentności w podejmowaniu decyzji dotyczących wszystkich obywateli. Tymczasem władza postanowiła prawdę chować i zastępować emocjonalnymi hasłami. Efekt? Utrata zaufania, pogłębione podziały i chaos, który uderza w wizerunek Polski.

Krytycy rządu podkreślają: nikt nie atakuje żołnierzy. Atakowane są tylko próby manipulacji i dezinformacji. W sytuacji, gdy Polska powinna się jednoczyć wobec realnych zagrożeń, władza sama zafundowała obywatelom kryzys informacyjny, który będzie długo ciążył na jej wiarygodności.