Rząd Orbana rok temu zerwał stosunki z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i zdecydował się na 16-procentowy podatek liniowy od dochodów i podatki nadzwyczajne od przedsiębiorstw, i jednocześnie na zajęcie aktywów funduszu emerytalnego o wartości około 15 mld dolarów.

>>> Czytaj też: Guru światowych finansów: Recesji nie będzie. Chiński juan wejdzie do pierwszej ligi

Węgrom nie udało się poprzez zmniejszenie podatku dochodowego zwiększyć konsumpcji ze względu na pozycję franka szwajcarskiego, która spowodowała wzrost wartości rat kredytów hipotecznych zaciągniętych w tej walucie przez tysiące gospodarstw, a eksport osłabł w związku ze spowolnieniem wzrostu gospodarczego za granicą.

>>> Polecamy: Za 10 lat Hiszpania najpewniejszym krajem strefy euro?

Reklama

"Węgry od trzech miesięcy dryfują w kierunku poważnie niebezpiecznej sytuacji - powiedział Orban na spotkaniu z ambasadorami. - Kryzys euro stanowi nadzwyczajne, bezpośrednie zagrożenie dla Węgier".

"Gdybym chciał być z wami szczery i uniknąć nadawania słowom nadmiernego patosu, musiałbym powiedzieć wam, że chodzi o kwestię węgierskiej suwerenności" - powiedział Orban.

Premier wyjaśnił, że Węgrzy powinni przygotować się na ciężkie czasy jesienią, ponieważ 10-milionowy kraj ma przed sobą do wyboru: albo ześlizgnąć się na - jak ją nazwał - grecką drogę, albo dalej realizować gospodarcze plany zapoczątkowane ponad rok temu.

W sobotę przedstawiono w Budapeszcie plany zatkania tegorocznej budżetowej dziury wynoszącej 80-100 mld forintów, która powstała wskutek słabszego, niż oczekiwano, wzrostu gospodarczego.

Wzrost gospodarczy na Węgrzech stanął w drugim kwartale roku i zwolnił do zaledwie 1,5 proc. w stosunku rocznym, co sprawiło, że rząd stara się dokonać dalszych cięć budżetowych, aby utrzymać deficyt na poziomie 2,94 proc. PKB, jak to uzgodniono z Unią Europejską.