Jutrzejsze obchody 70. rocznicy lądowania aliantów w Normandii będą oznaczały formalny koniec izolacji dyplomatycznej Władimira Putina. Choć i tak nie okazała się ona tak szczelna i dotkliwa dla rosyjskiego prezydenta, jak zakładali jej inicjatorzy.

Wprawdzie wczoraj w Brukseli rozpoczął się szczyt grupy G7, z której po aneksji Krymu Rosja – mająca być gospodarzem tegorocznego spotkania – została wykluczona, ale przywódców tych państw Putin będzie miał okazję spotkać w Normandii. Oprócz tego, że zostanie przyjęty przez gospodarza uroczystości, francuskiego prezydenta Francoisa Hollande’a, w planie są także jego rozmowy z szefami rządu Wielkiej Brytanii – Davidem Cameronem i Niemiec – Angelą Merkel. Nawet jeśli w kuluarach nie dojdzie do nieformalnej rozmowy z prezentującym bardziej pryncypialne stanowisko w sprawie sankcji Barackiem Obamą, czego nie można wykluczyć, rosyjski prezydent i tak będzie mógł uznać pobyt we Francji za udany. – W centrum uwagi nie będzie Normandia ani druga wojna światowa. Będziemy się przyglądać językowi ciała – uważa Heather Conley z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS).

Pałac Elizejski wyjaśniał zaproszenie Putina na obchody tym, że ich celem jest uhonorowanie wysiłku wszystkich państw, które przyczyniły się do pokonania hitlerowskich Niemiec, a mimo różnicy zdań w kwestii Ukrainy wkład Związku Sowieckiego trudno negować. Nie wiadomo jednak, czy Paryż tę sprawę konsultował z innymi stolicami. – To wygląda mi na gest, w którym wyczuwa się błędną nutę. Pokazuje, że Zachód jest niezdecydowany i podzielony – powiedział dziennikowi „The Wall Street Journal” Andrew Wood, były brytyjski ambasador w Moskwie. Francja zresztą nie tylko tym jednym gestem osłabia izolację Rosji. Kontrowersje budzi zwłaszcza to, że nie wycofała się ze sprzedaży Rosjanom dwóch okrętów desantowych typu Mistral, które mogą być używane jako jednostki ofensywne, a co więcej – w tym miesiącu szkolenie w porcie w St. Nazaire rozpocznie 400 rosyjskich marynarzy. Za sprzedaż dwóch okrętów – pierwszy ma zostać dostarczony jesienią, drugi w przyszłym roku – Francja otrzyma 1,2 miliarda euro, a ich budowa oznacza stworzenie tysiąca miejsc pracy.

Ale Francja nie jest w tym jedyna. Węgry w styczniu podpisały z Rosją kontrakt o wartości 10 miliardów euro na rozbudowę elektrowni atomowej w Paks, która to inwestycja zostanie zresztą w 80 proc. przez Rosjan skredytowana. Gdy rosyjska interwencja na Ukrainie stała się faktem, węgierski premier Viktor Orban bronił umowy, przekonując, że Budapeszt nie jest stroną w konflikcie. Później jednak próbował ugrać także coś dla siebie, żądając od nowych władz w Kijowie, aby te przyznały mniejszości węgierskiej na zachodzie Ukrainy autonomię i prawo do podwójnego obywatelstwa. Presję wywieraną na Rosję osłabiali także przywódcy tych krajów Unii, którzy wzywali do ostrożności przy nakładaniu sankcji gospodarczych przeciw Rosji, jak kanclerz Austrii czy prezydent Cypru.

Reklama

Faktem jest, że od czasu aneksji Krymu aktywność dyplomatyczna rosyjskiego prezydenta mocno się zmniejszyła i przez ostatnie cztery miesiące nie spotkał się on osobiście z żadnym zachodnim przywódcą. Co nie znaczy jednak, że przez ten czas nic nie udało mu się osiągnąć. 21 maja podczas pobytu w Szanghaju na szczycie Konferencji na rzecz Współdziałania i Budowy Środków Zaufania w Azji (CICA) Rosja i Chiny sfinalizowały trwające od 10 lat rozmowy o sprzedaży gazu do Chin. Kontrakt, na mocy którego Gazprom będzie przez 30 lat dostarczać Chinom 38 mld m sześc. gazu rocznie, za co ma otrzymać 400 mld dol., jest największym w historii rosyjskiego koncernu. Osiem dni później w Astanie prezydenci Rosji, Białorusi i Kazachstanu podpisali umowę o powołaniu Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej – projektu, który od dawna był oczkiem w głowie Putina dążącego do integracji gospodarczej przestrzeni postsowieckiej. Z utrzymywania kontaktów z Rosją – mimo przyłączenia się do sankcji – nie zamierza też rezygnować Japonia, która postrzega ją jako regionalną przeciwwagę dla coraz bardziej ekspansywnych Chin, a premier Shinzo Abe zapowiedział, że zaplanowana na jesień wizyta Putina nie zostanie odwołana.

– W pewnym momencie wszyscy będą musieli zacząć znowu rozmawiać z Putinem. Sądzę, że to jest okazja – powiedział o spotkaniu w Normandii były francuski minister spraw zagranicznych Hubert Vedrine. Jak widać, nie jest w tym odosobniony.

Czytaj też: Putin: Rosja nie zamierza anektować pogranicza Ukrainy. Nie ma tam rosyjskiego wojska