Wcześniej media przekazywały niepotwierdzone informacje, że trzech mężczyzn, którzy uczepili się podwozia odlatującego samolotu, spadło po jego starcie na domy mieszkalne. W internecie pojawiło się również wideo, na którym widać spadających ludzi.

Tysiące Afgańczyków nadal próbują się dostać na teren lotniska w Kabulu, by uciec ze zdobytej przez talibów stolicy Afganistanu. Na kontrolowanym przez amerykańskie wojsko lotnisku w poniedziałek zawieszono wszystkie loty cywilne. W ciągu dnia odbywały się jedynie połączenia wojskowe, którymi ewakuowano obywateli państw zachodnich i ich afgańskich współpracowników.

Tłum chcących dostać się do samolotów ludzi zablokował płyty postojowe i pas startowy. Według anonimowego amerykańskiego wojskowego, w chaosie zginęło co najmniej siedem osób, niektóre z nich spadając ze startujących maszyn, do których próbowali się dostać. Żołnierze amerykańscy oddali strzały ostrzegawcze i rozpraszali blokujący pas startowy tłum wojskowymi śmigłowcami.

W poniedziałek po południu poinformowano, że na lotnisku wstrzymano wszelkie operacje, do czasu opuszczenia pasa startowego przez cywilów.

Reklama

Poprzez betonowe ogrodzenie zabezpieczone drutem kolczastym na teren lotniska wciąż próbują się przedostać kolejni ludzi, patrolujący okolice talibowie starają się ich rozpędzić - donosi brytyjski dziennik "Daily Telegraph".

Shafi Arifi, który miał bilet na niedzielny lot do Uzbekistanu, tłumaczy agencji AP, że nie był w stanie zająć miejsca na pokładzie swojego samolotu, ponieważ maszyna była przepełniona ludźmi, którzy wdarli się do niej prosto z płyty lotniska.

"Nie było nawet miejsca na to, by stać. Dzieci płakały, kobiety krzyczały, młodsi i starsi mężczyźni byli tak źli i zdenerwowani, że nikt nie mógł się słyszeć. Brakowało nam powietrza do oddychania" - opowiada Arifi, który po pewnym czasie zrezygnował z podróży i wrócił do domu.

Wiele osób wciąż stara się uciec z Afganistanu przez granice lądowe, które są już w całości kontrolowane przez talibów - pisze AP.

Agencja AFP, cytując pracownika Pentagonu, poinformowała, że amerykańscy żołnierze zabili dwóch mężczyzn, którzy „wymachiwali bronią”.

Władze Międzynarodowego Lotniska im. Hamida Karzaja w Kabulu odwołały wszystkie loty komercyjne. Przestrzeń powietrzna jest dostępna tylko dla celów militarnych. Ewakuację obcokrajowców i Afgańczyków, którzy m.in. współpracowali z zachodnimi rządami, organizują Amerykanie i szereg krajów zachodnich.

Siły USA będą intensywnie zabezpieczały lotnisko w Kabulu, a w poniedziałek i wtorek przybędą dodatkowe jednostki - powiedział Jonathan Finer, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Finer powiedział w rozmowie ze stacją telewizyjną MSNBC, że USA prowadzą rozmowy dyplomatyczne z talibami w Dosze, stolicy Kataru. Przyznał też, że sytuacja w Afganistanie pogarsza się "szybciej niż się spodziewano".

Merkel: Przeżywamy gorzkie godziny

Samolot transportowy Bundeswehry wylądował w trudnych warunkach na lotnisku w stolicy Afganistanu, Kabulu - poinformowała w poniedziałek późnym wieczorem niemiecka agencja dpa, powołując się na źródła wojskowe. Maszyna ma ewakuować Niemców i ich lokalnych pomocników z Afganistanu.

Wcześniej, jak pisze dpa, samolot typu A400M przez pięć godzin krążył nad Kabulem z powodu chaosu panującego na płycie lotniska, ale w końcu wylądował gdyż kończyło się paliwo w zbiornikach.

W Kabulu nie udało się wylądować drugiej maszynie transportowej niemieckich sił powietrznych, która została przekierowana na lotnisko w stolicy Uzbekistanu, Taszkencie.

Celem misji obu samolotów jest ewakuacja Niemców i ich lokalnych pomocników z Afganistanu po przejęciu władzy przez talibów.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel na posiedzeniu prezydium swojej partii CDU w poniedziałek mówiła o "gorzkich godzinach" w obliczu rozwoju sytuacji w Afganistanie. Powiedziała, że Niemcy chcą ewakuować z Afganistanu ok. 10 tys. osób.

"Przeżywamy gorzkie godziny, teraz musimy się skupić na akcji ratunkowej" - oświadczyła szefowa niemieckiego rządu, odnosząc się do wydarzeń w Afganistanie, gdzie talibowie po błyskawicznej ofensywie zajęli niemal całe terytorium kraju. Cytowana przez agencję dpa Merkel podkreśliła, jak ważna jest rozpoczęta właśnie akcja Bundeswehry na rzecz ratowania obywateli niemieckich, członków ambasady Niemiec i lokalnych sił.

Według relacji uczestników posiedzenia kanclerz mówiła o ok. 10 tys. osób, które Niemcy chcą ewakuować z Afganistanu. Merkel powiedziała, że niemiecki rząd już kilka miesięcy temu zarejestrował 2,5 tys. miejscowych pracowników, którzy powinni wyjechać z kraju.

Jak wskazała, wyjechać powinny również kolejne 2 tys. osób, takich jak działacze na rzecz praw człowieka i prawnicy. W sumie, łącznie z rodzinami, jest to około 10 000 osób. "Obecnie ewakuujemy ludzi we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Bez pomocy Amerykanów nie bylibyśmy w stanie wykonać takiej misji" - powiedziała kanclerz.

W obliczu zagrożenia związanego z napływem uchodźców podkreśliła, jak ważne jest wsparcie dla krajów sąsiadujących z Afganistanem, a także dla całego regionu. Zastrzegła, że to, w jakim stopniu ludzie będą mogli opuścić Afganistan, będzie zależało od talibów.

Telewizja ARD informuje, że niemieckie MSZ nie podaje prognoz, jak długo możliwa będzie ewakuacja z Kabulu. Sytuacja jest bardzo niejasna - mówi rzecznik resortu. Z powodu chaosu na lotnisku w stolicy Afganistanu nie odbywają się obecnie żadne loty. Dojazd do lotniska jest również utrudniony.

Szef MON: Wszyscy współpracujący z Polską zostali ewakuowani z Afganistanu w czerwcu

Wszyscy współpracujący z Polską, którzy byli zainteresowani wyjazdem, zostali ewakuowani z Afganistanu w czerwcu - poinformował w poniedziałek minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.

We wpisie w mediach społecznościowych minister Błaszczak ocenił, że MON szybko zareagował na sytuację w Afganistanie. "Wszyscy współpracujący z Polską, którzy wtedy byli zainteresowani wyjazdem, zostali ewakuowani już w czerwcu" - napisał.

Dodał, że zobowiązał dowódcę operacyjnego do ewakuacji osób pozostających wciąż w Afganistanie. Jak zapewnił, decyzją premiera odbywa się to wspólnie z MSZ.

Do sytuacji w Afganistanie odnosił się także w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki. Podkreślił, że jest w stałym kontakcie zarówno z szefem MON, jak i szefem MSZ. "Sytuacja, jak wszyscy wiedzą, uległa tam bardzo dynamicznej zmianie i wszystkie kraje wycofują teraz swoich przedstawicieli, swoje ambasady, swoich pracowników, a także współpracowników afgańskich, którzy przez rok, dwa, dziesięć lat czasami, pomagali jako tłumacze, jako przewodnicy, w poruszaniu się po tym trudnym kraju, jakim jest Afganistan" - zaznaczył.

Zapewnił także, że Polacy i Polska dbają o tych, którzy nam wówczas pomagali i pracowali dla nas. "I samoloty, środki transportu wysłane do Afganistanu we współpracy z Amerykanami, nasza misja przygotowywana również przez ministerstwo obrony narodowej, będzie wystarczająco wyposażona w sprzęt, aby sprowadzić do kraju wszystkich tych, którzy powinni zostać sprowadzeni, zarówno Polaków wraz z rodzinami, jak również tych ludzi z Afganistanu, którzy współpracowali (...) z nami" - zapewnił szef rządu.

Przypomniał równocześnie, że prowincja, którą Polacy patrolowali w trakcie pokoju w Afganistanie, została już wcześniej opanowana przez ofensywę talibów. "A więc ci, którzy tam z nami współpracowali, często rozpierzchli się" - mówił. "Jesteśmy gotowi oczywiście ich zarówno przyjmować, poszukiwać i pomóc im tak szybko, jak będzie to możliwe" - zapewnił. "Tak szybko, jak znajdą się w obrębie naszej misji, naszej placówki" - wyjaśnił premier. "I oczywiście sprowadzimy wszystkich, którzy będą tego chcieli - i współpracowali z nami - tutaj do Polski. Udzielimy im wiz humanitarnych" - podkreślił Morawiecki.

W niedzielę premier poinformował o wystawieniu wiz humanitarnych dla 45 osób, które współpracowały z Polską, delegaturą UE w Kabulu i członków ich rodzin.

Natomiast wiceszef MSZ Paweł Jabłoński zapewnił w niedzielnej rozmowie z PAP, że resort podejmuje działania na rzecz ewakuacji tych osób z Afganistanu. "Bardzo intensywnie nad tym pracujemy. Natomiast z uwagi na bezpieczeństwo tej operacji nie mogę podać żadnych dodatkowych szczegółów" - powiedział Jabłoński w poniedziałek. Jak tłumaczył, jakiekolwiek szczegółowe informacje na temat tej operacji mogą narazić na szwank jej powodzenie.

W poniedziałek Jabłoński podtrzymał informację MSZ, zgodnie z którą w Afganistanie przebywa pięciu obywateli Polski. Jak dodał, są oni w stałym kontakcie z konsulem RP w Nowym Delhi, a także z ambasadami Francji, Niemiec i USA w Kabulu.

"To są osoby, z którymi nawiązywaliśmy kontakt jeszcze w ubiegłym tygodniu. Do tych wszystkich osób zwróciliśmy się z sugestią, aby w miarę możliwości opuściły Afganistan, natomiast na ten moment nie zgłaszały nam potrzeby ewakuacji. Oczywiście, monitorujmy tę sytuację przez cały czas. Jeżeli taka potrzeba się pojawi, będziemy robić wszystko, żeby tym osobom również udzielić pomocy" - podkreślił Jabłoński.

Po tym, jak Stany Zjednoczone wycofały większość swoich wojsk z Afganistanu, dużą część terytorium tego kraju zajęli talibowie. W niedzielę wkroczyli do Kabulu i przejęli kontrolę nad pałacem prezydenckim. Wcześniej prezydent Afganistanu Aszraf Ghani opuścił miasto i wyjechał za granicę, prawdopodobnie do Tadżykistanu. Państwa UE i NATO ewakuują swych obywateli z Afganistanu. Na terenie lotniska stłoczyło się kilkuset cywilów afgańskich, starając się uciec z kraju przed talibami.

Reuters: Opustoszała dzielnica rządowa w Kabulu

W dotychczasowej dzielnicy rządowej w Kabulu, znanej jako "zielona strefa", panuje w poniedziałek cisza po tym, jak zagraniczne misje dyplomatyczne w Afganistanie zostały przeniesione na lotnisko - relacjonuje agencja Reutera.

W dzielnicy nie ma już policji i ochroniarzy, którzy strzegli placówek dyplomatycznych. By przejechać, kierowcy sami podnoszą ustawione szlabany.

"Dziwnie jest siedzieć tu i widzieć puste ulice, brak konwojów dyplomatycznych, dużych uzbrojonych samochodów" - powiedział Reutersowi właściciel lokalnej piekarni. "Będę tu piec chleb, ale zarobię bardzo mało pieniędzy. Strażników, którzy byli moimi przyjaciółmi, już nie ma" - ubolewał.

Wielu byłych urzędników i obrońców praw człowieka jest zszokowanych i odczuwa strach. "Nikt nie wierzył, że pójdzie tak szybko" - powiedział jeden z byłych pracowników rządowych, który obecnie ukrywa się w domu przyjaciela. "Zdobyli Kabul w pięć godzin!" - dodał.

"Wszyscy, których znam, całe społeczeństwo obywatelskie, ministrowie, wiceministrowie czują się zagubieni. Ukrywają się albo czekają" - wskazał.