Środowe posiedzenie Komisji ds. UE poświęcone było aferze korupcyjnej w Parlamencie Europejskim. Skandal wybuchł w grudniu wraz z aresztowaniem byłej wiceprzewodniczącej PE, greckiej socjalistki Evy Kaili, która jest podejrzewana o branie ogromnych łapówek od Kataru. Kaili to nie jedyna bohaterka afery korupcyjnej w PE. W sprawę zamieszana jest również jej rodzina i bliscy, przede wszystkim partner życiowy Greczynki Francesco Giorgi. Według dokumentów uzyskanych przez dzienniki "Le Soir" i "La Repubblica" Giorgi przyznał się do uczestnictwa w "organizacji" wykorzystywanej przez Katar i Maroko do wpływania na kształtowanie polityki UE.

"Z całym szacunkiem dla Kataru i Maroka, ale oni nie mają takich środków, aby kupić sobie wiceprzewodniczącą PE i 60 posłów, bo o takich liczbach osób mówimy" - powiedział w środę podczas posiedzenia komisji europoseł PiS Dominik Tarczyński. "To nie jest ani Marokogate, ani Katargate; to jest Russiagate" - przekonywał. "Dlatego że 300 mln dol., które zostały przekazane z Rosji na lobbing w 20 krajach, poszło głównie do UE. Nie jest przypadkiem, że córka Putina wydawała swoje wielodniowe wesele w Maroku" - dodał.

Podkreślał też, że "na samej górze" afery nie stoi była wiceprzewodnicząca PE Eva Kaili, ale Yassine Mansouri, szef wywiadu marokańskiego, który - jak mówił Tarczyński - "organizował całą siatkę korupcyjną". Podkreślał, że bardzo ważne jest to, aby nie nazywać tej afery tylko aferą korupcyjną. "To jest afera korupcyjno-szpiegowska" - oświadczył. "Po pierwsze dlatego że Mansouri, jako szef wywiadu, był bardzo zaangażowany we współpracę m.in. z ambasadorem Maroka w Polsce, który spotykał się w Paryżu, Brukseli, a także w innych miastach europejskich z szefem wywiadu marokańskiego" - powiedział europoseł PiS.

Reklama

Zaznaczył też, że wszyscy aresztowani, o których mówią media, nie byli "najważniejszymi graczami" tej afery. "To wywiad marokański i służby rosyjskie były zaangażowane w działalność przeciwko UE i przeciwko Polsce" - podkreślał. Zaznaczył, że w kontekście struktury osób oskarżonych o korupcję w PE "można mówić jak o mafii".

"Sprawa jest ustrojowa, a nie parlamentarna. Widzimy drzewa, a nie las. Łapiemy płotki, a nie duże ryby" - powiedział inny europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski. Podkreślał, że są procedury antykorupcyjne w PE, a także instrumenty dotyczące lobbingu, jednak są one nieskuteczne. Wskazał też, że muszą one być stosowane równo wobec wszystkich. "I tutaj tkwi źródło i przyczyna problemów Unii. Wada systemowa unijna polega na tym, że w tym systemie są równi i równiejsi, a instytucje nawzajem się nie kontrolują" - ocenił.

Jego zdaniem prowadzi to do "oligarchizacji" wewnątrz instytucji. Przekonywał, że widoczne jest "systemowe przyzwolenie na polityczne wykorzystywanie procedur wobec słabszych, ale już nie tych, którzy tworzą główny nurt, mainstream". "Przejawem tego jest coś, co nazywamy przemocą instytucjonalną i prawną w ramach instytucji UE" - ocenił. Jego zdaniem, zamiast tego mamy do czynienia z tendencją do kreowania układów wewnątrz Unii, który opiera się na zmowie silnych przeciwko małym. "W takich warunkach powstały sprzyjające warunki do nieuczciwych praktyk" - dodał.

Ambasador Polski przy UE Andrzej Sadoś, który połączył się zdalnie z komisją, przyznał, że postępowania karne ws. korupcji, w tym aresztowanie najwyższych rangą przedstawicieli, członków PE, wywołały poważny kryzys w PE, który wpływa również na postrzeganie tego parlamentu na świecie.

Mówił, że w obecnej niestabilnej sytuacji geopolitycznej postępowanie karne w sprawie o korupcję w PE jest szczególnie niepokojące. Również wskazał, że obecny system w PE dot. zwalczania korupcji okazuje się nieskuteczny, co zauważa sam Parlament Europejski w swojej rezolucji z 15 grudnia ub. r. (PAP)

Autor: Daria Kania