Zimna lub gorąca wojna na Krymie i zamęt na wschodzie Ukrainy przekładają się na realne straty dla nas. Kreślimy pięć najważniejszych konsekwencji, które dla Polski ma obecna sytuacja na Wschodzie.



1. Wzajemne sankcje i uwiąd handlu

Handel jest najważniejszym kanałem, którym kryzys wywołany interwencją Rosji na Krymie może uderzyć w polską gospodarkę. Ekonomiści banku Credite Agricole założyli, że możliwe są dwa niekorzystne warianty wydarzeń. W pierwszym przyjęto, że dochodzi do gospodarczej zapaści na Ukrainie. Dziś bez pomocy z zewnątrz państwo nie ma szans, by na dłuższą metą obsługiwać swój dług. Kolaps może pociągnąć za sobą redukcję polskiego eksportu do tego kraju o połowę – przewidują analizy Credit Agricole.

Drugi czarny scenariusz analizowany przez polskich ekonomistów zakłada eskalację konfliktu o Krym i Wschód kraju i wzajemne sankcje Zachodu wobec Rosji i Rosji wobec Zachodu. Polski eksport do Rosji to w zeszłym roku 34 mld zł, czyli 2,1 proc PKB. – W tym scenariuszu, czyli załamania polskiego eksportu i na Ukrainę, i do Rosji, z powodu sankcji, nasz PKB może się zmniejszyć nawet o 1,2 proc. od prognoz – mówi Jakub Borowski z Credit Agricole. – Sama Ukraina nam bardzo nie zaszkodzi, jeśli chodzi o wzrost w tym roku. W połączeniu z Rosją owszem – mówi główny ekonomista banku dr Jakub Borowski.

Reklama

Sankcje jako pierwszy zasugerował amerykański sekretarz stanu John Kerry. Moskwa w odpowiedzi nie zawaha się przed podobnymi środkami. Więcej towarów niż Rosjanie kupili od nas tylko Niemcy, Brytyjczycy, Czesi i Francuzi.

>>> Co konflikt Rosji z Ukrainą oznacza dla Polski? Polecamy felieton prof. Krzysztofa Rybińskiego

2. Wojny o mięso i warzywa nawet bez sankcji

Polska i Rosja prezentują dwa skrajne stanowiska w sprawie tego, co się dzieje w Kijowie, Doniecku i Symferopolu. My popieramy nowe, rewolucyjne władze. Moskwa separatystów na Krymie. Fundamentalnie sprzeczne interesy mogą zaowocować nieformalnymi naciskami ze strony Kremla za pośrednictwem federalnych agencji fitosanitarnych. Ten scenariusz jest realny nawet bez wzajemnych sankcji, o których piszemy wyżej. Gdy latem i jesienią Polska podejmowała wysiłki dyplomatyczne na rzecz podpisania przez Wiktora Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z UE, polska żywność stała się dla Rosji instrumentem nacisku. Podobnie jak w 2005 r. po sukcesie pomarańczowej rewolucji – Rosjanie obłożyli polskie mięso embargiem. Branża szacuje, że rok embarga to straty wielkości 30 mln euro. Dla zakładów takich jak Sokołów, Duda czy Unimięs każde zamieszanie na Wschodzie, to ryzyko. Przy okazji ubiegłorocznego kryzysu firma Duda deklarowała, że miesięcznie wysyłała do Rosji towar nawet za 8 mln zł.

Złą sławą u producentów żywności okrył się zwłaszcza Giennadij Oniszczenko, który na czele rosyjskiego sanepidu stał w latach 1996–2013, a dziś jest doradcą premiera Dmitrija Miedwiediewa. Teoretycznie wstąpienie Rosji do Światowej Organizacji Handlu powinno ukrócić pokusę korzystania z embarga. To jednak tylko teoria.

3. Przyspieszenie w sprawach przyjęcia euro

Konflikt na Krymie to również przyspieszenie jeśli chodzi o debatę nad przyjęciem przez Polskę euro. Wczoraj prezes NBP Marek Belka powiedział, że ten kryzys pokazuje, że warto dodatkowo zainwestować w Unię Europejską oraz być może spojrzeć jeszcze raz na kwestię naszego członkostwa w unii walutowej. Wejście do strefy miałoby być silniejszą gwarancją bezpieczeństwa niż uczestnictwo w NATO. Takie zresztą są główne motywy kursu na unijną walutę państw bałtyckich. Łotwa weszła do strefy w tym roku, Estonia już tam była, a Litwa do strefy ma dołączyć za rok. Państwa bałtyckie, stając się częścią wielkiego rynku, liczą, że Zachód ma silniejszy motyw, by ich bronić, niż ten wynikający z art. 5 traktatu północnoatlantyckiego powołującego NATO. Realna obrona Wilna, Rygi czy Tallina jest bardziej prawdopodobna, gdy rozpatruje się ją jako obronę euro, a nie sojuszników z paktu północnoatlantyckiego. Polska, jako znacznie większy rynek, w ramach strefy euro jest jeszcze ważniejszym ogniwem, które warto bronić. Uderzenie RFN czy Francji po kieszeni znacznie lepiej gwarantuje bezpieczeństwo niż archaiczny art. 5. Co widać choćby w trakcie debat nad planami ewentualnościowymi NATO dla państw bałtyckich.

>>> Czytaj więcej: W obliczu wydarzeń na Ukrainie Polska powinna znów rozważyć przyjęcie euro

4. Polska nie jest krajem tranzytowym dla rosyjskiego gazu

Wśród analiz próbujących uzasadnić sens tak zdecydowanej interwencji Rosji na Krymie pojawił się też wątek gazowy. Półwysep należący do Ukrainy oznacza, że wyłączna strefa ekonomiczna tego kraju sięga na 200 mil morskich na południe od brzegu. Powoduje to, że Rosja – planująca budowę gazociągu południowego omijającego Ukrainę – musi położyć go po łuku, nadkładając drogi. Co oznaczałaby aneksja Krymu? „Dla Gazpromu taki scenariusz oznaczałby kuszące obniżenie kosztów budowy morskiej części gazociągu South Stream” – pisze znawca rynku gazu Michaił Korczemkin.

W ostatnich miesiącach nie brakowało głosów, że budowa gazociągu po dnie Morza Czarnego będzie nieopłacalna. Mimo to w listopadzie na terenie Serbii rozpoczęto realizację inwestycji. Gdyby udało się ją ukończyć, najchętniej po niższych kosztach niż planowane 16,6 mld euro, Białoruś i Ukraina, a więc także Polska, utraciłyby ostatecznie status państw tranzytowych dla rosyjskiego gazu. Gazociąg południowy stanowiłby drugą częścią omijającej nasz region gazowej obwodnicy, której pierwszy etap stanowił uruchomiony w 2011 r. gazociąg bałtycki.

>>> Wice szef Gazpromu twierdzi, że Europa w najbliższych latach coraz bardziej uzależni się od rosyjskiego gazu. Czytaj więcej na ten temat.

5. Katastrofa humanitarna na Ukrainie bez efektów dla Polski

Ukraina jest w dramatycznej sytuacji gospodarczej nawet bez konfliktu zbrojnego pod bokiem. Poprzednie władze pozostawiły kraj na skraju bankructwa. – Rozkradziono ponad 20 mld dol. rezerw walutowych i 37 mld dol. kredytów – skarżył się wczoraj premier Arsenij Jaceniuk. Ukraińcy mogą potrzebować w ciągu najbliższych miesięcy nawet kilkunastu miliardów dolarów. W grę wchodzi przyspieszona prywatyzacja państwowych molochów, z gazowym Naftohazem na czele. Już dziś ukraińskie długoterminowe papiery dłużne ocenione przez Standard & Poor’s na CCC+ są najmniej wiarygodne w Europie.

Kijów dwukrotnie – w latach 1998 i 2000 – ogłaszał niewypłacalność. Oba przypadki były związane z rosyjskim kryzysem finansowym, który doprowadził także do ograniczenia wymiany handlowej między naszymi krajami. Według analityków bankructwo nie przełoży się jednak na katastrofę humanitarną, której skutki odczuje Polska.