"Ktokolwiek zostanie wybrany liderem torysów i zostanie premierem (Wielkiej Brytanii), musi zdać sobie sprawę, że woli narodu szkockiego i wybranego przez niego parlamentu nie można kwestionować w nieskończoność" – oświadczył Salmond podczas spotkania w Stowarzyszeniu Prasy Zagranicznej w Londynie (FPA). Salmond stał na czele szkockiego rządu w latach 2007-2014, a rezygnację złożył krótko po tym, jak w wynegocjowanym przez niego z rządem brytyjskim referendum większość Szkotów (55:45 proc.) opowiedziała się przeciwko niepodległości. Salmond, który przez 20 lat był liderem Szkockiej Partii Narodowej (SNP), w zeszłym roku założył nowe ugrupowanie niepodległościowe, Partię Alba.

Jego następczyni Nicola Sturgeon pod koniec czerwca tego roku ogłosiła, że planuje przeprowadzić nowe referendum 19 października 2023 r., choć ustępujący premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson nie zgadza się na jego rozpisanie, argumentując, że sprawa ta została rozstrzygnięta w 2014 r., a teraz nie jest właściwy czas, by wracać do budzącej duże podziały kwestii. Także dwójka pozostałych w grze kandydatów na jego następcę, Liz Truss i Rishi Sunak, nie jest skłonna, by pozwolić na przeprowadzenie głosowania. W związku z odmową, rząd szkocki złożył wniosek do brytyjskiego Sądu Najwyższego o zbadanie tego, czy może on rozpisać referendum bez zgody rządu w Londynie.

Salmond podczas spotkania powtórzył argumenty na rzecz przeprowadzenia ponownego referendum – to, że w związku brexitem, któremu wyraźna większość Szkotów była przeciwna, zasadniczo zmieniła się sytuacja, oraz to, że partie opowiadające się za niepodległością mają większość w szkockim parlamencie oraz wśród szkockich posłów w brytyjskiej Izbie Gmin. "Argumenty na rzecz demokracji są przytłaczające, kwestia jest tylko, czy zostanie to zrealizowane poprzez porozumienie z brytyjskim rządem – a sądzę, że tak się stanie. Historia pokazuje, że Westminster wiele razy mówi +nie+, a później pod presją zmienia zdanie" – powiedział.

Zwrócił uwagę, że nawet bardzo nielubiana w Szkocji konserwatywna premier Margaret Thatcher nie kwestionowała co do zasady prawa Szkotów do określania swojej przyszłości, więc odmowa tego przez Borisa Johnsona jest nową sytuacją. Wskazał też, że od zakończenia II wojny światowej ok. 50 krajów będących pod zwierzchnictwem brytyjskim uzyskało niepodległość i niemal w każdym przypadku rząd w Londynie początkowo oponował, ale ostatecznie wyrażał na to zgodę. "Cechą wspólną tych 50 krajów, dużych i małych, bogatych w surowce i nie, jest to, że wszystkie po uzyskaniu niepodległości chciały ją zachować. Nie było ani jednego przypadku, by któryś myślał o tym, by wrócić pod rządy Westminsteru" – powiedział były szef szkockiego rządu.

Reklama

Salmond zapytany przez PAP, czy widzi jakieś argumenty na rzecz pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie, odparł, że widzi ich coraz mniej. "W 2014 r. obóz +Nie+ w referendum mówił, że jednym z powodów do głosowania na +nie+ jest zabezpieczenie miejsca Szkocji w Unii Europejskiej. Mówili, że jak Szkocja zagłosuje za niepodległością, nie zostanie do niej przyjęta. Nie sądzę, by to była prawda, ani że to było logiczne, ale był to jeden z kluczowych argumentów. Więc kwestie, które przemawiały na korzyść unii (czyli Zjednoczonego Królestwa – PAP) w 2014 r. zmieniły się zasadniczo. Dalej, moje przywiązanie do Jej Królewskiej Mości jest dobrze znane i jest ona wspaniałą osobą, ale nie należy się spodziewać, że będzie ona panowała jeszcze przez wiele nadchodzących lat, więc ten aspekt też zniknie. Argumenty na rzecz unii słabną i obozowi +nie+ będzie coraz trudniej je znajdować" – powiedział.

Wskazując na trwający na świecie kryzys energetyczny, przekonywał, że przyrasta natomiast argumentów na rzecz niepodległości. "Jesteśmy jednym z głównych producentów energii odnawialnej w Europie. Wytwarzamy pięć razy więcej ropy i gazu niż konsumujemy, potencjalnie możemy produkować ze źródeł odnawialnych 10 razy więcej energii niż konsumujemy. Tymczasem w Szkocji płacimy ogromne pieniądze za ogrzewanie domów" – mówił. Dodał jednak, że w trwającej debacie na temat referendum chodzi też o coś innego. "Fundamentalną sprawą, której prounijni politycy nie doceniają, jest to, że zdecydowana większość Szkotów - niezależnie od tego, czy są za niepodległością, czy nie, bo to się rozkłada 50:50 - wierzy w prawo do samostanowienia. Wierzą, że powinni mieć prawo do odpowiedzi na to pytanie, a dalsze znaczenie ma to, czy są za niepodległością, czy przeciw" – podkreślił.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)