Minister spraw zagranicznych Niemiec Sigmar Gabriel uznał, że Stany Zjednoczone z Donaldem Trumpem jako prezydentem nie pełnią "przewodniej roli w zachodniej wspólnocie wartości" - informuje agencja dpa.

Gabriel mówił w poniedziałek w Berlinie, że USA "przestały być ważnym krajem". Wyraził opinię, że podczas weekendu mieliśmy do czynienia "nie tylko z nieudanym szczytem G7". "Jest to niestety sygnał zmiany układu sił na świecie" - powiedział po spotkaniu z przedstawicielami organizacji międzynarodowych poświęconym kryzysowi uchodźczemu. "Zachód staje się właśnie trochę mniejszy" - skonstatował.

Spotkanie przywódców G7 w Taorminie ujawniło poważne różnice pomiędzy Niemcami, Francją, Włochami, Wielką Brytanią, Japonią i Kanadą a Stanami Zjednoczonymi w podejściu do problematyki ochrony klimatu, migracji czy handlu.

W niedzielę kanclerz Niemiec Angela Merkel podczas wiecu wyborczego CDU/CSU w w Monachium podała w wątpliwość niezawodność USA jako partnera. "Czasy, gdy mogliśmy się całkowicie oprzeć na innych, dobiegły końca, doświadczyłam tego w minionych dniach" - powiedziała Merkel, odnosząc się do zakończonego w sobotę szczytu G7 na Sycylii. "Dlatego mówię: my, Europejczycy, musimy wziąć nasze sprawy w swoje ręce" - zaznaczyła. Zastrzegła, że należy zachować przyjaźń z USA i Wielką Brytanią, a także, "o ile to możliwe", z Rosją i innymi krajami.

W poniedziałek rzecznik rządu Steffen Seibert na spotkaniu z dziennikarzami w Berlinie zapewnił, że wypowiedź Merkel nie oznacza odwrócenia się Niemiec od USA. "Tam (w Monachium) głos zabrała przekonana zwolenniczka transatlantyckiej współpracy" - powiedział rzecznik. Ponieważ relacje z Ameryką są tak ważne, należy "bez owijania w bawełnę wskazywać na różnice zdań" - zastrzegł Seibert, przyznając, że seria ostatnich spotkań ujawniła istnienie takich różnic.

Reklama

>>> Czytaj też: Trzęsienie ziemi dla europejskich przywódców? "UE musi chodzić o własnych siłach"