Siatki antydronowe w Wojsku Polskim?
Wojna na Ukrainie pokazała, że masowe wykorzystanie dronów może przynosić wymierne korzyści na linii frontu. Dziś większość strat ciężkiego sprzętu po obu stronach nie wynika z ostrzału artylerii, bombardowania przez lotnictwo czy bezpośrednich walk, a uderzeń bezzałogowców. Drony odpowiadać mają za nawet 70% porażonych pojazdów na polu walki.
Na każdy miecz znajdzie się tarcza. Wydaje się, że nie inaczej będzie także w przypadku dronów. Wraz z ich intensywnym rozwojem, coraz skuteczniejsze są także systemy antydronowe. Początkowo w użyciu były głównie tanie cywilne drony, pod które podwieszano niewielkie ładunki wybuchowe. Drony stale ewoluują. Dziś coraz popularniejsze stają się sterowane po światłowodzie. Ta metoda pozwala im na operowanie w sytuacji, gdy przeciwnik stara się zakłócać sygnał radiowy.
Ewolucję widać także w systemach antydronowych. Na Ukrainie dużą popularność zyskały szybko specjalne klatki oraz daszki, które miały osłaniać pojazdy przed uderzeniem drona. Bardzo powszechne okazało się także użycie pancerza reaktywnego oraz zagłuszarek sygnału radiowego.
Wzrost popularności zagłuszarek spowodował rozwój systemów odpornych na ich działanie. Przykładem mogą być wspomniane bezzałogowce sterowane przy pomocy światłowodu. Same daszki i klatki mają z kolei wiele lat. Źle zamontowane nie tylko nie chronią załogi, ale są wręcz dużym zagrożeniem, ponieważ uniemożliwiają szybką ewakuację z zagrożonego pojazdu, zwiększają jego masę i ograniczają mobilność. To właśnie na budowę klatek antydronowych postanowili postawić żołnierze z 1. Mazurskiej Brygady Artylerii (dawniej 11. Mazurski Pułk Artylerii). W jednostce tej służą dziś wyrzutnie K239 Chunmoo, WR-40 Langusta oraz armatohaubice samobieżne K9 Thunder.
Polscy żołnierze ćwiczą walkę z dronami
W środę, 7 maja 2025 roku na mediach społecznościowych 1. Mazurskiej Brygady Artylerii im. gen. Józefa Bema pojawił się wpis o nowym szkoleniu. Czytamy w nim, że żołnierze testowali nowoczesną obronę w praktyce. „Testujemy osłony antydronowe na działach i wyrzutniach, wychodząc naprzeciw współczesnym zagrożeniom pola walki” - czytamy w komunikacie.
Na zamieszczonych fotografiach dostrzec możemy dwa pojazdy. To armatohaubica K9 Thunder oraz wieloprowadnicowa wyrzutnia rakiet WR-40 Langusta. Armatohaubica została uzbrojona w siatkową osłonę wieży, która osłania ją także od góry. Dzięki specjalnemu wycięciu z przodu siatka nie ogranicza zakresu ruchy lufy pojazdu. Jeśli chodzi zaś o WR-40, to siatka znalazła się jedynie nad samym modułem wyrzutni, czyli blokiem wyrzutni z 40 luf kal. 122,4 mm.
Pozytywnym zjawiskiem są oddolne próby przygotowania naszej armii na potencjalne zagrożenia, choć brak systemowego działania może smucić. Sam sposób przygotowania osłon budzi jednak wiele kontrowersji. Jednym z problemów jest stosunkowo niewielki chroniony obszar pojazdu. W przypadku K9 niechronione jest całe podwozie, a przecież to w nim znajduje się kierowca, silnik czy nawet część zapasów amunicji. Wóz nie jest więc przygotowany na taki atak. Wśród problemów wymienia się także duży otwór na lufę, który nie przeszkodzi sprawniejszemu operatorowi na wlecenie pod siatkę.
Sama siatka utrudnia z kolei obserwację, ponieważ ogranicza pole widzenia przyrządów obserwacyjnych. Bezużyteczny staje się karabin maszynowy, który w normalnej sytuacji służy do samoobrony. Źle wygląda to również w przypadku wyrzutni WR-40 Langusta. Osłona samego bloku jest bardzo skromna, a nośnik i kabina w ogóle nie są przygotowane.
Krytycznie o zastosowanych rozwiązaniach wypowiada się m.in. Damian Ratka, dziennikarz Defence24 specjalizujący się w technice pancernej. Ekspert uważa, że takie klatki nic nie dają, a ich montaż to efekt braku wiedzy na temat działania głowic kumulacyjnych oraz kiepskiej współpracy ze specjalistycznymi instytucjami.
Czy siatki antydronowe mają sens?
Jednym z największych problemów jest odległość siatki od pojazdu. Ta znajduje się tak blisko, że realnie nie ochroni załogi przed strumieniem kumulacyjnym. Nowoczesne przeciwpancerne głowice kumulacyjne nie przejmą się takimi rozwiązaniami, a dodatkowo sama siatka nie tylko ogranicza widoczność z przyrządów obserwacyjnych i możliwości pojazdu (np. użycie karabinu maszynowego), ale również zwiększa masę całego wozu.
Siatka ma jednak zalety. Przede wszystkim zaletą jest niska cena wykonania. Może też wpływać na poczucie bezpieczeństwa załogi. Czy są lepsze rozwiązania? Oczywiście, ale wyższa jest także ich cena. Dziś czołowe armie świata zainteresowane są dwoma rozwiązaniami. Pierwszym jest oczywiście nowoczesny pancerz reaktywny, który pozwala zniwelować siłę uderzenia pociski kumulacyjnego.
Drugim, znacznie droższą, ale także skuteczniejszą metodą są system aktywnej obrony. W największym uproszczeniu są to zestawy składające się z czujników oraz wyrzutni niewielkich pocisków przechwytujących, które umożliwiają zestrzelenia drona, a nawet pocisku przeciwpancernego. Wadą rozwiązania, oprócz wysokiej ceny, jest zagrożenie, które stwarza dla współpracującej z pojazdem piechoty. Gdyby system uznał biegnącego obok żołnierza za zagrożenia, to mogłoby to wiązać się ze ogniem sojuszniczym.
Mimo wszystko wydaje się, że systemy tego typu stanowią przyszłość i brak inwestycji w takie rozwiązania w Wojsku Polskim jest bardzo często podnoszonym tematem. Oczywiście obok zasadniczych pancerzy specjalnych, kostek pancerza reaktywnego czy systemu aktywnej obrony, także siatki mają sens i ich umiejętne mocowanie może niewielkim kosztem zwiększać przeżywalność pojazdu na polu walki.
Dla artylerii dobrym rozwiązaniem są także wcześniej przygotowane specjalne stanowiska strzeleckie. Ich zasada jest bardzo prosta — dzięki specjalnym siatkom takie punkty są nie tylko osłonięte przed dronami, ale także dobrze zamaskowane. Armatohaubica na chwilę opuszcza ukrycie, aby oddać strzał w kierunku przeciwnika, a następnie znów się chowa. To znane od wielu lat, bardzo skuteczne i często stosowane rozwiązanie. Jak pokazują zdjęcia 16. Dywizji Zmechanizowanej, także ten sposób walki z dronami był ćwiczony w trakcie ostatnich ćwiczeń Kroton 25.