„Most Krymski ma ogromne znaczenie dla zgrupowania wojsk rosyjskich nie tylko na Krymie, ale i na okupowanych przez Rosję terenach obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Będzie celem uderzeń z użyciem broni, które dają nam zachodni sojusznicy” – powiedział.

Położony nad Cieśniną Kerczeńską most prowadzi z Krymu na Półwysep Tamański w Rosji. W październiku doszło do wybuchu, w wyniku którego uszkodzona została część samochodowa tej trasy. O ten akt dywersji Rosja oskarżyła ukraińskie służby specjalne.

Zdaniem Kłymenki konstrukcja mostu została wówczas tak poważnie nadwerężona, że mimo głośnych zapowiedzi władze okupacyjne nie wznowiły na nim dotąd ruchu samochodów ciężarowych. Po moście poruszają się osobówki i pociągi, które jeżdżą na niskich prędkościach.

„Ciężarówki nie są na most wpuszczane. Są przewożone promami morskimi. Ważne transporty nie jadą przez most, bo zapewne są tam tak silne uszkodzenia, że obawiają się go przeciążyć” – wyjaśnił ekspert.

Reklama

Przez Most Krymski prowadzi najkrótsza droga z Półwyspu do Rosji. W razie ukraińskiego uderzenia most będzie oblegany przez ludzi, którzy będą chcieli uciec przed atakami.

Rosjanie z Krymu boją się

Kłymenko mówi, że według danych rosyjskich od czasu zajęcia Krymu dziewięć lat temu osiedliło się na nim 500 tysięcy Rosjan. „My oceniamy, że jest to 1,1 lub 1,2 mln. Jestem przekonany, że rosyjscy okupanci myślą nad tym, jak przeprowadzić ich ewakuację w razie zagrożenia” - uznał.

Przypomniał, że pierwsze ostrzały Krymu ze strony Ukrainy latem ubiegłego roku, wywołały panikę jego mieszkańców. „Na wyjazdach tworzyły się ogromne korki, kilkudniowe kolejki. Rosjanie muszą zastanawiać się, jak tego uniknąć. Bo jeśli ludzie zatkają most, to nie będzie po nim mogło przejechać także wojsko” – wytłumaczył.

Według eksperta część mieszkańców Krymu czeka na wyzwolenie. Kontakt z nimi jest utrudniony, gdyż rosyjskie służby kontrolują przepływ informacji i monitorują komunikatory.

„Informacji z Krymu jest bardzo mało. Nawet ci, którzy czekają na powrót Ukrainy, żyją w ciągłym strachu. Rozumiemy, że nie należy się z nimi kontaktować, bo mogą za to trafić do więzienia” – podkreślił.

Ślady brutalnej wojny, którą Rosja prowadzi przeciw Ukrainie, są jednak trudne do ukrycia nawet mimo blokady informacyjnej.

„Mieszkańcy Krymu widzą rannych, którzy przywożeni są z frontu. Są nimi zapełnione szpitale i sanatoria. Powiększają się cmentarze, odbywają się pogrzeby. Młodzi ludzie, którzy urodzili się jeszcze na Ukranie, trafiają do armii i wracają na noszach i w trumnach. Tego nie da się schować” – powiedział Kłymenko.

Rozmówca PAP zaznaczył, że jest to kolejny rok, kiedy na Krym, utrzymujący się w czasach Ukrainy w dużej części z turystyki, nie przyjadą turyści nawet z Rosji.

„Krym ma teraz tylko jedną funkcję. Jest bazą ataków na Ukrainę i tworzenia zagrożeń dla ruchu morskiego i lotniczego nad Morzem Czarnym. Ale ta baza jest bardzo słaba. Bardzo łatwo odciąć ją od szlaków komunikacyjnych z kontynentem” – powiedział Andrij Kłymenko.

Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)