Rosjanie toną we własnej krwi
W czwartek 12 czerwca 2025 roku Siły Zbrojne Ukrainy poinformowały, że rosyjskie straty osobowe przekroczyły próg milion żołnierzy. Liczba ta bierze pod uwagę zarówno zabitych jak i rannych. Oznacza to, że nie wszystkie straty są bezpowrotne, ale z pewnością w przypadku zabitych możemy mówić o setkach tysięcy Rosjan. Analityczne wyliczenia z wiosny, wskazywały, że Rosjanie tracą średnio ponad tysiąc żołnierzy dziennie. Miesiące mijały, a straty utrzymywały się na wysokim poziomie.
Od początku roku front przesunął się w tempie, które eksperci NATO określają mianem „ślimaczego”. Najnowsze szacunki amerykańskich analityków mówią o nieco ponad dwóch tysiącach kilometrów kwadratowych zdobytych przez Rosjan od stycznia do czerwca. Choć Kreml chętnie przywołuje przykłady Bachmutu czy Awdijiwki jako dowodów „niepowstrzymanego marszu”, łączny obszar pozostający pod rosyjską okupacją wzrósł symbolicznie i wciąż oscyluje w granicach nieco ponad 100 tysięcy kilometrów kwadratowych.
Drobne zwycięstwa taktyczne natychmiast okazują się kosztownymi kulami u nogi: każda zdobyta wioska to nowy punkt logistyczny, który trzeba zaopatrzyć w paliwo, amunicję i żywność, a co gorsza ‒ osłonić przed ukraińskimi dronami. To zresztą zmora rosyjskich dowódców: nie mogą skoncentrować zapasów blisko linii styku wojsk, bo ryzykują celnym uderzeniem dalekiego zasięgu, ale oddalenie składów wydłuża drogę frontowych kolumn i potęguje chaos.
Ukraińskie dowództwo z kolei nieustannie wykorzystuje gęstą sieć rozpoznania satelitarnego i współdzieloną wymianę danych z partnerami z NATO, by punktowo niszczyć rosyjskie stanowiska artylerii i składy paliwa. Im mniejszy zysk terytorialny, tym bardziej jaskrawy staje się rachunek strat. Długofalowo taki bilans staje się realnym ograniczeniem: batalion, który rotuje co kilka tygodni, nie jest w stanie utrzymać wysokiego poziomu wyszkolenia i dyscypliny. W efekcie coraz więcej obowiązków taktycznych spada na improwizowane „szturmy mięsa”, jak żołnierze na froncie szyderczo określają świeżych poborowych rzucanych do ataku z minimalnym przeszkoleniem. Tacy rekruci nie tylko giną szybciej, lecz także pochłaniają zasoby medyczne, a ich wysoka śmiertelność demoluje morale doświadczonych pododdziałów, które muszą walczyć ramię w ramię z niedoświadczonymi towarzyszami broni.
Rosjanie bez stali – kryzys pancerny
Jeśli straty ludzkie można jeszcze uzupełniać kolejnymi falami mobilizacji, to m.in. z czołgami sprawa wygląda o wiele gorzej. Już w marcu analitycy odnotowali, że Rosjanie opróżnili najbardziej wartościowe zadaszone magazyny sprzętu, wywożąc łącznie ponad 4 tys. T-72 i T-80. Tempo renowacji sprzętu pancernego, wynoszące na początku wojny sto dwadzieścia wozów miesięcznie, spadło do trzydziestu pięciu, a prognozy na drugą połowę roku każą mówić o zaledwie jednym batalionie pancernym miesięcznie.
Co gorsza, nawet ta mikroskopijna produkcja wymaga kanibalizowania części z identycznych modeli, które nie rokują przywrócenia do służby. To przekłada się na niebezpieczny precedens: na froncie pojawiają się czołgi różniące się typami celowników, pancerza reaktywnego czy nawet systemów łączności, co dramatycznie utrudnia logistykę i naprawy polowe. Nie ma w tym przypadku, że coraz więcej nagrań z dronów pokazuje rosyjskie kolumny, w których ciężkie wozy eskortują „cywilne” ciężarówki okutane w kratownice i arkusze blachy falistej. Taka alternatywa dla profesjonalnego pancerza chroni co najwyżej przed odłamkami, a nie przed przeciwpancernymi pociskami kierowanymi, które stały się domeną ukraińskiego piechura.
Ukrainie udało się także uderzyć w rosyjskie lotnictwo strategiczne, czego najświeższym przykładem była czerwcowa „Operacja Pajęczyna”. W jej trakcie udało się zniszczyć lub poważnie uszkodzić kilkanaście bombowców (głównie Tu-95MS, choć znalazło się także kilka Tu-22M3). Każdy wart fortunę i lata szkolenia załóg, a co najgorsze (dla Rosjan) - maszyny te nie są już produkowane.
Dla ukraińskich planistów to wybawienie: im mniej ciężkich samolotów i czołgów, tym mniejsze ryzyko wielkiej zmechanizowanej ofensywy w stylu blitzkriegu. Dla rosyjskiego dowództwa to natomiast powód do gorączkowych poszukiwań zamienników — coraz szerszego wykorzystania dronów kamikaze, armat montowanych na pickupach i improwizowanych działań dywersyjnych. Cały ten pancerno-lotniczy niedobór grozi przekształceniem wojny w długotrwały i krwawy konflikt pozycyjny.
Rosjanie mają duże problemy, ale Kijów nie ma lepszej pozycji
Wojna toczy się nie tylko w Donbasie czy na Zaporożu, lecz także na w rosyjskich fabrykach. Bezrobocie bliskie dwóm procentom jeszcze dekadę temu byłoby powodem do dumy, dziś jest sygnałem alarmowym: Rosjanie wyczerpali rezerwy siły roboczej. Fabryki amunicji w Tule czy Orsku działają na trzy zmiany, ale brakuje w nich tokarzy, spawaczy i techników automatyki, bo ci zostali wezwani do jednostek inżynieryjnych albo już leżą w polowych szpitalach.
Sytuację pogarsza fakt, że Kreml musi wypłacać rosnące rekompensaty rodzinom poległych — fundusz świadczeń socjalnych skurczył się o jedną trzecią, co uderza w edukację i opiekę zdrowotną. Równolegle rosną ceny usług i produktów cywilnych, bo firmy kompensują sobie braki kadrowe podwyżkami płac, a te przetaczają się falami inflacji przez całą gospodarkę.
Suma wszystkich tych kryzysów każe postawić pytanie, czy zbliża się moment strategicznego przesilenia. Żołnierze giną i są ranieni szybciej, niż odradza się rosyjska „żywa siła”. Stary sprzęt pancerny pochłania ogromne zasoby, ale nawet po renowacji nie zapewnia załogom ochrony przed nowoczesnymi pociskami przeciwpancernymi.
Należy jednak pamiętać, że z dużymi wyzwaniami mierzą się również Ukraińcy. Problemy sprzętowe i kadrowe Kijowa są o tyle niepokojące, że nie Ukraina nie poradzi sobie z nimi bez wsparcia sojuszników. Los wojny zależy dziś od zaangażowania sojuszników Ukrainy. Jeśli będą oni dalej aktywnie wspierać Ukraińców, to w perspektywie 2-3 lat Rosjanie mogą stracić zdolność do prowadzenia wojny przy pomocy pancernych zagonów oraz ataków przy użyciu lotnictwa bombowego. Jeśli jednak sojusznicy porzucą Kijów, to ten nie będzie w stanie samodzielnie prowadzić wojny obronnej.