Na efekty obniżki stóp procentowych do rekordowo niskiego poziomu wcale nie trzeba było długo czekać, bo banki już na kilka tygodni przed decyzją Rady Polityki Pieniężnej zaczęły obniżać odsetki od lokat zakładanych na okres dłuższy niż trzy miesiące. Nie inaczej zachowuje się również Ministerstwo Finansów, które już trzeci miesiąc z rzędu obniża oprocentowanie obligacji skarbowych. Czy w nowych warunkach rynkowych oraz przy perspektywie kolejnego cięcia stóp przez RPP można jeszcze liczyć na solidne zyski bez wystawiania swoich oszczędności na wysokie ryzyko?

O tym, że nawet w najmniej korzystnej sytuacji rynkowej nie należy spisywać lokat na straty, przekonali się klienci banków, którzy zakładali 12-miesięczne depozyty przed rokiem. Choć ich średnie oprocentowanie – według danych NBP – wynosiło wówczas tylko 2,31 proc., to po uwzględnieniu 19-proc. podatku od zysków kapitałowych oraz zmiany poziomu cen (spadek o 0,3 proc. rok do roku) realny zysk znalazł się na poziomie 2,18 proc. Lokaty więc nie tylko przechowały siłę nabywczą oszczędności, ale też dały zarobić. Dość wspomnieć, że w historii zdarzały się okresy, kiedy ze względu na wysoką inflację (czyli szybki wzrost cen) bankowe depozyty nawet nie były w stanie ochronić realnej wartości pieniędzy klientów. Innymi słowy: nawet po doliczeniu odsetek za te oszczędności można było kupić mniej niż w momencie zakładania lokaty. Tak było na przykład w 2011 r. i przez część 2012 r., mimo że końca dobiegały wtedy 12-miesięczne umowy zawierane na 4 proc. i więcej.

Zamiast czekać, aż banki jeszcze mocniej zetną oprocentowanie lokat, warto wyprzedzić ich ruch i założyć depozyt ze stałym oprocentowaniem już teraz. To sposób na zagwarantowanie sobie wyższych odsetek na kilka lub kilkanaście najbliższych miesięcy – bo to, że lada moment banki będą oferować niższe stawki jest pewne. Na rynku wciąż można znaleźć wiele promocji i jeszcze przez chwilę zarabianie około 3,5 proc. w skali roku nie powinno stanowić problemu.

>>> Czytaj też: Wolny rynek to wyrok śmierci dla przedsiębiorców? Oto przemilczana historia transformacji

Reklama

A jeśli nie lokata, to co? Lista rozwiązań oszczędnościowo-inwestycyjnych, w których z góry znamy wysokość zysku (w ujęciu nominalnym), jest relatywnie krótka. Obok bankowych depozytów mogą to być także polisolokaty oraz obligacje. Choć te pierwsze widoczne są w ofertach instytucji finansowych coraz rzadziej, to wciąż można znaleźć rynkowe perełki (np. odpowiednik lokaty z gwarantowanym zyskiem na poziomie 5,5 proc. rocznie).

W przypadku obligacji sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Przy założeniu, że oczekujemy bezpieczeństwa porównywalnego do depozytu terminowego lub polisolokaty, pozostają nam wyłącznie papiery skarbowe. Ich oprocentowanie spada już trzy miesiące z rzędu – stają się więc coraz mniej atrakcyjne. I tak: dwuletnie obligacje dają zarobić stałe 2,4 proc. w skali roku, zaś oprocentowanie papierów trzyletnich w pierwszym półrocznym okresie odsetkowym wynosi 2,6 proc. Później odsetki będą ustalane na podstawie stopy WIBOR 6M, co znaczy, że możemy być pewni spadku oprocentowania. Ciekawym rozwiązaniem mogą być obligacje cztero- i dziesięcioletnie, których oprocentowanie zależy od wysokości inflacji. W pierwszym roku papiery te dają zarobić odpowiednio 2,8 oraz 3,3 proc., a w kolejnych latach oprocentowanie zostanie ustalone jako suma inflacji i marży, która wynosi 1,25 pkt proc. dla czterolatek i 1,5 pkt proc. dla dziesięciolatek. Z jednej strony mamy więc gwarancję, że realna wartość oszczędności będzie rosła szybciej niż ceny, z drugiej zaś powinniśmy się liczyć z tym, że nominalne oprocentowanie może być niższe niż na przykład lokat.

Oczekując wyższych zysków niż na lokatach czy obligacjach skarbowych, ale jednocześnie nie czując się wystarczająco pewnie na rynkach finansowych, można pomyśleć o funduszach inwestycyjnych. Czasem wystarczy 100 zł, żeby stać się właścicielem jednostek uczestnictwa funduszu. Wystarczy wybrać, czy oczekujemy ofensywnych inwestycji z szansą na wyższy zysk, ale i niemałym ryzykiem straty, czy może oczekujemy względnego spokoju za cenę potencjalnie niższych zysków, ale i mniejszego ryzyka. Kluczem na pewno powinno być zróżnicowanie naszych inwestycji w myśl zasady, że nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka. Nigdy nie należy umieszczać wszystkich oszczędności w agresywnych inwestycjach, aby w razie straty na tej części portfela móc cieszyć się zyskami z części bezpiecznej (lokaty, polisolokaty, obligacje skarbowe, fundusze pieniężne i gotówkowe, względnie fundusze obligacji).

Nie interesują Cię stopy procentowe i nie masz ochoty myśleć o nich podczas lokowania swoich oszczędności? Jest na to jedna rada. Systematyczność. Odkładając pieniądze każdego miesiąca przez kilka lat w jednym z produktów oszczędnościowo-inwestycyjnych zawsze trafi się na okresy wyższych i niższych stóp. To jednak nie problem, bo wartość kapitału będzie stale zwiększana, a dzięki temu pieniądze będą pracować bardziej efektywnie.