Dziennik wskazuje, że celowe przerwanie tamy w celu spowodowania powodzi byłoby kontynuacją rosyjskiej strategii eskalacji i przypomina, że Rosja obrała za cel krytyczną infrastrukturę, próbując osłabić morale i zdolność bojową Ukrainy, przyjęła taktykę spalonej ziemi wobec ukraińskiego terytorium, a już jesienią ubiegłego roku pokazała, że jest gotowa użyć powodzi jako broni, strzelając do innej pobliskiej tamy, aby przeszkodzić wojskom przeciwnika.

Duży zysk małym kosztem

"FT" wyjaśnia, że potencjalne korzyści dla Kijowa są niewielkie: zniszczenie tamy wpłynie na dostawy wody na Krym, ale półwysep radził sobie bez tego jej źródła przez lata po aneksji przez Rosję w 2014 roku; woda zaleje rosyjskie fortyfikacje na wschód od Dniepru, ale znacznie utrudni Ukrainie atak przez rzekę. Zarazem oznacza to zniszczenie dziesiątek miast i wsi, wskutek czego są tysiące bezdomnych; utrudnienia w dostawie wody i energii do gospodarstw domowych i przemysłu w całym regionie; zniszczenie elektrowni wodnej i ryzyko dla działania kilku innych w górę rzeki; zakłócenia w systemie nawadniania obszarów rolnych o najwyższej jakości.

Reklama

"Trudno uwierzyć, że Kijów dokonałby takich zniszczeń, dodając miliardy do powojennych kosztów odbudowy, dla tak mizernych korzyści strategicznych. W ujęciu netto wyłom w Kachowce oznacza zahamowanie rozpoczynającej się ukraińskiej kontrofensywy. Komplikuje to, co powszechnie uważa się za główny cel wojskowy Kijowa: kierowanie się na południe w celu odcięcia mostu lądowego między Rosją a Krymem, który jest zapewne jedynym dużym strategicznym i symbolicznym zyskiem z inwazji Moskwy" - pisze "FT".

Rozlewisko problemów

Gazeta zwraca uwagę, że jest mało prawdopodobne, by główne uderzenie Ukrainy na południe przebiegało przez Dniepr, ale poprzez zlikwidowanie przeprawy drogowej, jeszcze większe poszerzenie rzeki i zalanie terenów na jej wschodzie, zawalenie się tamy uniemożliwia w najbliższym czasie ukraińskim żołnierzom przeprowadzenie stamtąd ataków mających na celu związanie sił rosyjskich. Zamiast tego Moskwa będzie mogła skoncentrować wojska w regionach Zaporoża i południowego Donbasu, gdzie będzie musiał skupić się atak Ukrainy, a linia frontu o długości 900 km się skróci.

Walka z czasem

"To powinno być powodem do refleksji dla sojuszników Ukrainy. Kijów znajduje się pod presją, by jeszcze w tym roku osiągnąć swoje cele, zanim poparcie Zachodu osłabnie, a Stany Zjednoczone wejdą w bardzo niepewny cykl wyborczy. Ukraińscy urzędnicy byli po cichu pozytywnie nastawieni co do zdolności swoich sił, wzmocnionych NATO-wskim sprzętem i szkoleniami, do rozpoczęcia odwracania fali militarnej. Ale zdarzenie w Kachowce podkreśla zdolność sił rosyjskich do kompensowania swoich niedociągnięć - i skalę tego, do czego prezydent Władimir Putin jest gotów się posunąć. Ukraińskich szans na przełom nie należy spisywać na straty. Jednak nawet jeśli zachodni sojusznicy mają nadzieję na decydującą zmianę w ciągu kilku miesięcy, będą musieli być gotowi wytrwać w swoim wsparciu przez długi czas" - podkreśla "Financial Times".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński