W ciągu najbliższych miesięcy jeden z liderów rynku kredytów mieszkaniowych w euro – bank Nordea – ma zrezygnować z pożyczania pieniędzy w tej walucie, wynika z nieoficjalnych informacji. Takie założenia zawierać ma nowa strategia banku. Na razie informacji tej nie potwierdza biuro prasowe tej instytucji.
Inny duży gracz – Bank BPH – wycofał kredyty w euro już kilka tygodni temu. – Decyzja ta miała na celu dostosowanie oferty banku do wymogów rekomendacji S. Jest też odzwierciedleniem dążenia do oferowania klientom bezpiecznych produktów, dostosowanych do zmieniającej się sytuacji rynkowej – mówi Szymon Szczypiński, pełniący obowiązki dyrektor departamentu finansowania nieruchomości Banku BPH.

>>> Czytaj też: Kredyt hipoteczny w euro? Uważaj na wysokość marży

Analitycy nie mają wątpliwości, że do tej dwójki dołączą inni. – Większość klientów zadłużonych w walutach obcych, a więc także w euro, kupowała mieszkania przy niższym kursie niż dziś. Mimo że kredyty spłacają już kilka lat, ich zadłużenie nie zmniejszyło się, a nawet wzrosło – mówi Halina Kochalska, analityk Open Finance. Jej zdaniem takie osoby nie będą wymieniać mieszkań na większe, bo sprzedaż dotychczasowych nie pozwoli nawet na spłatę zadłużenia. To zła informacja nie tylko dla rynku nieruchomości, ale i dla samych banków. Rosnące raty mogą w końcu doprowadzić do tego, że kredytobiorcy przestaną je regulować. A banki po przejęciu nieruchomości nie będą w stanie odzyskać swojego kapitału, bo mieszkań nikt nie kupi lub ich ceny jeszcze się obniżą.
Reklama
Do ograniczenia akcji kredytowej w walutach obcych będą skłaniać banki również wymogi nowej rekomendacji S. Od nowego roku rata kredytu walutowego nie będzie mogła przekraczać 42 proc. pensji netto kredytobiorcy. Teraz dopuszczalny udział raty w pensji jest wyższy. Nadzór finansowy zaostrza wymogi kapitałowe dla banków udzielających kredytów w walutach obcych, gdy dochody z takich pożyczek zmniejszyły się dodatkowo po wprowadzeniu ustawy spreadowej umożliwiającej spłacanie rat bezpośrednio w walucie obcej. – Ogół czynników powoduje, że kredyty walutowe przestają być modne i opłacalne, więc tendencja do ograniczenia udzielania takich produktów wydaje się naturalna – mówi Szymon Ożóg z banku Espirito Santo.
Przedstawiciele banków podkreślają jednak, że kredyty w euro nie znikną zupełnie z oferty. – W ostatnim okresie obserwowaliśmy dość radykalne posunięcia banków w zakresie ograniczania oferty w walutach obcych. Z pewnością trudno oczekiwać działań zwiększających dostępność kredytów w euro. Zakładam jednak, że oferta we wspólnej walucie nie zostanie w pełni zarzucona przez banki, a co najwyżej dotkną ją dalsze ograniczenia, na przykład poprzez wzrost marż – mówi Michał Glinka z departamentu bankowości klienta indywidualnego w Raiffeisen Bank Polska.
Rekomendacja S ogranicza akcję kredytową w walutach obcych
prawo
Na kredyt w euro będzie stać nielicznych
Zgodnie z zapisami rekomendacji SIII wysokość raty kredytu zaciągniętego w walucie innej niż ta, w której kredytobiorca zarabia, nie będzie mogła przekraczać 42 proc. pensji netto.
Obecnie rata takiego kredytu może wynosić 50 proc. pensji, a w przypadku lepiej zarabiających – 65 proc. pensji. Nowa rekomendacja uderzy więc przede wszystkim w zarabiających powyżej średniej krajowej. O ile osoba z dochodami 4 tys. zł netto dziś może spłacać ratę na poziomie 2,6 tys. zł, o tyle od stycznia przyszłego roku będzie mogła spłacać tylko 1680 zł raty. Wysokość dopuszczalnego zobowiązania zmniejszy się też w przypadku mniej zarabiających. Dziś osoba z dochodami 1,5 tys. zł netto może spłacać ratę w wysokości 750 zł. Od stycznia będzie to maksymalnie 630 zł.