Ku końcowi zbliża się trzeci rok ukraińskiej wojny, a choć Rosjanie cały czas nacierają w Donbasie, ponosząc znaczne straty, ale też zdobywając kolejne wioski, eksperci nie mają złudzeń – siła ich armii znacząco się wyczerpała. Jeśli będą musieli walczyć kolejny rok, na froncie wiele się zmieni.
Potężne straty Rosji w wojnie
Na początku wojny zewsząd docierały do nas obrazy nacierających kolumn pancernych a od ciężkiego sprzętu roiło się na każdym kroku. Z czasem maszyny te zaczęły znikać z pierwszej linii frontu, a ich miejsce zastąpiły drony, skutecznie niszcząc każdy, pojawiający się w polu widzenia czołg. Jednak jak podają eksperci, zmniejszenie liczby wozów pancernych na froncie to nie tylko zasługa zmiany sposobu walk, ale też wynik potężnych strat i wyczerpywania się rosyjskich zapasów.
Te zaś na początku wojny były olbrzymie, bowiem Rosja nie zniszczyła większości sprzętu pancernego, wyprodukowanego jeszcze w czasach ZSRR. Sukcesywnie był on wysyłany na front, ale jak podaje The Insider, zapasów zaczyna brakować. Dokładnych wyliczeń strat dokonał portal Oryx, specjalizujący się w zliczaniu wszystkich zniszczonych maszyn na podstawie zdjęć oraz filmów udostępnianych w mediach społecznościowych. I liczby te robią wrażenie.
Okazuje się bowiem, ze w ciągu 3 lat Rosjanie stracili 20 tysięcy sztuk sprzętu wojskowego, a w tym samym czasie straty strony ukraińskiej wynieść miały 7 tys. sztuk. Rosyjskie straty obejmują 11600 sztuk pojazdów opancerzonych, 2600 czołgów, 1900 transporterów opancerzonych i 4100 bojowych wozów piechoty. Tak potężne zniszczenia nie oznaczają jeszcze, że Rosja nie ma czym walczyć, ale patrząc już na liczbę maszyn, jaka pozostała w jej magazynach, widać, że nie może ona dopuścić, by wojna ta trwała zbyt długo.
„Dostępne rezerwy do szybkiego rozmieszczenia na linii frontu szacuje się na około 2000 czołgów, 2000 bojowych wozów piechoty i 3000 transporterów opancerzonych – ocenia The Insider.
Rosyjska kawaleria dotarła na front. Zaczyna brakować czołgów
Zachodni specjaliści nie mają wątpliwości, że choć Rosji zostało jeszcze wiele czołgów, to jednak duża ich część jest w złym stanie technicznym, a niektórych po prostu nie da się wyremontować. Również bieżąca produkcja, mimo ambitnych zapowiedzi przedstawicieli rosyjskich władz, nie będzie w stanie pokryć frontowego zapotrzebowania. Ile zatem czasu zostało Rosjanom? O próbę oceny pokusił się Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych.
„Choć siły rosyjskie najprawdopodobniej ulegną osłabieniu w nadchodzących miesiącach, zostały one na tyle zrekonstruowane i przystosowane, aby kontynuować operacje ofensywne przez co najmniej kolejny rok; wiązałoby się to jednak z bardzo wysokimi kosztami sprzętu i ofiarami śmiertelnymi” – podaje Instytut.
Tymczasem na Ukrainie już zaczynają się śmiać z zachowań, do jakich muszą posuwać się rosyjscy żołnierze, aby móc poradzić sobie na Ukrainę. Furorę robi między innymi film dwóch rosyjskich żołnierzy, pochodzących z jednej z dalekowschodnich republik, którzy w stronę frontu podróżują wierzchem, na koniach. Żołnierze narzekają co prawda, że zrabowane konie „są powolne”, ale nadal dzielnie prą naprzód.
Osły walczą już na froncie: Generał: To normalne
Także jeden z rosyjskich generałów, Wiktor Sobolew, przyznał, że musząc radzić sobie z problemami w dostarczaniu zaopatrzenia dla walczących na froncie jednostek, armia zaczęła używać między innymi osłów. W rozmowie z rosyjską „Gazieta.ru”, generał, a obecnie członek Dumy Państwowej przyznał, że nie ma w tym nic złego, a podobne zachowanie to na froncie coś normalnego.
- Jeżeli do dostarczania amunicji i innego sprzętu na linię frontu stosuje się jakieś metody, jak wykorzystanie osłów, koni itp., to jest to w porządku. Oczywiście, to nie rozwiąże problemu. Nie ma w tym nic złego. Podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej część naszej artylerii była konna. Dotarła do Berlina - powiedział rosyjski deputowany.
Jak informowali wcześniej rosyjscy blogerzy wojskowy, dostawy osłów do jednostek frontowych miały być inicjatywą Ministerstwa Obrony, co również nie dziwi deputowanego Sobolewa. Przypomina on, że nie takie zwierzęta walczyły kiedyś na frontach.
- Psy wykorzystywano podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – załadowano na nie dwie miny, a one biegły tam, gdzie te miny były potrzebne. Lepiej zabić osła, niż dwie osoby przewożące samochodem ładunek niezbędny do walki i życia oddziałów i pododdziałów na linii frontu – wyjaśnia generał Sobolew.