Jako przykład przywołuje zeszłoroczny proces Philippa S., 45-letniego członka elitarnej jednostki Kommando Spezialkraefte (KSK), w którego domu znaleziono w 2020 r. skład broni obejmujący karabin AK-47, 2 kg materiałów wybuchowych, granat dymny i ponad 5 tys. sztuk ostrej amunicji, a także stare numery czasopisma wydawanego po II wojnie światowej dla byłych członków SS, albumy i śpiewniki wydawane dla SS oraz kolekcję starych pocztówek z hasłami takimi jak "Dziękujemy naszemu Fuehrerowi".

Pierwszym świadkiem w procesie był detektyw z jednostki policji utworzonej w latach 90. w celu powstrzymania wzrostu skrajnie prawicowej przemocy, który utrzymywał, że posiadanie pamiątek po SS nie jest niczym nadzwyczajnym. "Często, gdy wchodzimy do jakiegoś domu, nad łóżkiem wisi swastyka" - powiedział.

"W ostatnich latach prawicowy ekstremizm stał się alarmująco powszechny w niemieckich siłach zbrojnych. W sprawozdaniu parlamentarnym z 2020 roku stwierdzono z mrożącą krew w żyłach beznamiętnością, że instytucje bezpieczeństwa zostały oplecione przez +zorganizowane struktury skrajnej prawicy+" - pisze Kuras. Przywołuje też informację podaną przez niemieckie radio Deutschlandfunk, że wśród członków KSK pięciokrotnie częściej niż wśród zwykłych żołnierzy zdarzały się prawicowo-ekstremistyczne przekonania.

Autor pisze, że przywódcy w Berlinie głośno mówią o konieczności usunięcia prawicowych grup z wojska, prowadzone były dochodzenia i śledztwa, jednostka Philippa S. w KSK została rozwiązana w 2020 r., a w zeszłym roku niemiecki rząd wprowadził obowiązkowe pytania o przekonania polityczne dla nowych rekrutów do elitarnych sił.

Reklama

"Politycy być może szczerze chcą wyeliminować ideologie skrajnie prawicowe z instytucji państwowych. Jednak, jak pokazuje proces Philippa S., w praktyce państwo pozostaje ostrożne w konfrontacji z nimi, przynajmniej jeśli chodzi o siły zbrojne" - zauważa.

Jak wskazuje, prokuratorzy nie mówili o tym, do jakich sieci mógł należeć Philipp S. i nie wydawali się zainteresowani jego osobą. Nie interesowały ich motywy, którymi kierował się przy gromadzeniu broni, co mogłoby wpłynąć na długość wyroku. Nie powołali żadnych świadków z jego życia prywatnego, którzy mogliby rzucić światło na jego przekonania lub to, z kim się związał. Jeden z policjantów zauważył, że Philipp S. miał numery telefonów dwóch osób powiązanych z podejrzaną siatką prawicowych terrorystów - ale dodał, że mógł mieć ku temu powody zawodowe. "I na tym mniej więcej zakończyło się zainteresowanie sądu potencjalnymi powiązaniami Philippa S. z ekstremistami" - pisze Kuras.

Ostatecznie sędzia stwierdził, że Philipp S. ma prawicowe, ekstremistyczne poglądy, ale nie było dowodów na to, że planował wykorzystać zgromadzony arsenał do popełnienia aktu terroru i skazał go na dwa lata w zawieszeniu.

Kuras przywołuje również sprawę innego członka KSK, Franco A., który w 2017 r. został aresztowany w Wiedniu. W wyniku policyjnego śledztwa wyszła na jaw niewiarygodna historia - Franco A. zarejestrował się pod fałszywym nazwiskiem jako syryjski uchodźca i planował przeprowadzenie brutalnych ataków na kilku polityków, aby w ten sposób wzbudzić niechęć do uchodźców.

A. był częścią nieformalnej siatki policjantów, sędziów, prokuratorów i wojskowych połączonych ze sobą za pomocą mediów społecznościowych, gdzie wymieniali się rasistowskimi treściami, rekomendacjami dotyczącymi broni i przygotowywali się do upadku istniejącego porządku społecznego, do czego szczególnie zmobilizował ich napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu, zwłaszcza z Syrii, w 2015 roku.

Jak wskazuje Kuras, początkowo oskarżono ich o terroryzm, ale zarzut później oddalono, a jedyny członek grupy, który do tej pory stanął przed sądem, został oskarżony, podobnie jak Philipp S., o naruszenie prawa o broni - i nie dostał kary więzienia. Od tego czasu kilku innym żołnierzom, policjantom i politykom z tej siatki postawiono zarzuty nielegalnego posiadania broni, ale wszystkie te przypadki potraktowano jako indywidualne sprawy, bez uwzględnienia faktu, że tworzyli grupę.

Wyjaśnia jednak, że prokuratorom nie jest łatwo zebrać dowody niezbędne do postawienia zarzutu o spisek, gdy niektóre osoby w aparacie bezpieczeństwa wydają się aktywnie utrudniać dochodzenia. Pisze on, że we wrześniu 2017 roku agenci federalni badający możliwe powiązania między siatką a planowanym przez Franco A. atakiem terrorystycznym dokonali nalotu na biura KSK, ale stwierdzili, że laptop i inne urządzenia zostały już usunięte, prawdopodobnie po ostrzeżeniu od któregoś z agentów.

Jak zauważa autor, niemieckie władze od dawna oskarżane są o chronienie prawicowych organizacji ekstremistycznych, a najgłośniejsza była sprawa komórki terrorystycznej o nazwie Narodowosocjalistyczne Podziemie (NSU). Na początku XXI wieku jej członkowie zabili 10 osób, w większości pochodzenia tureckiego. Śledczy doszli do wniosku, że zbrodni musieli dokonać tureccy gangsterzy, i trzymali się tej teorii przez lata, mimo że nie było żadnych przesłanek wskazujących na jej prawdziwość.

Kuras wyjaśnia, że problem skrajnie prawicowych czy neonazistowskich sympatii w wojsku istnieje od ich tworzenia po II wojnie światowej, bo Hitlera popierały miliony Niemców, a alianci, aby utrzymać względny porządek na okupowanych terenach, musieli niektórym z nich powierzyć publiczne stanowiska. "Dzisiejsze siły zbrojne nie mają żadnych instytucjonalnych powiązań z siłami hitlerowskimi, ale niewątpliwie nakładały się one na siebie personalnie w formacyjnych, powojennych latach" - pisze.

Wskazuje też, że w latach 50. szpiedzy NATO starali się zorganizować potajemną siatkę w całej Europie Zachodniej, aby w razie inwazji sowieckiej mieć siły gotowe do walki, a w Niemczech czerpali z gotowej puli antysowieckich fanatyków. Oficjalnie amerykański Korpus Kontrwywiadu polował na byłych nazistów i stawiał ich przed sądem, ale potajemnie rekrutował wybranych do niemieckiego oddziału. Do prominentnych zrekrutowanych w ten sposób należał Reinhard Gehlen, wysoki rangą dowódca na froncie wschodnim, który później został pierwszym szefem zachodnioniemieckiego wywiadu wewnętrznego.

Gehlen pomógł zwerbować kadrę zagorzałych byłych nazistów, w szczególności Klausa Barbie, byłego szefa Gestapo we Francji, który w związku z rolą, jaką odegrał w zabijaniu i deportowaniu Żydów i bojowników ruchu oporu, zyskał przydomek "rzeźnik z Lyonu". Chociaż NATO obiecało porzucić utrzymywanie tej sieci po ujawnieniu jej istnienia w 1952 roku, nie stało się to oficjalnie przynajmniej do lat 90. - zwraca uwagę Kuras. (PAP)