Raport PIE, rządowego think tanku, zatytułowany „Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce (autorzy: Paula Kukołowicz, Paweł Leszczyński, Jędrzej Lubasiński, redakcja merytoryczna: Andrzej Kubisiak) ma być opublikowany dzisiaj (14 października) i powinien wstrząsnąć opinią publiczną oraz decydentami.

Eksperci sprawdzili, co czeka Polskę, jeśli w najbliższej dekadzie utrzymają się kluczowe wskaźniki demograficzne, na czele z dzietnością i ilością urodzin, ale też saldem migracji. W takim scenariuszu w dekadę z polskiego rynku pracy zniknie prawie co dziesiąty pracownik, co grozi zmniejszeniem PKB nawet o 8 proc. w porównaniu z sytuacją, w której dostępność kadr pozostałaby na dotychczasowym poziomie.

Wedle raportu, w wyniku obecnych procesów demograficznych do 2035 r., czyli w dekadę:

  • polski rynek pracy skurczy się o 2,1 mln pracowników, a więc aż o 12,6 proc.
  • z sektora edukacji zniknie 361 tys. osób, czyli 29 proc. obecnego stanu zatrudnienia
  • z przemysłu zniknie 400 tys. osób, czyli 11 proc.
  • z ochrony zdrowia zniknie 257 tys. osób, czyli aż 23 proc. obecnie pracujących
  • 6-8 proc. może zmniejszyć się PKB Polski przy założeniu utrzymania pozostałych zmiennych zależnych na obecnym poziomie.

Polska: najniższa dzietność w Europie, strategia migracyjna i potrzeby gospodarki

Raport ogłaszany jest w szczególnym momencie: przedsiębiorcy alarmują od dłuższego czasu, że - z powodu utrzymującego się od przełomu stuleci kryzysu urodzin i starzenia się społeczeństwa - z polskiego rynku pracy znika ok. 150 tys. ludzi rocznie. Wedle oficjalnych danych rządu („Barometr zawodów”) obecnie już w blisko 30 kluczowych specjalnościach brakuje pracowników. Organizacje pracodawców przekonują, że w tej sytuacji ratunkiem dla utrzymania wzrostu gospodarczego może być tylko masowy napływ siły roboczej z zewnątrz. W ich analizach mowa jest o 200 tys., a nawet pół milionie imigrantów ROCZNIE.

Podczas sobotniej konwencji Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk zapowiedział na ten tydzień ogłoszenie nowej Strategii Migracyjnej Polski do 2030 r. Przedsiębiorców i ekspertów gospodarczych niepokoi, że premier skupił się na barierach i restrykcjach wobec nielegalnych migrantów, a nie na potrzebach rynku pracy. A te przy obecnych wskaźnikach demograficznych będą tylko rosły.

W zeszłym tygodniu Andrzej Kubisiak, wicedyrektor PIE, zwrócił uwagę na cząstkowe dane demograficzne Eurostatu za 2024 rok, z których wynika, że z najniższym w całych swoich dziejach wskaźnikiem dzietności (TFR) - 1,12 - Polska zajmuje wraz z Hiszpanią ostatnie miejsce w Europie. W porównaniu z 2015 r. zanotowała też jeden z największych spadków dzietności i urodzeń na świecie (niższa dzietność jest tylko w Korei Południowej). Do tzw. zastępowalności pokoleń potrzeba współczynnika dzietności powyżej 2. Żaden kraj w Europie nawet nie zbliżył się do tej wartości. Wśród dużych państw UE najwyższy wskaźnik – 1,63 - ma Francja (spadek z 1,93 w 2015 r.); w Polsce nie osiągamy dziś takiego nawet w dotychczasowych bastionach dzietności, a na większości obszarów wiejskich dzietność jest niższa niż w metropoliach. W efekcie w najbliższych latach nad Wisłą będzie się rodzic ok. 250 tys. dzieci rocznie – cztery razy mniej niż po II wojnie światowej i prawie trzy razy mniej niż pół wieku temu.

Konsekwencje spadku urodzeń odczuwalne są na rynku z oczywistym opóźnieniem (ok. 18-25 lat), natomiast o wiele wcześniej uderzają w polska gospodarkę skutki rekordowo szybkiego starzenia się społeczeństwa. Najświeższy raport PIE po raz pierwszy tak wnikliwie opisuje to zjawisko. Kluczowe dane są wręcz wstrząsające:

  • W 2023 r. aż 4,2 mln osób pracujących w Polsce było w wieku 50-59/64 lata. To aż jedna czwarta wszystkich zatrudnionych w wieku 18-64 lat; większość tej grupy w ciągu najbliższej dekady przejdzie na emerytury – pokolenia, które powinny ich zastępować, są prawie DWA RAZY MNIEJ LICZNE
  • Powyższe zjawisko widać najsilniej w sektorze publicznym: w wieku 50-59/64 lat jest tam aż 31 proc. pracowników; w sektorze prywatnym jest to 21 proc.
ikona lupy />
Źródło: Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce, PIE, październik 2024 r. / Forsal.pl / Polski Instytut Ekonomiczny, Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce

Demografia fatalnie wpływa na rynek pracy

Autorzy raportu PIE przypominają, że po upadku PRL i realnego socjalizmu w 1989 Polska czerpała korzyści z tzw. dywidendy demograficznej, czyli korzystnej z punktu widzenia gospodarki struktury wiekowej społeczeństwa: do 2013 roku udział osób w wieku produkcyjnym w odniesieniu do reszty populacji pozostawał wysoki iwykazywał tendencję wzrostową. Pracodawcy mieli dzięki temu znakomity dostęp do zasobów pracy, co bardzo pomogło w transformacji i rozwoju gospodarki w pierwszych dwóch dekadach kapitalizmu.

Ale ten naturalny zasób wyczerpał się w połowie poprzedniej dekady, w końcówce poprzednich rządów PO-PSL, sprawą obserwowanego od połowy lat 80. Przyspieszenia spadku liczby urodzeń. Od 2013 r. uwidocznił się proces topnienia populacji osób w wieku produkcyjnym, a jednocześnie stale zwiększa się liczba osób w wieku poprodukcyjnym. Z wszystkich prognoz demograficznych wynika, że to zjawisko będzie przybierać na sile wkolejnych latach, aspadek liczby osób w wieku produkcyjnym – zarówno w ujęciu nominalnym, jak i w relacji do reszty społeczeństwa – będzie w Polsce znaczniewyższy niż średnio w państwach Unii Europejskiej.

W minionej dekadzie pracodawcy mieli z przyczyn demograficznych coraz większe problemy z pozyskaniem pracowników – zarówno specjalistów o wysokich kompetencjach, jak i wykwalifikowanych robotników, a nawet osób fizycznych do prostych prac. Polski rynek pracy ratowali imigranci. przede wszystkim Ukraińcy, którzy – szczęśliwie dla polskiej gospodarki - zaczęli masowo przyjeżdżać nad Wisłę akurat w chwili, gdy skończyła się nam wspomniana dywidenda demograficzna, a więc po pierwszej napaści Rosji na Ukrainę w 2014 r. (aneksja Krymu, „zielone ludziki” w Donbasie). W ostatnich latach wzrost gospodarczy, wpływy z podatków i stan funduszu emerytalnego windowało nam około miliona legalnie zatrudnionych migrantów, głównie Ukraińców; przynajmniej drugie tyle pracowało w szarej strefie. Nawet tak duży, największy w nowożytnej historii, napływ migrantów nie zrekompensował jednak deficytów wynikających z wewnętrznych procesów demograficznych i nie zaspokoił wszystkich rosnących potrzeb gospodarki. Notabene – przyczyniło się to do dynamicznego wzrostu wynagrodzeń.

W swym raporcie PIE zwraca uwagę, że najbliższych latach z polskiego rynku pracy będą odchodzić osoby urodzone w latach 1960-1974, które mają dziś 50-59/64 lata. Na koniec 2023 r. było ich 4,2 mln. Większość w nich weszło na rynek pracy w bardzo trudnych czasach pod koniec ogarniętego totalnym kryzysem komunizmu lub na początku polskiej transformacji. Główną cechą odróżniającą tę grupę od pozostałych jest względnie niski udział osób z wyższym wykształceniem: stanowią one tylko 24,5 proc., gdy np. w grupie mającej obecnie między 35 a 49 lat odsetek ten sięga 46 proc. Drugim wyróżnikiem pracowników w wieku 50-59/64 lat jest to, że częściej niż członkowie pozostałych kohort wiekowych pracują w sektorze publicznym. Trzecim – to, że mamy w tej grupie wyraźną nadreprezentację ludzi prowadzących własną działalność gospodarczą; jest to pokolenie pionierów polskiego kapitalizmu i przedsiębiorczości.

Analitycy PIE wyliczyli, że do 2035 r. z polskiego rynku pracy odejdzie 3,8 mln pracowników, natomiast napływ pracowników z najmłodszych, o wiele mniej liczebnych, roczników wyniesie zaledwie 1,7 mln osób. Tylko w dekadę deficyt pracowników powiększy się zatem o 2,1 mln!

Eksperci zwracają uwagę, że wpływ tego ubytku na rynek pracy nie będzie równomierny, ponieważ kobiety po pięćdziesiątce i mężczyźni po 55 roku życia są nadreprezentowani w dwóch sektorach: edukacji i opieki zdrowotnej. Kiedy zaczną odchodzić na emerytury, zatrudnienie w tych sektorach może zmniejszyć się odpowiednio o 29 proc. i 23 proc. obecnego stanu. Teoretycznie nieco mniej ucierpi przemysł (ubytek o 11 proc.), ale i dla niego obecne procesy demograficzne oznaczają, że musi w dekadę znaleźć ok. 400 tys. pracowników z zewnątrz lub poprzez aktywizację wciąż istniejących w kraju zasobów (np. kobiet w tzw. Polsce powiatowej); alternatywą jest skokowa automatyzacja.

Kryzys demograficzny w Polsce: spadek PKB i… cen mieszkań?

Autorzy opracowania przyznają, że „potencjalne działania zaradcze, które będą miały na celu złagodzenie skutków depopulacji i starzenia się społeczeństwa, najprawdopodobniej nie będą w stanie w pełni rozwiązać wyżej wymienionych problemów”. Intensywnych działań wymagają trzy obszary:

  • Aktywizacja zawodowa osób obecnie nieaktywnych zawodowo
  • Wprowadzanie nowych technologii, w tym automatyzacji i robotyzacji oraz sztucznej inteligencji pozwalającej zwiększać efektywność pracy
  • Wspieranie migracji

„Działania te najprawdopodobniej pomogą ograniczyć negatywne efekty demograficzne, ale nie zatrzymają trendu spadku potencjału rozwojowego Polski. W konsekwencji ścieżka wzrostu PKB Polski będzie niższa niż mogłaby być, gdyby dostępność pracowników pozostała na niezmienionym poziomie. Szacujemy, że do 2035 r. wartość PKB będzie niższa o 6-8 proc. w porównaniu ze scenariuszem kontrfaktycznym, który zakłada dostęp do siły roboczej na niezmienionym poziomie” – czytamy we wnioskach z raportu PIE.

Autorzy przyznają przy tym, że słychać również w Polsce głosy, iż „depopulacja, starzenie się polskiego społeczeństwa oraz odpływ pracowników z polskiego rynku pracy oprócz negatywnych skutków mogą przynieść również korzyści dla rozwoju społeczno-gospodarczego Polski”.

  • Mniejsza liczba pracowników może wywołać presję na poprawę wydajności pracy, co w dłuższym okresie może sprzyjać rozwojowi gospodarczemu poprzez inwestycje w nowe technologie i automatyzację.
  • Dodatkowo, zmniejszenie liczby ludności może odciążyć niektóre usługi publiczne (np. ochronę zdrowia czy edukację) oraz zmniejszyć popyt na zasoby mieszkaniowe, co wpłynie na stabilizację cen na rynku nieruchomości.

Raport mam być dostępny od dziś na stronie Polskiego Instytutu Ekonomicznego (https://pie.net.pl/).