Mimo dużego nasycenia frontu na Ukrainie nowoczesnymi środkami bojowymi, dronami i wszechobecnym zwiadem satelitarnym, triumfy znów zaczyna święcić sprzęt, o którym wielu wojskowych już zapomniało. I jest go coraz więcej.

Armata z czasów Stalina trafiła na ukraiński front

Bohaterem ostatnich dni jest rosyjska armata M-46, a zdjęcia, potwierdzające, że sprzęt ten Rosjanie wyciągnęli z magazynów, odkurzyli i wypucowali na błysk, docierają z różnych zakamarków Federacji Rosyjskiej. Internauci uwiecznili całe transporty kolejowe, wypełnione tymi armatami, a nawet rosyjskie ministerstwo obrony uznało, że najwyraźniej nie ma się czego wstydzić.

- Nie można się śmiać. Te działa zabijają tak samo, jak wiele innych, o 20 lat młodszych. I faktycznie jest ich na froncie coraz więcej i nawet już rosyjski resort obrony nie wstydzi się tego, bo zamieścili filmik na własnej stronie, gdzie właśnie strzela taka armata – mówi Forsalowi Mariusz Cielma, redaktor naczelny Nowej Techniki Wojskowej.

Czym w takim razie jest to cudo? To doskonała swego czasu armata, której prototyp powstał tuż po zakończeniu II wojny światowej, a do seryjnej produkcji weszła w 1954 roku. Dzięki długiej lufie i dużej szybkości wylotowej pocisku, nawet dziś może ona równać się z niejednym nowszym zachodnim sprzętem, a jej donośność to nawet 27 kilometrów.

- Armata z lat 50. XX wieku w tamtych czasach strzelała dalej, niż ówczesna haubica, czyli mówiąc krótko, ona dziś jest działem, które będzie razić na tyle daleko, że nadal jest atrakcyjna – mówi ekspert.

Stara armata M 46, ale zabójczo skuteczna

Według nieoficjalnych szacunków Rosjanie na razie wyciągnęli z magazynów kilkaset sztuk tej przez lata zapomnianej broni, jednak mimo jej skuteczności, mają z nią jeden problem. Otóż armata M 46 strzela amunicją kalibru 130 milimetrów, czyli taką, jakiej w Rosji od lat się nie produkuje. Tamtejszy przemysł bowiem lata temu przestawił się już na kalibry 122 i 152 mm. Skąd w takim razie wezmą amunicję?

Z pomocą przyszła Korea Północna, która dostarczyła swemu nowemu, rosyjskiemu sojusznikowi setki wagonów wypełnionych tą starą amunicją. I choć jej jakoś nie jest najlepsza, i często słyszy się o wypadkach w trakcie jej używania, to jednak w rosyjskich realiach jak najbardziej spełnia swą rolę. Podobnie zresztą, jak sama M 46.

- Ona dalej spełnia potrzeby tej wojny, bo to jest wojna na wyniszczenia i liczy się wszystko, co strzela, a dla Rosjan kluczowe jest, aby cały czas mieć przewagę w artylerii lotnictwie. I mimo wszystko cały czas je utrzymują, i dzięki temu trochę posuwają się do przodu. Rosjanie większość sprzętu po czasach sowieckich składowali i wyszło im to na dobre. Były przecież pomysły i decyzje, aby przetapiać czołgi, ale wreszcie zostały i dobrze się dla nich złożyło, że stoją gdzieś za Uralem pod chmurką – mówi Mariusz Cielma.