W opublikowanej kilka dni temu prognozie wzrostu PKB dla wspólnoty Komisja Europejska przewiduje, że polska gospodarka będzie rosła w tempie 2,5 proc. w 2014 roku i 2,9 proc. 2015. Często powtarzana teza wśród polskich ekonomistów głosi, że bezrobocie w Polsce zacznie spadać dopiero w momencie, w którym wzrost PKB wyniesie co najmniej 4 proc. Nie martwi to Pana?

Pana pytanie świadczy o tym, jak względne są kłopoty poszczególnych krajów, bo my się martwimy o to, że mamy za niski wzrost PKB, natomiast inni są ciągle w recesji, co sprawia, że strefa euro ma mizerne perspektywy...

...ale nie zapominajmy, że my musimy ich gonić. Na przykład przeciętny Polak jest wciąż biedniejszy od, dajmy na to, Greka, który od 6 lat zmaga się z kryzysem.

Od 20 lat doganiamy, natomiast w istocie w Europie i w Polsce perspektywa wzrostu zarysowana przez ostatnie prognozy jesienne nie jest obiecująca dla rynku pracy. Podczas kryzysu, począwszy od 2009 roku, mieliśmy do czynienia w całej Europie z czymś, co się nazywa w slangu ekonomicznym jobs hoarding, czyli przechowywanie miejsc pracy w nieco sztuczny sposób poprzez urlopy czy krótszy czas pracy. Wszystko po to, aby nie zwalniać ludzi.

Reklama

Czy w Polsce to także miało miejsce?

W niektórych firmach tak, ale w Polsce sytuacje ratowały miedzy innymi kontrakty zwane popularnie śmieciowymi, czyli zatrudnianie ludzi po maksymalnie niskich kosztach.

Niestety, mamy w Polsce największy odsetek w Europie umów na czas określony. A jak będzie wyglądać poziom bezrobocia w przyszłości?

Perspektywa europejska roku 2014 i 2015 zakłada, że będzie wzrost gospodarczy, który jednak nie jest obiecujący politycznie, bo obiecująca politycznie nie jest statystyka Produktu Krajowego Brutto, ale właśnie drgnięcie rynku pracy, zwłaszcza w segmencie młodych ludzi. Prawdopodobnie dlatego w Polsce poziom bezrobocia utrzymuje się ciągle powyżej 10 proc. (wg Eurostatu, GUS szacuje bezrobocie w Polsce na 13 proc. – przyp. red.), czyli stosunkowo wysoko jak na kraj rozwijający się. Nie doliczam do tego oczywiście szarej strefy, którą należałoby doliczyć w każdym kraju, a szczególnie w krajach południa Europy.

Taka jest perspektywa, o tyle obiecująca, że unikamy niebezpieczeństwa, które rysowało się niedawno, czyli powtórnej recesji w strefie euro. Jednak będzie wzrost, ale to nie jest wzrost, który daje nadzieje, zwłaszcza młodym pokoleniom Europejczyków na znalezienie odpowiedniej pracy.

Uprzedził Pan moje kolejne pytanie. Według Eurostatu bezrobocie wśród młodych w Polsce wynosi 26 proc. Jak z tym wałczyć? Czy wystarczy to, że w przyszłej perspektywie budżetowej Unii przeznaczono spore sumy na walkę z tym zjawiskiem?

Dodam, że oprócz bezrobocia młodzieżowego w Polsce zwraca uwagę także stosunkowo wysoki poziom bezrobotnych kobiet i osób starszych. Podstawowe instrumenty zwalczania tych zjawisk są na poziomie krajowym i nie można mieć nadmiernych oczekiwań co do instrumentów, które mamy na poziomie europejskim. Ale cieszy fakt, że po raz pierwszy pojawiają się one z większą siłą i większą mocą finansowa.

Od zeszłego roku Jose Barroso mówi niemal przy każdej okazji o tym, jak to walka z bezrobociem młodych staje się priorytetem Komisji Europejskiej.

Mamy co najmniej 6 mld euro do wydania na ten cel, co oznacza dla polski tez około miliarda złotych na tzw. inicjatywy zwalczania bezrobocia wśród ludzi młodych. Teraz czekamy na ciekawe projekty, śladem pewnych doświadczeń skandynawskich, tzn., będzie można sfinansować taki program, który pozwala ludziom młodym pozyskanie możliwości stażu, który pozwoli im w wielu przypadkach pokazać swoje możliwości pracodawcy. Przede wszystkim jednak jest to spotkanie z miejscem pracy, a nie frustracja bycia poza nawiasem pracującego społeczeństwa. Cały kontynent zmaga się z problemem, który narasta od lat, w postaci rozwierającej się luki pomiędzy kształceniem, a potrzebami rynku pracy. Pozytywnie się tutaj wyróżniają Niemcy i Austria, w których obowiązuje system o nazwie duale Berufsausbildung. To kształcenie, które można nazwać wyższym technicznym, ale przekładane praktykami w zakładzie pracy.

Przypomnijmy, że bezrobocie wśród młodych jest w tych dwóch krajach najniższe w całej Unii. Czy uważa Pan, że Polska powinna powielić wzór austriacki czy niemiecki?

Powinna spróbować. Polska także choruje od lat na masowy pęd do dyplomu szkoły wyższej – nawet byle jakiej szkoły wyższej. To była ambicja pokolenia, które samo nie miało takiej szansy, ale mogło sfinansować te dyplomy swoim dzieciom. W wielu przypadkach była to przepustka do bezrobocia albo pracy fizycznej za granica, nieprzystającej do kwalifikacji. Po latach nadmiernej wiary w moc dyplomu uniwersyteckiego chyba nadszedł czas na skrojenie ambicji na miarę rynku pracy, który dziś obiecuje więcej ludziom mającym konkretny, poszukiwany fach w ręku. To właśnie pozwala znaleźć zatrudnienie w Polsce i w całej Europie.

>>> Polecamy także artykuł na temat analizy mówiącej, że w 2020 roku będziemy zarabiać połowę tego, co Amerykanie, a także ranking najbardziej pracowitych narodów świata, w którym Polacy znaleźli się w ścisłej czołówce.